Kadrowiacy z Oleandrów
6 sierpnia 1914 Z Krakowa wyrusza do walki z Rosjanami Strzelecka Kompania Kadrowa. To pierwszy regularny oddział Wojska Polskiego od 1831 r. Stanie się zalążkiem legionów i armii niepodległej Polski.
Był ranek 6 sierpnia 1914 r. Drogą wiodącą od Krakowa ku granicy z Rosją ciągnęła kolumna żołnierzy w niebieskawych mundurach. W miarę zbliżania się do komory celnej milkły śpiewy i rozmowy, twarze poważniały. Oddajmy głos jednemu z członków oddziału: „Słupy graniczne minęliśmy w milczeniu, maszerując na baczność, salutowani przez gromadkę strażników celnych i oddziałek dragonów austriackich, gapiących się na nas ze straszliwym respektem. (…) Kiedy stanęliśmy na szczycie wzniesienia, skąd szeroki roztaczał się widok na północ, na Królestwo, Kasprzycki zatrzymał i sfrontował kompanię, a stanąwszy przed frontem, zwrócił się do nas z następującymi słowami: »Koledzy! Weszliśmy na ziemię Królestwa Polskiego jako pierwszy od 1831 roku oddział regularnego wojska polskiego«”.
Tak właśnie wymarsz 1. Kompanii Kadrowej opisał późniejszy generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Ten niewielki oddział stał się zalążkiem Legionów i przyszłej armii polskiej.
Czekając na wojnę
Po upadku rewolucji 1905 r. w Kongresówce, Józef Piłsudski - zwolennik czynnej walki o niepodległość - przeniósł swe działania do Galicji. Spora swoboda, jaką Polacy cieszyli się w tym zaborze, pozwalała na rozwinięcie tam akcji antyrosyjskiej. Z kolei istniejące od dawna różnice polityczne między Wiedniem a Petersburgiem pozwalały mieć nadzieję, że wojna między tymi mocarstwami wybuchnie wcześniej czy później.
Narzędziem, jakie Piłsudski zamierzał wykorzystać w swoich działaniach stał się ruch strzelecki. - Związki strzeleckie były organizacjami paramilitarnymi. Młodzi Polacy zdobywali w nich umiejętności wojskowe z myślą o walce o wolną ojczyznę. Uczyli się musztry, taktyki, strzelania, topografii - mówi nam Janusz T. Nowak, współautor książki „Legiony Polskie 1914-1918”.
Kierownictwo nad nim sprawował tajny Związek Walki Czynnej z Piłsudskim jako komendantem na czele. Z kolei w 1911 r. we Lwowie powstały Polskie Drużyny Strzeleckie, wywodzące się z innej opcji politycznej (secesjonistów z endecji), ale działające na podobnych zasadach.
Wzrost napięcia międzynarodowego, w tym zwłaszcza konfliktów między Austro-Węgrami a Rosją, ożywił nadzieje galicyjskich niepodległościowców. Gdy po zamordowaniu 28 czerwca 1914 r. w Sarajewie austriackiego następcy tronu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda doszło do pogorszenia stosunków Wiednia z Serbią i jej sojuszniczką Rosją, stało się jasne, że konflikt zbrojny wybuchnie lada chwila.
29 i 30 lipca Piłsudski wydał pierwsze rozkazy mobilizacyjne dla Związku Strzeleckiego. Strzelcy mieli przybywać do krakowskich Oleandrów, miejsca w Parku Jordana, w którym znajdowały się drewniane pawilony pozostałe po niedawnej wystawie wnętrz mieszkalnych. Władze miasta udostępniły je Związkowi na tymczasowe koszary. Jednocześnie trwały zabiegi o zgodę austriackich władz wojskowych na udział strzelców w przyszłych działaniach wojennych.
2 sierpnia zgodę taką wydał c.k. sztab, choć zmienił pierwotnie planowaną trasę: zamiast do Zagłębia Dąbrowskiego, gdzie idee niepodległościowo-socjalistyczne były popularne wśród robotników, wyznaczył Miechów i Kielce. Jak się miało rychło okazać, przyniosło to fatalne skutki dla planów Piłsudskiego.
Pierwszy patrol
Zadaniem oddziałów strzeleckich według austriackich czynników wojskowych miało być prowadzenie rozpoznania na przedpolu c.k. armii i działania dywersyjne na rosyjskim zapleczu.
Według Piłsudskiego zaś, strzelcy mieli doprowadzić do wybuchu antyrosyjskiego powstania w Kongresówce. Na spotkaniu z przedstawicielem austriackiego wywiadu Piłsudski uzyskał zgodę na mobilizację swoich ludzi i wejście ich do działań po wypowiedzeniu wojny.
Czekając na to ostatnie, Komendant wysłał siedmioosobowy patrol w kierunku Jędrzejowa z zadaniem rozpoznania sytuacji i przeszkodzenia Rosjanom w akcji mobilizacyjnej. Patrol tworzyło siedmiu ludzi: Władysław Prażmowski „Belina” (dowódca), Janusz Głuchowski „Janusz”, Antoni Jabłoński „Zdzisław”, Zygmunt Karwacki „Bończa”, Stefan Kulesza „Hanka”, Stanisław Skotnicki „Grzmot” i Ludwik Skrzyński „Kmicic”.
Patrol wyruszył w nocy 3 sierpnia na dwóch bryczkach. W Kongresówce dotarł bez większych przeszkód pod Jędrzejów, a wracając zarekwirował pięć koni i siedem siodeł. Był to pierwszy patrol bojowy odradzającego się wojska polskiego.
Żołnierze polscy
Tymczasem do Oleandrów 3 sierpnia dotarł oddział 74 członków Polskich Drużyn Strzeleckich ze Stanisławem Burhardtem--Bukackim na czele. PDS wobec sytuacji wojennej podporządkowały się bowiem Piłsudskiemu. W związku z tym Komendant dokonał symbolicznego zbratania członków obu organizacji.
3 sierpnia po południu na zbiórce na dziedzińcu Oleandrów stanęli oni naprzeciw siebie, a Piłsudski powiedział do nich: „Odtąd nie ma ani strzelców, ani drużyniaków. Wszyscy, co tu jesteście zebrani, jesteście żołnierzami polskimi. Znoszę wszelkie odznaki specjalnych grup. Jedynym waszym znakiem jest odtąd orzeł biały. Dopóki jednak nowy znaczek nie zostanie wam rozdany, rozkazuję, abyście zamienili ze sobą wasze dawne oznaki, jako symbol zupełnej zgody i braterstwa, jakie muszą wśród żołnierzy polskich panować. Niech strzelcy przypną do czapek blachy drużyniaków, a oddadzą im swoje orzełki. Wkrótce może pójdziecie na pola bitew, gdzie, mam nadzieję, zniknie najlżejszy nawet cień różnicy między wami”.
Następnie Komendant przystąpił do formowania oddziału, który jako pierwszy miał przekroczyć granicę. Jeden z oficerów zaczął wyczytywać z imienia i nazwiska żołnierzy z różnych plutonów. Ci występowali w pełnym oporządzeniu i z bronią i stawali w osobnym szeregu.
Znaleźli się wśród nich zarówno strzelcy, jak i drużyniacy. W ten sposób utworzona została kompania, która jako pierwsza miała pójść do walki. Nazwano ją później 1. Kompanią Kadrową, jako że niej wyrosnąć miały kadry odrodzonego wojska polskiego.
Tak Józef Piłsudski przemówił do szczęśliwców, których wybrano do oddziału: „Żołnierze!... Spotkał was ten zaszczyt niezmierny, że pierwsi pójdziecie do Królestwa i przestąpicie granicę rosyjskiego zaboru jako czołowa kolumna wojska polskiego, idącego walczyć za oswobodzenie ojczyzny. (...) Patrzę na was, jako na kadry, z których rozwinąć się ma przyszła armia polska, i pozdrawiam was, jako pierwszą kadrową kompanię”.
Janusz T. Nowak: - Był to pierwszy regularny oddział WP od czasów powstania listopadowego, który miał wziąć udział w walce i który rzeczywiście stworzył zalążek przyszłej polskiej armii. Symboliczne jest też to, że dokładnie 50 lat wcześniej, 5 sierpnia 1864 r., na stokach cytadeli warszawskiej Rosjanie dokonali egzekucji dyktatora powstania styczniowego Romualda Traugutta. Teraz spadkobiercy powstańców styczniowych znów wyruszali do boju o wolną Polskę.
170 koron
Dowódcą oddziału został Tadeusz Kasprzycki, a plutonami dowodzili Kazimierz Piątek „Herwin”, Henryk Paszkowski „Krok”, Stanisław Burhardt-Bukacki, Jan Kruszewski „Krok”. Plutony utworzono w ten sposób, że ustawieni według wzrostu żołnierze odliczali do czterech. Następnie zaś tych z numerem jeden przydzielono do pierwszego plutonu, tych z numerem dwa do drugiego itd.
Pośpiech i improwizowane warunki formowania sprawiły, że nigdy do końca nie ustalono dokładnej liczebności kompanii. Dziś podaje się liczbę od 144 do 172 żołnierzy.
Kompania miała w miarę jednolite umundurowanie i uzbrojenie w postaci austriackich karabinów Mannlicher wz. 90 i 95. Żołnierze nosili strzeleckie mundury, tornistry, koce, ładownice po 105 naboi w każdej, chlebaki i łopatki. Intendentem oddziału został Aleksander Litwinowicz, który dysponował jako zabezpieczeniem finansowym kwotą 170 koron; 100 koron dał Piłsudski, a 70 sam Litwinowicz.
W nocy z 5 na 6 sierpnia Austriacy wydali zgodę na wymarsz. W Oleandrach zarządzono alarm, a około godz. 3 oddział wymaszerował w kierunku północnym. Poprzedzał go konny patrol pod dowództwem Władysława Beliny-Prażmowskiego; pięciu jego członków jechało na koniach, a dwóch niosło siodła na plechach. Wierzchowce mieli zdobyć w Królestwie.
Na wojnę!
Maszerującą kompanię kawałek za rogatki miasta odprowadzili komendant Piłsudski i Kazimierz Sosnkowski. Następnie oddział przeszedł przez Prądnik, Łobzów, Węgrzce, Bibice ku Michałowicom. Wspominał Tadeusz Kasprzycki: „Pytania, prośby, żeby powiedzieć, co będzie, gdzie idziemy. Uśmiecham się tajemniczo, wreszcie czoło zbliża się do szosy »warszawskiej«. Trzeba ich podrażnić: zapowiadam kierunek w prawo z powrotem na Kraków. Lament - »my chcemy na wojnę«. Po chwili poprawiam się - zachodzenie w lewo, ku granicy. »Jubel« niebywały. Okrzyki, trąbka. Robi się nastrój, serce łomoce...”. W Michałowicach przebiegała granica zaborów. Strzelcy obalili rosyjskie słupy graniczne. Stojąca w pobliżu rosyjska komora celna była pusta; urzędnicy ewakuowali się. Wieczorem kompania dotarła do Słomnik.
7 sierpnia Kadrówka zajęła Miechów, gdzie pozostała do 9 sierpnia. Doszło tam do zmiany dowódcy. Tadeusza Kasprzyc-kiego, który odszedł do sztabu, zastąpił Kazimierz Piątek „Herwin”, a z kolei jego na stanowisku dowódcy 1. plutonu zastąpił Modest Słoniowski „Słoń”.
Do Miechowa dotarł też oddział dowodzony przez Mieczysława Norwida-Neugebauera, a sformowany w Krzeszowicach, gdzie działał strzelecki punkt etapowy. 450-osobowy oddział Neugebauera przekroczył granicę w Racławicach koło Krzeszowic i ruszył do Słomnik. Razem z nim na wojnę wyruszył też komendant Piłsudski.
Batalion z kompanii
W Miechowie oddział połączył się z kompanią „Herwina” tworząc batalion. Kadrówka została w nim pierwszą kompanią. Zakończyła się jej rola jako samodzielnej jednostki. Podczas swojego krótkiego istnienia zdążyła jednak przejść do historii.
12 sierpnia batalion kadrowy z Piłsudskim i sztabem, poprzedzony kawalerią, wszedł do Kielc. 14 sierpnia jego dowództwo przejął Edward Śmigły „Rydz”. Jako III batalion wszedł on potem w skład 1. Pułku Legionów i zyskał tam bojową sławę.
Z analiz prof. Jacka Majch-rowskiego, autora jedynej monografii 1. Kompanii Kadrowej, wynika, że wbrew powszechnej opinii po odzyskaniu niepodległości kadrowiacy wcale nie porobili oszałamiających karier. Do większych godności cywilnych doszło zaledwie kilku. Niewiele lepiej poszło tym, którzy pozostali w wojsku - generałami zostało tylko 13.
- Po wojnach wrócili do swoich zawodów albo na studia, pracowali jako lekarze, nauczyciele, urzędnicy, rzemieślnicy. Kilku wyemigrowało do USA, Belgii, Brazylii - kończy Janusz T. Nowak.