Kaj żyjom Utopce, czyli śląskie Beboki
Utopce w stawach i Beboki w ciemności. Czy tego bali się dawniej Ślązacy? Cóż, wiara w istoty nadprzyrodzone i strach przed tym co nieznane, leżą u podstaw wielu legend. Stowarzyszenie "Barwy Śląska" oraz Centrum Kultury Śląskiej w Nakle Śląskim, zorganizowały konkurs "Śląskie Beboki".
Znacie Beboka? Baliście się go w dzieciństwie? Pewnie tak, bo Bebok lub Babok, jest jednym z najpopularniejszych śląskich demonów. W innych regionach Polski znany jako Bobo. Zazwyczaj wyobrażano go sobie jako niską, złośliwą postać, z kopytami zamiast nóg. Trzymał w ręku kij, którym bił niegrzeczne dzieci. Rodzice używali Beboka w celu dyscyplinowania swoich pociech. Bebok pojawiał się po zachodzie słońca, tam gdzie dzieci po zmroku nie powinny się pokazywać.
- Nazywano go duchem zza drzwi. Choć istniały wyobrażenia na temat jego wyglądu, nikt go nigdy nie widział, bo siedział w ciemności. Dzieci straszono Bebokiem, żeby nie wchodziły do sieni, kiedy jest ciemno - tłumaczy Bernard Szczech, historyk ziemi śląskiej.
Podciep, Utopek i Skarbek
Innym niewielkim w rozmiarach i równie złośliwym demonem był Podciep. Jego celem były nieochrzczone dzieci. Wykorzystywał nieuwagę rodziców, wchodził do pokoju przez komin, i wykradał pociechę z kołyski. Na miejsce wkładał swojego Podciepa, który wychowywał się w rodzinie.
- Tłumaczeń na to, skąd wziął się ten demon, jest wiele. Najbardziej popularne to takie, że właśnie nim tłumaczono sobie, kiedy jedno z dzieci w rodzinie, różni się od pozostałych. Mogło chodzić np. o kolor oczu czy włosów, ale przede wszystkim o zachowanie. Jeśli jedno z dzieci było szczególnie niegrzeczne w porównaniu do rodzeństwa, mama krzyczała na nie "ty podciepie" - opowiada Szczech.
Podciep był szczególnie powiązany z wierzeniami chrześcijańskimi. Uważano, że po chrzcie dzieci są chronione. Przed tym wydarzeniem, rodzice nie mogli nawet na chwilę spuszczać go z oka. - Podciep miał praktyczne zastosowanie. Dzięki wierze w niego, matki czuwały na swoimi dziećmi w przypadku zadławienia czy zaziębienia - tłumaczy historyk.
Śląsk będąc swoistym tyglem kulturowym, posiadał zawsze bogatą sferę wierzeniową, która w szczątkowej części zachowała się do dziś. Najkrócej mówiąc, ta niewidzialna strefa ludzkiego życia powstała ze strachu. Ludzie próbując chronić przed nim swoje umysły, tworzyli charakterystyczne demoniczne postacie, których zasadniczym celem była funkcja wychowawcza, ochronna i zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa. Tkwiła w nich potrzeba zrozumienia świata, oswojenia i wytłumaczenie zjawisk a także otaczającej rzeczywistości.
Jednym z najpopularniejszych demonów słowiańskich w Polsce był tymczasem Utopiec lub Utopek. Swoje odmiany miał w wielu regionach Polski i Europy. Nazywany również Topielcem, Topnikiem czy Rokitką (na Śląsku Cieszyńskim) a w Niemczech Wassermanem. Często utożsamiany z Wodnikiem - panem zbiorników wodnych.
Przyjmował też różne postacie. Na Śląsku wyobrażano go sobie jako barwnie ubranego mężczyznę. W Zagłębiu jednak Utopca wyobrażano sobie jako wysoką, odzianą na czarno postać. Śląskiego i zagłębiowskiego Utopca łączyło jedno - woda wylewająca się z rękawów. To z nimi utożsamiano wszelkiego rodzaju tragedie, jakie zdarzały się nad zbiornikami wodnymi.
Bardzo popularnym na Śląsku duchem był kojarzony z górnictwem Skarbek. Nie uważano go jednak za złego demona - choć mógł uprzykrzać życie górnikom. Jego głównym zadaniem była jednak ich ochrona.
- Jednym z najpopularniejszych przykazań Skarbka był zakaz gwizdania. Duch nie życzył tego sobie pod ziemią. Jeśli jakiś górnik nie przestrzegał tej zasady, mógł zostać niespodziewanie spoliczkowany. Miało to jednak praktyczne zastosowanie. Gwizdy mogły przypominać odgłosy zawalania się ścian i powodować niechcianą panikę wśród pracujących pod ziemią - tłumaczy Agnieszka Mueller, etnolog.
To Skarbkowi zawdzięczano cudowne ocalenia górników. Znane są ich opowieści, kiedy udało im się wychodzić na powierzchnię, bo zobaczyli Skarbka z latarką, który wskazał im drogę. Wszystko wskazuje jednak na to, że Skarbek przyszedł na ziemie śląskie razem z górnikami pochodzącymi z terenów dzisiejszej Austrii i Bawarii. Miał też inne nazwy. W Karkonoszach nazywano go Liczyrzepą a na Śląsku Cieszyńskim nosił imię Pustecki.
Jak Beboki wypadły na płótnie.
Wymienione wyżej i wiele innych śląskich zjaw, można jeszcze oglądać w Centrum Kultury Śląskiej w Nakle Śląskim. Trwa tam pokonkursowa wystawa prac "Śląskie Beboki". Wernisaż odbył się na początku listopada.
Na konkurs spłynęło prawie 100 prac malarzy i grafików. - To był trudny temat i wiedzieliśmy, że może być ciężko, ale rezultat przeszedł nasze oczekiwania - ocenia ilość i jakość nadesłanych prac Jan Han, jeden z pomysłodawców konkursu.
- Przyznam, że kiedy po raz pierwszy usłyszałem hasło "beboki” w kontekście konkursu malarskiego, byłem skonfundowany. Początkowo nie chciałem wierzyć, jak można przenieść na płótno coś, co istnieje tylko w opowieściach. Zaufałem jednak intuicji Jana Hana i okazało się to strzałem w dziesiątkę - mówi Stanisław Zając, dyrektor CKŚ w Nakle Śląskim. Dodał, że już w trakcie wernisażu pojawiły się pytania o możliwość zakupienia obrazów. - Jako dziecko najbardziej bałem się ciemności, czyli Beboków - przyznaje na zakończenie dyrektor.
Zwycięzcą w kategorii malarstwo okazał się Stanisław Łakomy, za obraz pt.:"Tam, kaj żyjom Utopce”. - Ja akurat nie miałem wątpliwości i jak tylko zapoznałem się z tegoroczną tematyką konkursu, od razu zabrałem się za malowanie - podsumował skromnie zwycięzca. - Do dziś pamiętam, jak starsi przestrzegali nas przed Utopcami, które były dosłownie wszędzie. Według opowieści, mogły się pojawiać nawet w małych zbiornikach przy wyrobiskach górniczych – dodał.
Więcej do powiedzenia na temat obrazu ma Jan Han, jeden z członków jury. - Nagroda przede wszystkim za atmosferę obrazu i utrzymanie kolorów w jednym tonie. Do tego umieszczenie Utopka na tle typowego śląskiego krajobrazu, idealnie wpisywało się w koncepcję konkursu - twierdzi.
Wystawę Śląskie Beboki można oglądać w Centrum Kultury w Nakle Śląskim do końca roku.