Kamienne krzyże pozostały po dawnych mieszkańcach. Grzegorz Ciećka opowiada o kamieniarce bruśnieńskiej
O swej wyjątkowej pasji Grzegorz Ciećka z Horyńca-Zdroju może opowiadać godzinami. To niesamowita podróż w czasie po wschodnich krańcach Podkarpacia, pograniczu Podkarpacia i Lubelszczyzny oraz Polski i Ukrainy. Pan Grzegorz specjalizuje się w historii kamieniarki bruśnieńskiej. Od lat wyszukuje oraz opisuje kamienne krzyże ze wschodnich krańców Podkarpacia. Baza, którą stworzył liczy już ponad 900 obiektów.
Dawna wieś Stare Brusno w powiecie lubaczowskim była kiedyś bardzo dużym ośrodkiem kamieniarskim. Grzegorz Ciećka uważa, że kamieniarka bruśnieńska, krzyże, figury przydrożne i cmentarne, które tam wytwarzano, mają potencjał, by stać się światowym dziedzictwem kulturowym.
- Kamieniarka bruśnieńska jest czymś w rodzaju unikalnego zjawiska kulturowego występującego na tym terenie. Miało duży zasięg tworząc nigdzie niespotykany kontekst kulturalno-społeczny. Te i inne czynniki sprawiają, że o zjawisku, jakim jest kamieniarka bruśnieńska, warto mówić jako o dziedzinie mającej potencjał stać się za jakiś czas zabytkiem klasy światowej, które zasługuje na wpis na listę UNESCO. By to było możliwe, trzeba wykonać wiele pracy, między innymi zastopować wyrzucanie kamiennych krzyży z cmentarzy i ochronić te przydrożne
- podkreśla Grzegorz Ciećka.
CZYTAJ TEŻ: Dzięki pasji Grzegorza Ciećki, opisanych jest już 900 kamiennych obiektów
Rozbierano porzucone domy i ule, nie ruszano tylko krzyży
Kamieniarka bruśnieńska jest niezwykle ważna dla dziedzictwa kulturowego Podkarpacia. To charakterystyczny element krajobrazu wschodniej części województwa. - Tragiczna historia pogranicza polsko-ukraińskiego obfituje w wiele historii, które do dziś są źródłem konfliktów dla kolejnych pokoleń. Walki i mordy wojenne, wysiedlenia, zmieniły trwale krajobraz wschodniej rubieży Podkarpacia. Tam, gdzie były pola i osady na żyznej i łatwej w uprawie ziemi, dziś są często zagospodarowane i w wielu wypadkach nie odnosi się wrażenia, że cokolwiek się tu zmieniło. Inaczej jest w okolicach takich jak nieprzyjazne rejony pagórów i dolin roztoczańskich w okolicy Lubaczowa. Tutaj spalone i wysiedlone wsie w czasach wojny i w następnych latach naturalnie zdziczały, zarosły krzakami i lasem - przypomina Ciećka.
Pan Grzegorz opowiada, jak to się stało, że kamienne krzyże ocalały. - Gdy po wojnie brakowało wszystkiego, ludzie, którzy zostali w tych okolicach rozbierali to, co zostało opuszczone, szczególnie po wysiedleńcach ukraińskich i wymordowanych Żydach podczas wojny. Drewniane domy demontowano na części i przenoszono na miejsca, gdzie ojczysty dom został spalony. Zabierano wszystko, ule, kamienne słupy z ogrodzeń, dachówkę czy blachę z dachów, cegły i kamień z zabudowań, przedmioty codziennego użytku, które się ostały. Wykopywano nawet owocowe krzewy i mniejsze drzewa. Zgliszcza i niemal puste place z resztkami piecowisk i fundamentów, zapadającymi się piwniczkami, studniami, zajęła przyroda i przykryła maskującym mchem. Nie ruszano tylko kamiennych krzyży przydomowych czy przydrożnych. To one są dziś świadkami nieistniejących całych kompleksów wsi - zauważa.
Największe piętno na kamiennych krzyżach odcisnęła przyroda. Spadające gałęzie i łamiące się drzewa rozbijały te rzeźby.
- Czasem leśnicy, czy ludzie mający korzenie w nieistniejącej wsi, próbowali prowizorycznie przy pomocy betonu czy metalowych płaskowników naprawić rozbity krzyż. Po wysiedlonych wsiach zostały także małe cmentarzyki z pojedynczymi kamiennymi krzyżami, które powstały w czasach gdy wioski były dziesiątkowane przez zarazy. Szacunek dla krzyża, ale także świadomość, że niektóre z nich mogą być znakiem, że jest tu jakaś mogiła, często dalsze powiązania rodzinne, albo przyjacielskie z fundatorami krzyży powodowały, że nie były one niszczone celowo
- wyjaśnia.
Na cmentarzach zastępują je granitowe bunkry
Grzegorz Ciećka podkreśla, że obiekty te są czymś w rodzaju reliktu kulturalno-społecznego. Dziś już nie znajdujemy takiego połączenia, jakim jest lokalna ludowa twórczość rzeźbiarska, dzięki której powstawały obiekty służące upamiętnianiu ważnych wydarzeń dla mieszkańców wsi. Ubolewa, że obecnie wielu ludzi zamiast odnawiać cenne kamienne krzyże wykonywane przez ludowych artystów przed II wojną, zastępuje je „granitowymi „bunkrami”, które nie mające żadnego stylu ani wartości historycznej. - Granitowe pudła na cmentarzach sprawiają jeszcze bardziej przygnębiające wrażenie. Ciemne, zimne, maszynowo wycięte płyty, są jak trumny na powierzchni. Tymczasem idąc przez leśny cmentarz zapełniony kamiennymi krzyżami, ma się wrażenie, że obcuje się z duchem czasów minionych - podkreśla.
Wyniki inwentaryzacji i poszukiwań tych obiektów przez pana Grzegorza, są imponujące. W powiecie lubaczowskim zarejestrował ich 612. To najwięcej w regionie, na tym terenie te rzeźby powstawały. W powiecie jarosławskim i przeworskim jest ich 104, a w województwie lubelskim 184. Oczywiście baza nie jest jeszcze zamknięta. Zdjęcia, mapy i opisy znajdują się na stronie kamiennekrzyze.pl. Kamienne krzyże bruśnieńskie spotkamy na cmentarzach oraz jako przydrożne pomniki, będące pamiątkami ważnych wydarzeń dla lokalnej społeczności.
Głównym celem pana Grzegorza jest znalezienie wszystkich kamiennych krzyży. - Chciałbym też, by udało się reaktywować rzeźbiarstwo w kamieniu bruśnieńskim, czego między innymi podjął się artysta ludowy Józef Lewkowicz z Nowego Sioła. Ważne jest to wyzwanie, które polega na ciągłym poszukiwaniu. W moim przypadku mam świadomość, że dzięki staniu się kimś w rodzaju frontmana, który przez wielu kojarzony jest z działaniami związanymi z kamiennymi krzyżami, mogę skupić w jedno miejsce informacje, którymi dzielą się inni ludzie na temat swoich odkryć.
Podkreśla, że gdyby nie takie podejście, praktycznie nieznane byłyby dziś najstarsze kamienne krzyże bruśnieńskie, znalezione przez pasjonatów Roztocza. Po zakończeniu inwentaryzacji w 2020 roku, ludzie zaczęli pisać do pana Grzegorza o kolejnych obiektach, które nie są jeszcze przez niego odkryte.
- Myślałem, że na terenie powiatu lubaczowskiego nie da się nic znaleźć. Niedawno okazało się jednak, że w Dziewięcierzu w lasach ukryły się jeszcze dwa obiekty - zdradza.
Zajęcie dla ludzi z pasją
Podkreśla, że w tym zajęciu, bardzo ważna jest pomoc od ludzi i od jego znajomych, lokalnych pasjonatów historii.
- Teraz jestem po świeżej zimowej wyprawie do Dziewięcierza. Czekał tam na znalezienie praktycznie nikomu nieznany kamienny krzyż w lesie. Przed wojną zapewne był to skraj pól uprawnych, teraz niebywale zarośnięty drapakami i krzakami teren pagóra dziewięcierskiego. Kiedyś rozmawiałem ze starszymi ludźmi mieszkającymi w okolicy, ale nie uzyskałem od nich informacji, by w tym lesie był jakiś kamienny krzyż. Dziś odnoszę wrażenie, że nie chcieli mnie tam, ze swoich powodów, naprowadzić
- mówi Nowinom Grzegorz Ciećka.
Ostatecznie panu Grzegorzowi udało się to, dzięki wskazówkom od innych ludzi oraz dzięki temu, że jest zima. - W lecie chodziłem nieopodal i go nie widziałem. Niedługo, po wiosennej aktualizacji bazy inwentaryzacyjnej bruśnieńskich kamiennych krzyży przydrożnych można śmiało powiedzieć, że znalezienie kolejnego nieopisanego jeszcze krzyża będzie wydarzeniem w świecie pasjonatów Roztocza, z czasem coraz większym - zapewnia pasjonat.
Pan Grzegorz mówi, że jeśli ktoś czytając o jego działalności nie wyobraża sobie że, gdzieś tam niemal na samej wschodniej granicy Polski są ludzie, którzy chodzą po dzikich lasach i szukają nawet i samych szczątków kamiennych krzyży. Może to być nierealne czy wyglądać jak z filmu. Jednak tak jest naprawdę.
- My ich szukamy cały czas. Jeżeli pojawi się informacja, czy podejrzenie, że gdzieś coś było, czy jest, to takie miejsce staje się celem dla wielu ludzi.
Takie kamienne krzyże i figury przydrożne znajdziemy w linii około 130 kilometrów, od okolicy Dołhobyczowa po okolice Przeworska. Pan Grzegorz podkreśla, że jest to niezwykłe, że kamieniarzom bruśnieńskim udała się sztuka tak dużego rozpowszechnienia swoich rzeźb.