Kanada pachnie socjalizmem, a nie żywicą
Kraj klonowego liścia kojarzy nam się z hokejem i książką Arkadego Fiedlera „Kanada pachnąca żywicą”, a ostatnio z CETA, czyli układem regulującym relacje między Unią Europejską a Kanadą.
Znamy to państwo z opowieści polskich emigrantów jako „europejską” odmianę Ameryki, otaczającą swych obywateli wyjątkową opieką socjalną. I tak rzeczywiście było…
Ojciec Justina Trudeau, premiera Kanady - Pierre Trudeau, w latach 1968-84 przekształcił swój kraj w coś, co można nazwać nadsocjalizmem. Nawet gdyby jakiś Kanadyjczyk upierał się przy tym, że chce umrzeć z głodu, państwo by na to nie pozwoliło. Trudeu senior rozdawał Kanadyjczykom co się dało, bo skarbonka państwowa była pełna. Ostatnie dwa (przegrane przez seperatystów) referenda w 1980 i 1995 roku w sprawie niezależności, a później niepodległości prowincji Quebec, pogłębiły kryzys ekonomiczny, wynikający z lewackiej polityki Trudeau. Z Montrealu masowo zaczęli uciekać inwestorzy w obawie przed oddzieleniem prowincji od Kanady.
Mija rok od przejęcia władzy przez Justina Trudeau i nawet socjaliści mają już dość rozdawnictwa. Socjalizm Trudeau juniora jest bardziej lewacki niż jego ojca, a skutki ekonomiczne odczuwają wszyscy. Co z tego, że za usługi kanadyjskiej służby zdrowia pacjent nie musi płacić, skoro jest obciążony podwójnym podatkiem (państwowym i prowincjonalnym), a służba zdrowia działa chyba gorzej niż w Polsce.
Kanada to raj dla emerytów, o którym mogą pomarzyć ich koledzy w USA. Nawet jeśli ktoś nie wypracował wysokiej emerytury, otrzyma od państwa (czytaj: od podatników) jej uzupełnienie. W rezultacie emeryt nie pobiera głodowych 700 dolarów (jak w USA), lecz 1500. Poza tym może otrzymać mieszkanie socjalne (złożone z sypialni, salonu, kuchni i łazienki), za które płaci ok. 400 dolarów miesięcznie. W tym są już wszystkie opłaty za wodę, energię, etc. Emeryt wyda miesięcznie ok. 300 dolarów na wyżywienie i 100 na inne rzeczy. Zostaje mu do dyspozycji jeszcze 700. Tygodniowe wczasy all inclusive na Karaibach kosztują 700 dolarów, emeryt może więc co miesiąc bujać się w hamaku na Jamajce, popijając rum na koszt podatnika kanadyjskiego.
Skutki tej absurdalnej polityki są widoczne gołym okiem i Kanadyjczycy, głównie z biedniejszego Quebecu, zaczynają się buntować. Gdy ktoś musi ciężko pracować cały miesiąc, aby dostać 3 tys. dolarów, inny nie robiąc nic, otrzymuje praktycznie to samo: wysoką dopłatę na mieszkanie, nie musi płacić podatków od nieruchomości etc. Gdy poruszamy się po Montrealu samochodem, musimy wykonywać cyrkowe manewry, gdyż co druga ulica jest w niekończącym się remoncie. Brak funduszy na szybkie ich ukończenie, fatalna organizacja pracy i korupcja w budownictwie publicznym sprawiają, iż miasto jest sparaliżowane.
Ludzie mają dość socjalistycznej polityki. Wahadło polityczne wychyli się pewnie niebawem w drugą stronę jak w USA.