Kakofonia kolorów na Placu Kwiatowym. Jaka energia z nich płynie?
Na oddanym wiosną Placu Kwiatowym w Katowicach niby wszystkie kolory do siebie pasują. Różne odcienie zielonego, szarego, białego, brązowego czy miedzianego. Głównie kolory ziemi, natury i wody. Analizując to zestawienie można stwierdzić – wszystko ok, powinniśmy czuć się dobrze. Jest jednak pewne ale... Coś nie gra, przeszkadza. Człowiek nie chce być tam długo. Bo diabeł tkwi w szczegółach. A w centrum stolicy regionu z nimi jest naprawdę kiepsko.
Pewnie wiele osób nie zdaje sobie sprawy jak łatwo podnieść komuś ciśnienie. Wystarczy, że zaprosimy kogoś do pomieszczenia, w którym do aranżacji wykorzystano źle dobrane kolory - wymieszane ciepłe z zimnymi czy zwalczające się na innej zasadzie. Barwy i ich zestawienia działają nie tylko na naszą psychikę (łagodząc napięcie, wywołując agresje czy dodając energii), ale również na fizjologię (mogą podnieść ciśnienie, puls czy przyspieszyć oddech).
Podstawa to podział na kolory zimne i ciepłe. Te pierwsze potrafią uspokajać i wyciszać. Drugie pobudzają do działania. Potem paleta zaczyna rosnąć. Od kolorów podstawowych – żółty, czerwony i niebieski, po ich połączenia i wiele innych - amarantowy, oliwkowy czy burgund. Pomimo różnic pomiędzy ludźmi odbierają oni kolory w mniej więcej podobny sposób (wpływają na nas podświadomie czy tego chcemy czy nie), choć, rzecz jasna, nie wszystkim dana barwa musi podobać się w tym samym stopniu. Dobrze zestawiając kolory możemy wiele zdziałać. Przykładowo wyciszyć „hałas” miasta. W samym centrum zaaranżować dla mieszkańców przestrzeń, w której będą mogli odetchnąć. Poprosiliśmy Agatę Diec, psycholog z Zakładu Psychologii Pracy i Organizacji Uniwersytetu Śląskiego, specjalizującej się w badaniu przestrzeni wielkomiejskiej, by przeanalizowała zestawienia kolorów, jakie rządzą na Placu Kwiatowym w Katowicach.
Zastanawialiście się dlaczego mieszkańcy Katowic tak mocno walczą o wprowadzenie zieleni do centrum miasta? Zielony to kolor, który uspokaja, odpręża, wycisza. Z drugiej strony działa pozytywnie pobudzająco. Po prostu regeneruje, minimalizuje stres, dzięki czemu pozwala odnaleźć wewnętrzną równowagę. W centrum zatłoczonego i hałaśliwego miasta, chwila spokoju i wyciszenia jest na wagę złota. Na Placu Kwiatowym kolor zielony niby jest. - Nie potrafię jednak zrozumieć dlaczego ściana zieleni, która mogłaby być ozdobą części widokowej (część placu z ławeczkami, dokładnie naprzeciw budynku magistratu), została ukryta. Mogą ją jedynie podziwiać osoby przejeżdżające w tramwaju lub idące chodnikiem przy budynku Zenitu – zastanawia się Agata Diec. – Pewnie gdybyśmy postawili ławki naprzeciw zielonej ściany, znalazłoby się więcej chętnych na chwilę odprężenia przy obserwowaniu zielonej natury – dodaje psycholog.
Kolejne „ale” pojawia się, kiedy dokładniej przyjrzymy się kwiatom zasadzonym na placu. – Panuje tu chaos, mam wrażenie, że posadzono takie rośliny, jakie były pod ręką – uważa pani psycholog. Do tego mieszanka kolorów kory, którą rozrzucono wokół pozostawia wiele do życzenia. – Wykorzystano dwa odcienie, jeden brązowy, drugi rudy. Kolory gryzą się ze sobą. Do tego ruda kora niweluje urok kwiatów, które źle się na niej prezentują - dodaje.
Przypomina, że jeśli kwiaty mają intensywne kolory, to tło powinno być stonowane. Najbardziej przeszkadza mi na rynku to, że patrząc na zastosowane kolory nie potrafię odczuć przewodniej myśli projektanta, czegoś co łączy te wszystkie elementy, nie wiem jak projektant chciałby, aby ludzie czuli się w tym miejscu. Nie wiem czy rynek ma być industrialny, nowoczesny, modernistyczny czy zielony – zastanawia się pani Agata
Kiepsko ocenia też wybór kolorów zastosowany przy budowie fontanny. Podstawa ruda, miedziana, kojarząca się z ogniem, połączona jest z białą wodą. Dlaczego białą, a nie przeźroczystą? Ludziom odpoczywającym na ławkach w oczy rzuca się wyłącznie biała, spieniona woda, która wystrzeliwuje z najwyżej położonej części fontanny. Kaskada wodna widoczna jest jedynie wówczas, kiedy się do niej zbliżymy. – Spieniona woda to jedyny element, z którym łączy się biały pasek na nowym budynku urzędu miasta. Jeśli był to celowy zabieg, to moim zdaniem nietrafiony – podsumowuje psycholog. Zaznacza, że wybór koloru podstawy, który kojarzy się z ogniem, kiepsko łączy się z wodą.
Największe emocje wywołał u niej nowy gmach urzędu miasta. – To ogromna szara fasada, która konkuruje z innymi odcieniami szarości, jakie na długo wcześniej widniały wokół tego miejsca – podsumowuje wybór kolorów. Budynek wprowadza zimny odcień szarości. Kojarzy się z nowoczesnymi kuchniami, połyskliwymi powierzchniami, na które moda kiedyś przeminie. Zdaniem pani psycholog wykorzystane odcienie szarości (inne na fasadzie, inne w kolorze szyb, jeszcze inne przy roletach wewnętrznych) wprowadziły kakofonię. – W porównaniu do Altusa, którzy przecież cały jest również szary, Urząd wygląda mniej korzystnie i harmonijnie.
Do tego srebro, biel i czerń. – Ten ostatni kolor jest najbardziej trafiony ze względu na wprowadzony rodzaj materiału, ale nie wiem co chciał osiągnąć projektant wykorzystując takie zestawienia. Gdyby budynek był cały czarny, zrobiłby większe wrażenie, choć, rzecz jasna, mógłby wówczas narazić się na krytykę, że jest zbyt ponury – komentuje.
Jej zdaniem właśnie na nim, a nie na ścianie przy linii tramwajowej można było wprowadzić zieleń. – Fasadę Urzędu Miasta można było obsadzić zielenią, być może wtedy miejsce to nabrałoby nieco uroku i tajemniczości – dodaje. Zestawienie kolorów, jakie widzimy na urzędzie, ludziom patrzącym nań nie przynosi pozytywnych odczuć. – Niestety, jeżeli zastanowimy się nad oddziaływaniem kolorów, te znajdujące się na urzędzie nie zachęcają do wejścia. Nie ma czegoś, co pobudza, energetyzuje lub odpręża i wycisza – komentuje.
Ma też pomysł jak zminimalizować atak szarości - warto pomyśleć nad naniesieniem na budynek ogromnego kolorowego loga Katowic, które obecnie w dość skromnej formie widnieje we wnętrzach gmachu. Wtedy szary kolor stałby się tylko tłem, a tym samym przestałby dominować – dodaje. Zaznacza, że z takim zabiegiem trzeba uważać, by nie okazało się, że na każdej ze stron placu jest coś, co nasz wzrok ma przyciągnąć.
Pani psycholog przyznaje, że na rynku można czuć się dobrze (w końcu dominują kolory natury), ale tylko przez krótką chwilę. – Kakofonia barw, jakie tutaj wykorzystano, na dłuższą metę może przeszkadzać. Efekt jest taki, że plac jawi się jako przestrzeń wyłącznie funkcjonalna. Ma ławki, można więc na nich usiąść. Jest też miejscem, które nie przeszkadza w przestrzeni miejskiej, a to dla przeciętnego Kowalskiego i tak bardzo dużo – podsumowuje.