Kaganek czy kaganiec oświaty
Polska szkoła wymaga zmian, zmiany wymagają dyskusji, dyskusja wymaga eksperckich analiz i rzeczowych argumentów. Czego dziś brakuje? Wszystkiego.
Rewolucyjny zapał Przemysława Czarnka przy zmianach w oświacie opiera się na dwóch filarach. Po pierwsze, jego zdaniem, rodzice stracili kontrolę nad edukacją własnych dzieci, po drugie - jej brak otworzył drogę do „promocji LGBT i antypolskich wartości”. Szkoda tylko, że to wszystko bujda na resorach, łatwiej byłoby obronić teorię o czipach w szczepionkach. Pokrótce: rodzice zaangażowani są jak nigdy wcześniej, a polska szkoła w ostatnich dekadach nawet za rządów SLD utrzymywała konserwatywny programowy szkielet. Innymi słowy, minister walczy wyłącznie z własnymi wyobrażeniami i na tej podstawie buduje nowy ład.
W efekcie nie chodzi o to, żeby rodzice tę rzekomo utraconą kontrolę odzyskali, tylko żeby pełnił ją za nich, wbrew ich woli, państwowy urzędnik. Gwarantujący realizację konkretnej światopoglądowej linii.
Głośna historia z ostatnich tygodni. Uczniowie dobczyckiej szkoły pojawili się na „Tour de Konstytucja”, organizowanym przez opozycyjny KOD. Czy przechodzili tam przypadkiem, czy nauczyciele uznali, że warto posłuchać o ustawie zasadniczej i zabrać do domu jej egzemplarz - nie ma to większego znaczenia. Z ministerstwa i kuratorium wytoczono potężne armaty, celem ataku stali się pedagodzy i dyrekcja placówki. Wielu uzna, że słusznie, ale pozwólcie, że opowiem wam inną historię. Kilka dni temu w jednej z krakowskich szkół publicznych uczniowie na religii dostali polecenie napisania listu do prezydenta Andrzeja Dudy. Nie o zmianach w oświacie, tylko z życzeniami. Propozycja pisania do polityków wrażych opcji została przez katechetę odrzucona. Z prostego rachunku w zadaniu o odpolitycznianiu szkoły wychodzi, że w tym wypadku reakcja ministerstwa i kuratorium powinna być taka sama.
Czy będzie? Nie. Nie trzeba chyba tłumaczyć - dlaczego. Bo przecież nie o odpolitycznianie szkoły tutaj chodzi. Wręcz przeciwnie.
Ręczne sterowanie, co dyrektor i nauczyciel może, a czego nie może, wymaganie pieczęci kuratoriów na każdej dodatkowej aktywności, to nie tylko gwałt na zdrowym rozsądku, ale również rujnowanie resztek społecznego zaufania. Podejrzane będą już nawet warsztaty z ekologii, bo wiadomo, to agenda liberalna, by nie rzec - lewacka.
Pędzimy w stronę absurdu. Na złamanie karku. Nietrudno przecież sobie wyobrazić, że za akt politycznej agitacji zostanie uznana np. wizyta licealistów na UJ i spotkanie z rektorem prof. Jackiem Popielem. Tym samym, który swoim listem do kurator oświaty Barbary Nowak - porównującą uczelnię do agencji towarzyskiej - postawił ją intelektualnie do kąta, więc z marszu został zapisany do apologetów „cancel culture” i cywilizacji śmierci. To automatycznie ruguje go z pocztu właściwych autorytetów. Kaganek oświaty będą mogli nieść jedynie specjaliści certyfikowani przez Nowak i ministra Czarnka.
Nic dziwnego więc, że protesty wokół zmian w oświacie będą się zaostrzać, awantura nakręcać, a polska szkoła zanurzać w coraz głębszym kryzysie. Małe to pocieszenie dla dzieci, że właśnie zaczynają się wakacje.