Kamil z Lipna zagrał w serialu "Belfer"
Rozmowa z aktorem Kamilem Mrozem, lipnowianinem, który zagrał w głośnym serialu „Belfer”, kręconym m.in. w Chełmży.
W jaki sposób trafił pan do obsady „Belfra”? Kogo pan tam zagrał? Pytam dlatego, że wiele osób - mimo popularności serialu - wciąż go jeszcze nie oglądało.
Do obsady „Belfra” dostałem się z castingu. Pierwszy etap był organizowany w szkołach teatralnych. Trzeba było powiedzieć dwa monologi w ogóle nienawiązujące do serialu. Nie podano też żadnych informacji o produkcji. Za jakiś czas zaproszono mnie ponownie do Warszawy, ale już było wiadomo do czego i do jakiej roli. W parze grałem z Józkiem Pawłowskim. Kiedy skończyliśmy i już wyszedłem, poproszono mnie jeszcze raz do środka, żebym tym razem zagrał monolog z mojego spektaklu dyplomowego „Koło kwintowe” w reżyserii Oli Popławskiej. Super, że ktoś mnie z tego spektaklu pamiętał. W tempie ekspresowym zmieniłem fryzurę do postaci kierowcy tira, przypomniałem sobie tekst i wróciłem przed kamerę. Dzięki temu zagrałem gangstera Kijanę.
Czy to pierwszy pana kontakt z serialem kryminalnym i tym reżyserem?
Jeśli „Ojca Mateusza”, w którym grałem wcześniej, zaliczymy do serialu kryminalnego, to można powiedzieć, że nie był to pierwszy mój kontakt z tym gatunkiem. Na pewno pierwszy raz dostałem tak duży wątek i pierwszy raz spotkałem się Łukaszem Palkowskim.
Jak przebiegała praca na planie serialu? Ma ona swoją specyfikę - czy inaczej pracuje się na planie filmu fabularnego?
Na planie panowała świetna atmosfera. Wszyscy solidnie wykonywali swoją pracę, począwszy od całej ekipy technicznej, reżysera po aktorów. Nie mam zbyt dużego doświadczenia filmowego, ale na planach filmów fabularnych, w których brałem udział, pracowało się bardzo podobnie jak w przypadku „Belfra”.
Pracował pan z wieloma znanymi aktorami, mnie interesuje, czy Maciej Stuhr rzeczywiście jest tak sympatyczny i otwarty, na jakiego wygląda?
Wszyscy aktorzy podchodzili do młodszych kolegów bardzo profesjonalnie i po koleżeńsku. Najwięcej scen miałem z Sebastianem Fabijańskim, świetnie nam się pracowało w trio z nim i z Wojtkiem Czerwińskim. Co do tytułowego belfra, czyli Macieja Stuhra, po bezpośrednim z nim kontakcie mogę powiedzieć, że naprawdę jest sympatyczny i serdeczny.
Jakieś anegdoty z planu?
W serialu jest scena, w której Kijana otrzymuje postrzał w nogę. Pomiędzy nagraniem sceny postrzału i kolejnych scen był odstęp paru dni. Wróciłem na plan, pierwsze ujęcie po przerwie poszło dobrze i dopiero przy kolejnym reżyser zwrócił mi uwagę, że kuleję nie na tę nogę.
Film miał świetną promocję, wiele się o nim mówiło i pisało.
Rzeczywiście, akcja promocyjna serialu była na wysokim poziomie. To zasługa biura prasowego Canal plus. Pytanie „kto zabił”, trapiło wielu widzów do ostatniego odcinka. Ten temat tweetował nawet Robert Lewandowski.
Co dalej po „Belfrze”?Jakie ma pan plany, zamierzenia? Także te lipnowskie, związane z Polą Negri...
Nie chcę zdradzać szczegółów co do nowych projektów, żeby nie zapeszyć. Mogę jedynie zaprosić w maju na festiwal Poli Negri w Lipnie, gdzie będę śpiewał piosenki z repertuaru przedwojennego „Chóru Dana” oraz na spektakl „Niedźwiedź Wojtek” w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, który gramy na początku maja. W lipcu zapraszam do Teatru Dramatycznego na spektakl „Kinky Boots”.