Kamienice z nutą swoich czasów
Ulica Moniuszki w Katowicach, gdzie znajduje się nasza nagroda w konkursie „Mieszkanie za czytanie”, ma ciekawą historię. To była ulica szarych eminencji: prawników, bankierów, inwestorów.
Blisko do centrum, a jednak na uboczu; kilka kroków do urzędów i do boiska sportowego. Znaczenie ulicy Moniuszki podkreśla wspaniały gmach z XIX wieku dawnego Wiener Grand Hotelu, z numerem 1. Końcowe numery to nowoczesne wtedy, modernistyczne kamienice mieszkalne; dzisiaj także w rejestrze zabytków. Taką lokalizację w przedwojennych Katowicach wybierają ludzie, których sprawy wymagają prestiżu i dyskrecji. Reklama restauracji „Adria”, która znajduje się wtedy przy ulicy Moniuszki 8, ujmuje to najlepiej: „Pierwszorzędny lokal familijny. Ale też sala zebrań i oddzielne gabinety. Wykwintne obiady rodzinne, dla panów dobrze pielęgnowane piwa, wina i wódki”. Restauracja należy do Alojzego Gliśnika, który sprowadza najlepsze w mieście produkty kolonialne.
Na tej ulicy mieszka wielu prawników, spotykają się chętnie w „Adrii”. Najbliżej do lokalu ma Stanisław Rutkowski, właściciel dużej kancelarii hipotecznej; mieszka nad samą „Adrią” przy Moniuszki 8. Przesiaduje tu częściej niż z żoną Janiną, aż w końcu prosi o rozwód. Ta decyzja będzie kosztować go życie.
W biały dzień na katowickim rynku do Rutkowskiego zbliża się od tyłu kobieta w średnim wieku. Jest elegancko ubrana, nikt nie zwraca uwagi na to, że z torebki wyciąga rewolwer. Strzela siedem razy w plecy mężczyzny. Gdy ofiara się odwraca, patrzy mu zimno w oczy i odchodzi. Świadkowie zatrzymują sprawczynię, są w szoku; to Janina Rutkowska. Proces mężobójczyni latem 1935 roku ściąga takie tłumy, że Sąd Okręgowy w Katowicach wydaje karty wstępu. Zabójczyni tłumaczy, że mąż ją opuścił i zamknął przed nią portfel. Przedtem zostawiał na dom nawet 3 tysiące zł, teraz daje na syna ledwo sto złotych. W dodatku twierdził, że zwariowała, bo znalazł jej romantyczne listy do korepetytora syna, mógł więc dostać rozwód nie ze swojej winy. Wtedy alimenty byłyby minimalne. Nie wytrzymała nerwowo, chciała się zabić, postanowiła jednak, że lepiej zabić męża. Liczyła, że spadek dostanie syn, zanim jednak dorośnie, ona będzie zarządzać majątkiem. W ogóle nie brała pod uwagę, że trafi do więzienia. I miała rację.
Sąd jest wyrozumiały dla kobiety, którą mąż nie chce utrzymywać i ona z tego powodu jest bliska pomieszania zmysłów. Skazuje Rutkowską na trzy lata więzienia w zawieszeniu. Co prawda wytyka oskarżonej, że jej moralność jest niska, ale zabójczyni otrzymuje spadek po zastrzelonym przez siebie mężu, jest więc całkiem zadowolona. Podobno publiczność płci męskiej wychodziła z rozprawy zielona na twarzy.
Sprawa Rutkowskiej wiele mówi o poziomie życia mieszkańców na krótkiej, ale zamożnej ulicy Moniuszki. Kamienice zamieszkiwali ludzie interesów i wolnych zawodów. W spisie przedwojennych abonentów telefonicznych z ulicy Moniuszki mamy między innymi Stanisława Fliegera, właściciela fabryki chemikaliów „Baron i Flieger”, Piotra Huppę, który handlował wyrobami hutniczymi oraz nawozami, Karla Peschela z branży kamieniarskiej, Wandę Schmatollę o specjalności żelazo i maszyny, ale także mecenasów z kancelarii „Reszka i Kobyliński”, dyrektora banku Kazimierza Skrobeckiego, Józefa Zientka, licytatora i taksatora. To on właśnie w swoim biurze przy ulicy Moniuszki 1 sprzedawał, bo miał komu, „szafy do pieniędzy”.
- To niedługa, ale ważna dla Katowic ulica z historyczną zabudową. Prawie wszystkie kamienice są zabytkami - mówi Bolesław Błachuta, miejski konserwator zabytków w Katowicach. Zwraca uwagę, że kiedyś ulica była bardziej zaciszna, bo ślepa, ale to w czasach, gdy samochód był rzadkością. Istniał tu spokojnie stadion sportowy klubu piłkarskiego.
Najstarszy na ulicy jest narożny budynek nr 1 (także Korfantego 3) po Wiener Grand Hotelu, zaprojektowany w 1898 roku; dzisiaj należy do Muzeum Śląskiego. Niewiele młodsze, bo z 1905 roku, są kamienice z numerami 3 i 5, z pięknymi elementami secesji i historyzmu. W 1908 roku powstaje okazały budynek z dwoma wejściami o numerach 2 i 4, projektuje go prawdopodobnie Louis Dame z Katowic. Potem następuje przerwa, aż w latach 1925-30 wyrasta modernistyczna kamienica o numerach 10 i 12, a w 1932 roku budynek o mniejszych numerach 6 i 8.
Na początku swojego istnienia, czyli około 1880 roku, droga zapowiadała się skromnie. Nazywała się Markgrafenstr., czyli margrabiego. Ale jeszcze wcześniej - jak podają archiwa - cichy zakątek miał za patrona Mozarta. Można więc uznać, że nawiązanie do muzyki jest tradycją; w Polsce ulica nosi imię Stanisława Moniuszki.