Kadrowa kołdra będzie za krótka na szpitale polowe w Polsce? Rząd zmienia strategię walki z epidemią, eksperci pytają: "Czy nie za późno?"
W niedzielę wieczorem dość niespodziewanie okazało się, że na Stadionie Narodowym w Warszawie zlokalizowany zostanie szpital polowy. Dzień później sprawy nabrały tempa i rząd poinformował, że podobne miejsca zostaną przygotowane we wszystkich miastach wojewódzkich. W Poznaniu – w halach Międzynarodowych Targów Poznańskich. Oto wszystko, co już wiemy o tymczasowej placówce.
Przygotowujemy się na najgorsze, choć mamy nadzieję, że nie okaże się to przydatne. Tak można określić zmianę strategii rządu z ostatnich dni i decyzję o utworzeniu szpitali polowych w każdym mieście wojewódzkim. W Warszawie na Stadionie Narodowym (i prawdopodobnie także w hali Expo), w Poznaniu – na MTP.
To oczywiście nie jedyne działania, bo jednocześnie trwa powiększanie bazy łóżek w tradycyjnych szpitalach, w tym - prywatnych. Wiadomo już, że w poznańskim szpitalu HCP utworzone zostanie dodatkowe 50 łóżek dla pacjentów z COVID-19. Te i kolejne miejsca w Wielkopolsce będą odciążać szpital zakaźny przy Szwajcarskiej.
Może się okazać, że szpitale polowe pozostaną puste, ale by tak się stało – co podkreśla także prof. Andrzej Horban, zakaźnik i doradca premiera – trzeba zahamować transmisję wirusa. System opieki będzie w miarę wydolny do granicy obecnie 10, a maksymalnie 15 tys. nowych dziennych zakażeń. 10 tys. padło w środę. W czwartek – 12 tys. Stajemy więc na skraju wydolności, a ostatnią deską ratunku mogą być szpitale tymczasowe.
Najwięcej wiadomo oczywiście o tym na warszawskim stadionie. Prace są już zaawansowane. W pierwszym etapie ma być przygotowany na 500 miejsc zlokalizowanych w salach konferencyjnych, w tym 50 łóżek respiratorowych. Ostatecznie będzie tam mogło przebywać do tysiąca pacjentów chorych na COVID-19. Łóżka mają być zaopatrzone w instalacje tlenowe. Szpital będzie podlegał lecznicy MSWiA przy ul. Wołoskiej. Jego budowę osobiście koordynuje szef kancelarii premiera, Michał Dworczyk.
Szpital polowy w Poznaniu może na MTP powstać w 10 dni
Władze Poznania najszybciej zareagowały na plan utworzenia szpitali polowych. Ten ma powstać w stolicy Wielkopolskich w halach Międzynarodowych Targów Poznańskich – ogłoszono w poniedziałek wieczorem. O tym pomyśle mówiło się już na przełomie marca i kwietnia, jednak wówczas realizacja nie doszła do skutku, bo też zakażonych było znacznie mniej.
Rolą miasta jest więc udostępnienie terenu i wyposażenie placówki w łóżka. Szpital tymczasowy powstanie w połączonych ze sobą czterech halach: 7-7A-8-8A. Całość będzie nieco przypominała instalacje targowe, ponieważ pomieszczenia zostaną wydzielone za pomocą montażu systemu ścian. Miasto będzie musiało zapewnić możliwość podłączenia instalacji tlenowych i przygotować stanowiska na 45 respiratorów. Znaczna część wyposażenia (choć nie cała) ma pochodzić z Agencji Rezerw Materiałowych.
– Decyzje, dotyczące szczegółów technicznych czy zapewnienie medyków dla szpitala polowego należą do wojewody wielkopolskiego. Sądzę, że będzie musiał oprzeć się na personelu z innych szpitali, może wojsko się zaangażuje. Koszt przygotowania szpitala polowego to około 2,1 mln zł. Mamy zapewnienie, że te pieniądze zostaną zwrócone. To rozwiązanie awaryjne, na wypadek, gdy inne szpitale nie będą w stanie przyjąć chorych. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli z tego skorzystać
– tłumaczył we wtorek Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania.
Z kolei w odpowiedzi na nasze pytania wojewoda Łukasz Mikołajczyk tłumaczy: – Prowadzimy działania przygotowawcze do uruchomienia szpitala tymczasowego na MTP. Jestem w stałym kontakcie z prezydentem miasta i prezesem MTP, bo logistycznie jest to trudne wyzwanie. Planujemy stworzenie docelowo około 500 łóżek, na początku ta liczba może być niższa. W tym momencie nie określę terminu uruchomienia szpitala. To zależy od postępów naszych prac. Jeśli będziemy gotowi, poinformujemy media.
Wojewoda na razie nie chce wchodzić w szczegóły. Chwali sobie jednak współpracę z miastem i targami.
– Wyzwaniem z pewnością jest przygotowanie techniczne hal w taki sposób, by zapewnić pacjentom komfort i jak najlepsze warunki do leczenia
– nie ukrywa.
Sprawdź również: Lekarze odchodzą ze szpitala zakaźnego. "Na adrenalinie, wierze w Boga i Hipokratesa długo w czasie pandemii koronawirusa nie pociągniemy"
Szpital polowy w Poznaniu: Warunki będą trudne
Realia, w jakich będą przebywać pacjenci w szpitalu na MTP nie będą „jeden do jednego” warunkami szpitalnymi.
- W hali targowej niełatwo jest przygotować oddział szpitalny z zabezpieczeniem tlenowym, aparaturowym. Trzeba będzie tworzyć wszystkie strefy, jak na normalnym oddziale zakaźnym: pomieszczenia do przebierania się, sale dla chorych, znów pomieszczenia do przebierania się i mycia po wyjściu od pacjentów. Na ogół w szpitalach tymczasowych nie da się spełnić tych wszystkich wymogów, co w normalnych szpitalach, ale trzeba zrobić tak, by było bezpiecznie dla chorych i pracowników
– podkreśla prof. Jacek Wysocki, zakaźnik i były rektor Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.
Eksperci wskazują jednak na atuty wykorzystania terenów MTP. – Sama koncepcja użycia targów jest całkiem rozsądna. To ogrzewane przestrzenie ze swoimi węzłami sanitarnymi, w których pracuje sztab ludzi, mających doświadczenie w stawianiu ścianek, stanowisk, podprowadzaniu najróżniejszych instalacji – zauważa Patryk Konieczka, szef SOR w szpitalu HCP i wiceprezes Porozumienia Lekarzy Medycyny Ratunkowej.
Dla organizacji szpitala ważne będzie też to w czyje ręce trafi i który szpital będzie za niego odpowiedzialny. Wśród naszych rozmówców przewijały się dwa typy – Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej MSWiA w Poznaniu oraz Wielospecjalistyczny Szpital Miejski na Szwajcarskiej dedykowany do walki z COVID-19 już w marcu. Jednak nieoficjalnie udało nam się potwierdzić, że to właśnie Szwajcarska zajmie się koordynowaniem szpitala polowego na MTP. To bardzo istotne także ze względu na sposób finansowania szpitala tymczasowego. NFZ może płacić za łóżka jedynie placówkom medycznym. Jednak i na te szczegóły przyjdzie jeszcze poczekać.
– Nie ma jeszcze szczegółów dotyczących finansowania szpitali tymczasowych. NFZ będzie realizował wypłaty zgodnie z ustalonymi przepisami, na które obecnie czekamy
– informuje Marta Żbikowska-Cieśla, rzecznik WOW NFZ w Poznaniu.
Za postawienie szpitala polowego MTP ma zapłacić wojewoda wielkopolski. Z targami ma się z kolei rozliczać szpital koordynujący funkcjonowanie oddziału, który tam powstanie.
– Nie traktujemy tego biznesowo i nie prowadziliśmy jeszcze rozmów dotyczących konkretnych stawek. Kierujemy się chęcią niesienia pomocy w trudnej sytuacji, a nie zysku
– przyznaje Tomasz Kobierski, prezes MTP.
Szpitale tymczasowe w Polsce: Kadra jak pospolite ruszenie lekarskie
Jednak największa niewiadoma dotycząca szpitali polowych - zarówno tego w Poznaniu, jak i w Warszawie, to: kto będzie w nich leczył? Potrzeby są duże, co widać na przykładzie Warszawy. Do obsługi 500 miejsc potrzeba: 85 lekarzy, 170 pielęgniarek, 340 opiekunów medycznych i sanitariuszy, 85 ratowników. Do środy popołudniu zgłosiło się łącznie 160 osób, ale już w czwartek do godz. 10 zgłoszeń było ponad 1200. Muszą być one jeszcze zweryfikowane, by uniknąć zaburzenia pracy innych szpitali.
– Obecnie pracujemy nad kwestiami personalnymi. Na pewno będziemy otwarci na osoby, które zadeklarują pomoc i wsparcie – odpowiada wojewoda Mikołajczyk w kwestii poznańskiego szpitala.
Środowisko medyczne mówi jednak wprost: szukanie lekarzy do szpitali polowych, to jak naciąganie zbyt krótkiej kołdry na cały system opieki zdrowotnej.
– Kadry to największy problem. Skąd weźmiemy ludzi? Nie ma już co marzyć, że będą to specjaliści chorób zakaźnych, pulmonolodzy. Obecnie wykorzystuje się już neurologów, internistów, chirurgów, wszystkich. To będzie poniekąd pospolite ruszenie medyczne. Będzie się zbierało wszystkich dostępnych z różnych miejsc. Dlatego dobrze, że szpitale awaryjne powstają w dużych miastach. Z jednej strony jest tu więcej pacjentów, a z drugiej – z racji obecności uczelni, licznych placówek służby zdrowia, zamieszkiwania dużego odsetka kadry medycznej, łatwiej może być pozyskać obsadę
– ocenia prof. Jacek Wysocki.
Podobnego zdania jest dr Artur de Rosier, prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej: – W tej chwili nie ma lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych, którzy są wolni i czekają na zatrudnienie w dodatkowym miejscu pracy. Wszyscy zajmujemy się swoimi pacjentami i po zabraniu medyków z jednego miejsca, ich obecni pacjenci pozostaną bez opieki – mówi.
I na przykładzie lekarzy rodzinnych tłumaczy, że nawet gdyby oddelegować ich do szpitala tymczasowego, to kto będzie leczył na co dzień ich pacjentów? Może to być kilkadziesiąt osób z chorobami przewlekłymi, które z dnia na dzień zostaną np. bez recept. A sytuacji kadrowej nie polepsza fakt, że lekarze też zakażają się wirusem i trafiają na kwarantanny.
– Jesteśmy otwarci na lokalne szkolenia personelu i gotowi stawić się na spotkanie. Część personelu lekarskiego na pewno chętnie zgłosi się do pomocy przy obsłudze respiratorów. Ale nie można angażować wszystkich, bo pozostałe dziedziny medyczne nie mogą zostać bez obsługi
– wyjaśnia Violetta Fiedler-Łopusiewicz, przewodnicząca Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia „Porozumienie Zielonogórskie” na Wielkopolskę.
Zaznacza, że jej członkowie są chętni do rozmów i pomocy, ale na razie na temat szpitala tymczasowego wiedzą tyle, ile mówi się w mediach. Oficjalnego kontaktu brak.
Szpitale polowe w Polsce: Rezydenci, studenci, obcokrajowcy na front?
Jak więc łatać kadrowe braki? Przewijają się propozycje zaangażowania studentów, lekarzy rezydentów i poszukiwania personelu medycznego za granicą.
Czytaj również: Przegraliśmy z pandemią koronawirusa - mówi lekarz. Zakażeń może przybyć nawet 200 tys. dziennie. Jesteśmy w stanie opanować COVID-19?
Patryk Konieczka mówi: – Jeśli chodzi o lekarzy-rezydentów – już teraz polska opieka zdrowotna by nie funkcjonowała bez nich. Należy uświadomić to społeczeństwu i rządzącym, którzy zdają się zapominać, że nie mówimy o studentach, lecz o pełnoprawnych lekarzach wykonujących codziennie swoje obowiązki. Ostatnio były doniesienia, że minister zdrowia znalazł dodatkowych anestezjologów, bo wydał nowy przepis, że po 4 roku specjalizacji w zakresie anestezjologii i intensywnej terapii, rezydenci będą mogli prowadzić terapię respiratorem. Pytam się zatem, co oni zdaniem rządzących robili przez ostatnie cztery lata na swoich oddziałach macierzystych? Przecież ci rezydenci cały czas pracują, a praca z pacjentem podłączonym do respiratora to kwintesencja ich specjalizacji. To nie jest znaleziony nagle nowy pracownik. To są pracownicy, którzy już normalnie znieczulają do zabiegów, pracują na oddziałach intensywnej terapii. Lekarz rezydent to pełnoprawny lekarz, a stwierdzanie, że oto znaleziono nowe kadry, jest chwytem czysto PR-owym.
Co na to sami zainteresowani? – Z pewnością lekarze rezydenci będą stanowili podstawę kadry w szpitalu na MTP. Pamiętajmy jednak, że na co dzień stanowią oni, i tak już deficytowy, personel przychodni POZ, systemu ratownictwa medycznego i „nie-covidowych” szpitali. Kto będzie leczył ludzi na targach? Nie mam pojęcia i to jest trochę przerażające – mówi Piotr Pisula, przedstawiciel wielkopolskiego oddziału Porozumienie Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.
– My nie mamy rezerw. Kraje zachodu będąc w sytuacji epidemii, kiedy miały niedobory kadrowe uruchomiły emerytów. My ich uruchomić nie możemy, bowiem oni cały czas pracują czynnie! Ogromna szkoda, że przez lata nie zachęcono młodych lekarzy do powrotu do Polski
- dodaje Pisula.
Przedstawiciel wielkopolskiego regionu OZZL uważa, że pomocni mogą okazać się studenci. – Takie zapisy pojawiły się w projekcie ministerstwa. Studenci mogą stanowić istotną pomoc dla lekarza, muszą jednak pracować pod nadzorem. Musimy mieć świadomość, że jeśli uruchomimy rezerwy studentów, stażystów, wolontariuszy, osób które mogą dołożyć swoja cegiełkę do systemu, nie zastąpią oni lekarzy, których zabierzemy z innych placówek medycznych. Należy się spodziewać, że zbudowanie szpitala polowego spowoduje ogromne problemy w innych szpitalach, ogromne braki kadrowe, jeszcze większe kolejki i cały szereg problemów dla zwyczajnych pacjentów – wymienia Pisula.
Środowisko medyczne zastanawia się też, jak miałyby wyglądać zapisy odpowiedzialności dla osób, które nie ukończyły jeszcze studiów lekarskich. Odpowiedzią może być klauzula dobrego samarytanina, zaproponowana przez MZ. Ustawa ta ma gwarantować medykom bezpieczeństwo prawne w przypadku, jeśli nieumyślnie popełnią błąd przy opiece nad chorym.
Może więc ściąganie lekarzy z zagranicy to rozwiązanie? Do tego także eksperci podchodzą ostrożnie. Po pierwsze ze względu na wskazane już różnice w kwalifikacjach medyków spoza UE. Po drugie – skoro epidemia szaleje wszędzie, dlaczego nagle inne państwa miałyby łatwo wypuścić swoich medyków?
– Pamiętajmy, że każde kadry, których pomoc się przewiduje trzeba najpierw przeszkolić. Rozumiem, że wszelka pomoc jest ważna, ale student nawet wyższych lat nie jest jeszcze lekarzem i nie ma prawa wykonywania zawodu. O tym należy pamiętać. Co do lekarzy z zagranicy – projekt ustawy znacznie upraszcza kryterium kwalifikacji do pracy w Polsce. Przestrzegam przed tym. Trzeba bardzo zwracać uwagę na kwalifikacje osób zza granicy, które nie są tożsame z kwalifikacjami lekarzy w Polsce
– studzi entuzjazm dr Artur de Rosier.
Nie brak też takich, którzy proponują, żeby w szerszym zakresie zaangażować wojsko. Jednak i to może się okazać trudne.
– Nie jest tak, że wojsko ma kompanie lekarzy, pielęgniarek i sanitariuszy. Ono też ma ogromne niedobory lekarzy, mnóstwo wolnych etatów. Zresztą szpitale wojskowe działają w tym samym systemie, co każdy inny szpital. Są na kontraktach z NFZ i nie stoją w nich wolne łóżka, a personel nie ma co ze sobą zrobić. Dlatego roli wojska nie przeceniałbym w kontekście personelu medycznego. Z drugiej strony oczywiście pomoc wojska w rozwijaniu obiektów typu szpitale tymczasowe jest jak najbardziej możliwa
– ocenia dr Andrzej Trybusz, były Główny Inspektor Sanitarny, a do kwietnia – szef wielkopolskiego sanepidu, który sam ma stopień generała.
Szpitale polowe w walce z epidemią koronawirusa: Dobra zmiana, ale zbyt późna
W kwestii przygotowywania szpitali polowych w rozmowach z lekarzami, niemal cały czas przewijało się jedno stwierdzenie – kierunek jest dobry, ale obrany za późno. Trudno zaplanować coś bowiem w epidemicznym chaosie, kiedy brakuje ludzi, czasu i na wiele niuansów nie zwraca się uwagi. Dr Trybusz określił wprost: „kopiemy studnię, a właściwie szukamy łopaty, w momencie gdy już szaleje pożar”. Według niego – patrząc choćby na Niemców – jesteśmy spóźnieni co najmniej o miesiąc-półtora. Inni idą nawet o kilka kroków dalej.
– Już na początku pandemii zarówno ja, jak i część środowiska lekarskiego postulowaliśmy, by iść za przykładem Dubaju, czy Madrytu i zamiast blokować miejsca potrzebne innym chorym w wielospecjalistycznym szpitalu leczącym pół miasta, stawiać tego typu placówki, pod warunkiem, że będzie je kim obsadzić i będą dobrze przygotowane
– uważa z kolei lek. Patryk Konieczka. Żałuje, że wtedy nikt nie słuchał takich głosów.
A prof. Jacek Wysocki diagnozuje: – Weszliśmy w fazę bardzo szybkiego wzrostu liczby nowych przypadków, rekordy mamy praktycznie co dwa dni. Oznacza to, że zakażenia szerzą się powszechnie i możemy się zarazić wszędzie. To sytuacja nieporównywalna z tym, co było wiosną.
I ani on, ani inni nie mają wątpliwości – docieramy do granicy wydolności szpitali. O ile już jej nie przekroczyliśmy.
Niektórzy, jak dr Artur de Rosier czy Andrzej Trybusz zwracają uwagę na niepokojące rozbieżności między oficjalnymi danymi a rzeczywistą sytuacją. Mówi de Rosier: – Gdyby spojrzeć na dziś i źródła oficjalne, okazuje się, że łóżka i respiratory dla pacjentów z koronawirusem są dostępne. Co więcej – rezerwa jest duża. Pytanie na ile są to realne liczby, skoro od kolegów otrzymujemy informacje, że trudno jest znaleźć łóżko dla pacjenta z COVID-19.
Czas nie sprzyja i nie będzie już sprzyjał przygotowaniom do powstania szpitali polowych. Choć rząd stara się narzucić jak najszybsze terminy, zarówno na budowę, jak i ich obsadę, to rzeczywistość może je boleśnie zweryfikować.
– Nowy projekt, który jeszcze nie wszedł w życie, zakłada konieczność przekazania wojewodzie na jego wniosek przez samorządy zawodowe danych lekarzy i pielęgniarek zdolnych do wykonywania dodatkowej pracy. Patrzę na to o tyle krytycznie, że wskazany termin siedmiu dni jest zdecydowanie za krótki. Tym bardziej, że narzuca się, iż osoby chorujące przewlekle muszą okazać zaświadczenie od lekarza orzecznika. Jak je zdobyć skoro jesteśmy w „stanie wojny” i wszyscy pracują na najwyższych obrotach? Jedyne kryterium kwalifikacji, które można podać w miarę szybko to kryterium wiekowe
– zastrzega prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej.
Czytaj także: Drugi lockdown w Polsce? Oto 10 branż, które najbardziej ucierpią na ponownym lockdownie
Szpitale polowe w Polsce: Oby się nie przydały
Z tego obrazu wyłania się nadzieja, że szpitale tymczasowe, choć zostaną przygotowane, to się nie przydadzą.
– Kiedy obecnie przekształcamy łóżka w szpitalach na łóżka covidowe, tak naprawdę zabieramy miejsca dla pacjentów, którzy trafiają do placówki np. z zawałem czy udarem. Jeżeli mamy takie dzienne liczby zakażeń, jak obecnie, to przygotowanie szpitali tymczasowych jest potrzebne. Dobrze by było, gdybyśmy nie musieli z nich korzystać – mówi prof. Wysocki.
Jeśli jednak będzie trzeba uruchomić rezerwowe miejsca, to liczy, że uda się uniknąć przyjmowania np. na MTP pacjentów wymagających respiratoroterapii. Optymalnie byłoby wykorzystywać tradycyjne szpitale dla najciężej chorych, a pacjentów wymagających tlenu i doglądania przekierowywać do szpitali tymczasowych. Wszystko zależy od tego na ile pozwolą na to liczby i rozwój epidemii.
– Szpitale polowe będą uruchamiane w ostateczności. Ale dla bezpieczeństwa powinny być przygotowane, czekać. Być może będzie krytyczny moment epidemii, kiedy użyjemy ich przez np. dwa tygodnie, a później stopniowo będziemy wygaszać. Ale stopniowo, nadal mając je w odwodzie
– zastrzega były rektor UMP.
Zobacz również: Rośnie fala zakażeń koronawirusem. Drugi lockdown w Polsce? Przedsiębiorcy mówią wprost: - Nie możemy sobie na to pozwolić
Z kolei dr Artur de Rosier podsumowuje: – Myślę, że przygotowywanie szpitali tymczasowych, to działanie zapobiegawcze, by nie dopuścić choćby do sytuacji takiej, jak wiosną we Włoszech. Sam pomysł zabezpieczenia miejsc jest słuszny, ale w ślad za tym idzie kwestia personelu. Musimy pamiętać, że nawet jeśli państwo zatrudni logistyków i będzie dobrze przygotowane zaplecze, to problem kadr pozostanie.
-------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień