Kampania bywała ostra. Ostatnie wybory odwilży 1956 roku
Luty 1958. Byli PSL-owcy i akowcy na listach wyborczych. Szykany wobec antyklerykalnych kandydatów. Bojkot na Orawie. Skreślani partyjniacy. Wybory do rad narodowych sprzed 60 lat odbiegały od PRL-owskich standardów, choć nie naruszyły monopolu partii komunistycznej.
W PRL nie było demokracji - również na szczeblu lokalnym. W miejsce przedwojennego samorządu utworzono system rad narodowych - gminnych (od 1954 r. gromadzkich), powiatowych i wojewódzkich - wzorowany na Kraju Rad, czyli ZSRR. Rady były traktowane jako przedłużenie państwa, a nie samorząd. Do 1954 r. radnych powoływano drogą kooptacji, bez wyborów. Decydowała de facto PPR, później PZPR. Pierwsze wybory do rad odbyły się w 1954 r. - ale skład listy i podział mandatów był z góry ustalony. Zresztą nie miał wielkiej wagi, bo i rady narodowe nie odgrywały większej roli. Realna władza spoczywała w terenowych strukturach partii.
Nadzieje na demokratyzację obudziła odwilż Października 1956 r. Obok postulatów demokratycznych wyborów do Sejmu pojawiały się żądania przyznania realnych kompetencji radom narodowym i realnego wyboru radnych. Pierwszych po Październiku wyborów do Sejmu ze stycznia 1957 r. komuniści nie musieli fałszować. Większość rzeczywiście głosowała bez skreśleń na listę Władysława Gomułki, wierząc, że utrzyma zdobycze Października, że jest lepszy niż staliniści. W ten sposób Gomułka uzyskał oczekiwany skład Sejmu, który nie przeszkadzał mu potem w powrocie do rządów twardej ręki.
Wybory do rad narodowych odbyły się rok po wyborach sejmowych, w lutym 1958 r. Żywe były jeszcze nadzieje społeczeństwa, a władze nie były w stanie w pełni kontrolować ich przebiegu, co pokazuje dobrze przykład województwa krakowskiego.
W tych wyborach partia miała konkurenta. Co prawda była tylko jedna lista, sygnowana przez Front Jedności Narodu (FJN), ale wśród kandydatur pojawiły się osoby przez PZPR określane jako wrogie.
Wrogie elementy
SB mówiła o wzroście aktywności politycznej prawicy społecznej i innych wrogich elementów antysocjalistycznych. Chodziło przede wszystkim o byłych członków Polskiego Stronnictwa Ludowego (PSL) oraz byłych żołnierzy AK. Pisano w raportach bezpieki o zmowie między tymi środowiskami. Obawiano się utraty kontroli nad radami narodowymi w gromadach wiejskich. Wielokrotnie SB przywoływała pojawiające się w rozmowach czy ulotkach hasła: „Ani jednego członka partii w nowych radach” czy „Partia nie ma czego szukać na wsi.”
Kampania bywała ostra. W miastach było spokojnie, ale burzliwy przebieg miały spotkania wyborcze na wsi. Atakowano zwłaszcza kandydatów partyjnych i ZSL
Czasem władza nie wpuszczała na listy niektórych kandydatów. W Myślenicach oburzenie wywołało odrzucenie kandydatury Franciszka Biedrawy, znanego działacza byłego PSL. Ożywiły się przed wyborami środowiska akowskie. Wśród zgłaszanych znalazł się m.in. były szef oddziałów partyzanckich „Żelbetu” Stanisław Gaczoł „Nawara”. Na Orawie przedstawiciele mniejszości słowackiej chcieli wystawić Alojzego Szperlaka. Zrezygnowali ze względu na kompromitujące go zaangażowanie w państwie ks. Tiso i udział w atakach na MO w 1945 r. Ostatecznie w województwie najwięcej kandydatur, pochodzących według SB z wrogich środowisk, znalazło się na listach w powiatach wadowickim, olkuskim i nowotarskim.
Podział miejsc
SB przeciwdziałała aktywności niezależnych środowisk wzmagając pracę operacyjną, rozszerzając sieć agentury. Niekiedy produkowała materiały mające skompromitować daną osobę, jak w przypadku byłego działacza PSL spod Tarnowa Józefa Lesia. Informacje o kandydatach przekazywała partii - w województwie w wyniku takich informacji co najmniej 87 osób nie wpisano na listy bądź z nich skreślono. SB przeprowadzała też tzw. rozmowy ostrzegawcze, czyli próby zastraszenia kandydatów.
Kampania bywała ostra. W miastach było spokojnie, ale burzliwy przebieg miały spotkania wyborcze na wsi. Atakowano zwłaszcza kandydatów partyjnych i postępowych członków ZSL zaangażowanych wcześniej w proces kolektywizacji lub usuwania katechezy i krzyży ze szkół. Padały epitety stalinowcy bądź bezbożnicy. Zastrzeżenia wobec działaczy antyklerykalnych SB określała mianem gry na uczuciach religijnych ludności.
Zdarzały się poważniejsze incydenty. W Skale pobito jednego z kandydatów. W Woli Libertowskiej aresztowano osoby nawołujące do rozlewu krwi i rozprawienia się z tymi, którzy ustalali listę kandydatów do Rad Narodowych. Odnotowano dziewięć przypadków wysyłania do kandydatów anonimów z próbą zastraszenia i zmuszenia do wycofania się z wyborów. Pojawiały się ulotki i pisane na murach hasła krytykujące któregoś z kandydatów lub wzywające do bojkotu wyborów. Np. w Nowej Hucie były napisy „Nie dopuścimy żadnego PZPR-owca do Rady Narodowej”, a w Orawce „Precz z komunizmem, niech żyją wolne wybory”. Nawet SB przyznawała, że niektóre zastrzeżenia były słuszne. Były również fakty - czytamy w jednym z raportów - rozlepiania ulotek skierowanych przeciwko kandydatom wystawionym na listach FJN w stosunku do których były i słuszne zastrzeżenia dotyczące niemoralnego prowadzenia się, brania udziału w kumoterskim rozdziale materiałów, nadużywania alkoholu, itp.
Głosowanie
Samo głosowanie 2 lutego 1958 r. miało w miarę spokojny przebieg. Sposób głosowania był podobny do wyborów sejmowych - jeśli wrzuciło się do urny kartę wyborczą nikogo na niej nie skreślając, to głos był oddany na kandydatów z pierwszych miejsc na liście, tzw. miejsc mandatowych. Jeśli się kogoś skreśliło, to głos przechodził na kolejne osoby z niższych miejsc listy. W niektórych powiatach odnotowano niską - jak na realia PRL - frekwencję. W kilku gromadach pow. myślenickiego i olkuskiego nie przekraczała 60%. Mała liczba kandydatów narodowości słowackiej spowodowała niemalże bojkot w niektórych wsiach na Orawie - w Podwilku głosowało mniej niż 50%, a w Zubrzycy Dolnej zaledwie 30% uprawnionych. Jedynie w powiecie chrzanowskim frekwencja sięgnęła bliskich PRL-owskim standardom 90%. Częstym zachowaniem - traktowanym w PRL jako wyraz nieufności wobec państwa - było skrywanie się za kotarą w trakcie głosowania. W Krakowie korzystał z zasłon co piąty wyborca, ale już w samej Nowej Hucie niemal co drugi, a w powiecie suskim niemal 80% głosujących.
W wyniku wyborów PZPR utrzymała kontrolę w Wojewódzkiej Radzie Narodowej i w Powiatowych Radach Narodowych - wybrano tam wszystkich kandydatów z miejsc mandatowych. Gorzej wyglądała dla partii sytuacja w radach miejskich i przede wszystkim gromadzkich. Co prawda w liczbach bezwzględnych najwięcej miejsc przypadło kandydatom partyjnym, ale obawy musiała budzić ilość kandydatów, którzy nie weszli do rad. Do Miejskich Rad Narodowych nie wybrano z miejsc mandatowych - a więc teoretycznie pewnych - 13 kandydatów, w tym 10 z PZPR. W wyborach do Gromadzkich Rad Narodowych łącznie z miejsc mandatowych nie weszło do rad 468 kandydatów z PZPR i 260 z ZSL. Najwięcej partyjnych - ponad 20% - przepadło w powiecie brzeskim. Na ich miejsca w większości weszli kandydaci bezpartyjni. Przeszli też niektórzy kandydaci z wrogich środowisk. Np. w Szczawnicy został wybrany do Gromadzkiej Rady Narodowej Józef Węglarz, były żołnierz 1. psp AK, sądzony po wojnie.
Po wyborach największą grupę radnych Gromadzkich Rad Narodowych na terenie województwa tworzyły - w państwie z kierowniczą rolą partii - osoby bezpartyjne (49,6%), a członkowie PZPR stanowili zaledwie jedną czwartą wszystkich radnych. W kilkunastu radach w ogóle nie było partyjnych radnych. PZPR-owcy stanowili też mniej niż połowę radnych w dziewięciu radach miejskich (m.in. w Tarnowie, Nowym Sączu czy Oświęcimiu) oraz w czterech radach powiatowych (powiaty myślenicki, suski, olkuski i wadowicki).
Niska frekwencja, ilość skreślonych partyjniaków z miejsc mandatowych oraz liczba wybranych na ich miejsce kandydatów bezpartyjnych przekonują, że jak na warunki PRL, były to w miarę swobodne wybory. Bez masowego terroru, powszechnego fałszerstwa. Ale nie były to też wybory wolne - z jedną listą zatwierdzoną przez partię, z działalnością SB, bez wolności słowa. Sposób wyłaniania kandydatów i wyniki wyborów z lutego 1958 r. utwierdziły Polaków w przekonaniu, że o politycznej odwilży można już zapomnieć.
Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.