Karać posłów za złe zachowanie w Sejmie [rozmowa]
Rozmowa z dr. Michałem Wróblewskim, socjologiem i filozofem z UMK o upadku obyczajów i coraz gorszej jakości debaty publicznej.
- Poseł PiS, Piotr Pyzik, podczas nocnej dyskusji nad ustawą o Trybunale Konstytucyjnym, pokazał posłowi z PO środkowy palec. To chyba apogeum chamstwa w Sejmie?
- Taki gest świadczyć może o tym, że poseł myśli: „jestem uprzywilejowaną osobą, mnie wolno, co mi zrobicie?” Najważniejszą sprawą jest tu jednak to, że w Polsce debata od dawna nie ma charakteru merytorycznego, a gdy tak się dzieje, emocje odgrywają największą rolę. Pokazanie środkowego palca jest właśnie przejawem tego, że w dyskusji argumenty merytoryczne ma się za nic. Liczy się ten, kto potrafi wyraziściej pokazać emocje: głośniej krzyknąć, tupnąć, wystawić palec.
- I tak bez wstydu?
- Jak widać posłowie nie mają takiego poczucia wstydu. Wstyd oznacza, że ktoś żałuje, że zrobił coś niewłaściwego. Tu mamy raczej do czynienia z zachowaniem kogoś, kto myśli, że mu więcej wolno.
- A może wysokie kary byłyby jakimś remedium na upadek obyczajów?
- Jestem za tym, aby karać posłów za to, że nieodpowiednio zachowują się w Sejmie. To jest sfera publiczna, posłowie kształtują postawy w społeczeństwie, pokazywani są w telewizji. Zwykli ludzie mogą przecież czerpać przykład ze swoich przedstawicieli w Sejmie. W momencie, gdy poseł jest osobą chamską, jego funkcja jest wypaczona.
- Z jednej strony Sejm, a z drugiej obyczaje na ulicy. Sopot walczy z golizną. Mimo że to nadmorska miejscowość, nieubranych kompletnie kelnerzy nie obsługują. Czy słusznie?
- Jeśli to ma dotyczyć wszystkich, a nie tylko np. wielkich brzuchów z pominięciem szczupłych kobiet, to nie mam nic przeciwko. Kulturowo goliznę można pokazywać na plaży, na basenie, ale nie w restauracji. Interesujące jest to, że tego typu zachowania potrzebują jakichś sankcji prawnych. Wydaje mi się, że jest to raczej kwestia dobrych obyczajów. Ludzie sami powinni wiedzieć, że nie należy się w określony sposób zachowywać.
- A może pojawił się jakiś nowy rodzaj bezwstydu? Coś, co kiedyś było nie do pomyślenia, teraz uchodzi za odwagę, spryt, bycie sobą?
- To wynika z tego, że jako społeczeństwo mamy problem z respektowaniem reguł, które obowiązują większą liczbę osób. Ten stan oddaje słowo „sobiepaństwo” - mnie wolno, nie dotyczą mnie reguły, które obowiązują innych, to nie ja.
- A o czym może świadczyć to, że z jednej strony mamy znieczulenie na publiczne używanie mocnych słów, a z drugiej oburzamy się na nieobyczajność stroju?
- O tym, że mamy problem z cielesnością, co wynika z konserwatywności naszej kultury, a nie mamy skrupułów z wypowiedzeniem na ulicy niecenzuralnych słów. W Ameryce społeczeństwo ma problem z cielesnością, a nie ma z epatowaniem brutalnością. Wygląda to tak, jak byśmy bali się bardziej ciała niż przemocy.
- Niektórzy komentatorzy twierdzą, że to, że jest tak dużo chamstwa w polityce, w życiu publicznym wynikać może z przejęcia władzy przez konserwatywny PiS, który ośmiela radykalizmy.
- Nie zgodzę się z tym. Przypomnijmy sobie posła Gabriela Janowskiego, który okupował mównicę tak długo, aż trzeba go było wynieść z sali sejmowej. A co robili Stanisław Tymiński i Andrzej Lepper? Kiedyś w Sejmie nagminnym problemem była sprawa pijaństwa, teraz to wyjątki. Nie wiązałbym tego z PiS-em, ale z upadkiem debaty publicznej. Tak jest u nas od lat. To wynika z pozbawienia sensu tego, co mówią politycy. Coraz częściej mają oni przekonanie, że nie jest ważne, co mówią, ale to, żeby wzbudzać emocje. I jest zapotrzebowanie na te emocje, choćby po to, aby się oburzać. Dla rozrywki, wieczorem przed telewizorem.