Kardynał Wyszyński - Prymas Tysiąclecia - „Niekoronowany Król Polski”
GDYBY DZISIAJ ŻYŁ I ZAAPELOWAŁ, ŻEBY POLACY SZCZEPILI SIĘ PRZECIWKO COVIDOWI, POSŁUCHAŁBY GO CAŁY NARÓD. Prymas Stefan Wyszyński był bowiem dla swoich rodaków największym autorytetem moralnym i duchowym, pasterzem darzonym bezgranicznym zaufaniem, charyzmatycznym przywódcą, ojcem narodu. Dlatego jego słowa miały niezwykłą siłę oddziaływania i wywoływały pozytywny rezonans w społeczeństwie.
Dziś trudno sobie wyobrazić, żeby prymas Polski przemawiał w imieniu narodu. Ale za czasów kardynała Wyszyńskiego tylko komuniści uważali tę rolę prymasa za uzurpację. Dziś polskie społeczeństwo jest bardziej spolaryzowane, autorytet Kościoła katolickiego spada, a sam tytuł prymasa ma znaczenie wyłącznie honorowe. Tymczasem jeszcze czterdzieści lat temu, kiedy kardynał Wyszyński umierał, funkcja prymasa wiązała się ze sprawowaniem realnej władzy w Kościele katolickim w Polsce. Przez cały okres prymasostwa kardynał Stefan Wyszyński był dla większości Polaków najważniejszą osobą w państwie. Pierwsi sekretarze PZPR mijali, odchodzili w niesławie, a on trwał niczym opoka.
Program wolności
Jedną z największych zasług ks. Wyszyńskiego było ocalenie jedności Kościoła, mimo zaangażowania przez władzę komunistyczną olbrzymiej machiny państwowej, usiłującej go osłabić i podzielić. Dzięki prymasowi Kościół ostał się jako jedyna w Polsce przestrzeń wolności, gdzie z ambony można było powiedzieć wszystko, co pomijała lub niszczyła komunistyczna propaganda. Gdyby nie funkcjonowanie silnego, spójnego wewnętrznie Kościoła z tak silnym przywódcą, jakim był kard. Stefan Wyszyński, nasza wolność nie przyszłaby tak szybko, choć prymasowi nie dane było jej doczekać. Przewidując, że komunizm prędzej czy później upadnie, Wyszyński uważał, że na ten właśnie moment trzeba się przygotować, wychowując ludzi do wewnętrznej wolności i głoszenie potrzeby wolności człowieka, czego komunizm był jawnym zaprzeczeniem. Prymasowski program polskiej wolności, którego ważne akcenty znalazły się m.in. w kazaniach świętokrzyskich z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, stawiał w centrum prawa jednostki, rodziny i narodu, uwrażliwiając także na prawdę historyczną. Kard. Wyszyński, jak zauważył historyk prof. Paweł Skibiński, postrzegał komunizm przede wszystkim jako niebezpieczeństwo duchowe, a jego starcie z Kościołem jako spór właściwie transcendentalny. Był przekonany, że komunizm jest fałszywym projektem antropologicznym, a starcie z nim powinno być „walką moralną” a nie fizyczną. Nie negując zasług innych, w tym opozycji demokratycznej, trzeba przypomnieć, że przez wiele lat prymasostwa kard. Wyszyński był osamotniony. To on – jako „niekoronowany król Polski” – uosabiał nadzieje i aspiracje wolnościowe milionów Polaków, także tych, którzy stali z dala od Kościoła. Prymas ocalił chrześcijańską tożsamość narodu, ustrzegł go w znacznym stopniu przed skutkami ateizacji, i sprawił, że eksperyment o nazwie komunizm w Polsce, będący w istocie idiotyczną utopią, wedle określenia jednego z opozycjonistów, nie do końca się u nas udał. Dzięki roztropności kard. Wyszyńskiego w Polsce udało się zachować spokój społeczny. Dostrzegli to w końcu przedstawiciele władzy komunistycznej, w tym pierwszy sekretarz KC PZPR – Edward Gierek. Uznając Kościół jako czynnik ładu społecznego, szukali wsparcia prymasa.
Wspólnota Polaków
Powstanie „Solidarności” w świadomości społecznej łączy się z pierwszą wizytą Jana Pawła II w Polsce. Fenomen wolnego związku zawodowego nie mógłby jednak zaistnieć, gdyby nie długotrwała praca prymasa, który scalił naród. Poprzez swoje nauczanie i ogólnopolskie projekty – Wielką Nowennę i Milenium, będące w istocie programami odnowy społecznej, stworzył z Polaków wspólnotę. Prymas nie przerobił „zjadaczy chleba” w aniołów, jak chciał Słowacki, ale wychował ludzi świadomych, odpowiedzialnych i gotowych do podejmowania zadań społecznych. Już Śluby Jasnogórskie, których autorem był uwięziony w Komańczy kard. Wyszyński, a które zgromadziły 26 sierpnia 1956 r. na Jasnej Górze milion wiernych, były znakiem, że w konfrontacji z władzą ludową Kościół kierowany przez prymasa wyszedł zwycięsko i ma w Polsce „rząd dusz”. Kościół, niczym osaczony przez przeciwnika bokser, zapędzony do rogu i ukryty za podwójną gardą, przeszedł do ofensywy, choć będzie musiał wyjść z jeszcze niejednego zwarcia, aby wygrać walkę. Potwierdzeniem mocy duchowej Polaków będzie masowo manifestowana wierność Kościołowi we wszystkich miejscach nawiedzenia kopii obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej w ramach opracowanego przez kard. Wyszyńskiego programu Wielkiej Nowenny, przygotowującego Polaków na 1000-lecie chrztu Polski. Gwoździem do trumny dla komunistów okażą się obchody milenijne na Jasnej Górze. Władysław Gomułka, pierwszy sekretarz PZPR, ugodził prymasa w samo serce, nie pozwalając na przyjazd do Polski papieża Pawła VI, ale to kard. Wyszyński, jako legat papieski, mógł się czuć moralnym zwycięzcą, który miał za sobą cały naród. Te wielkie akcje duszpasterskie nie tylko uodporniły społeczeństwo na gigantyczną ateizację, ale doprowadziły do jego duchowej autonomii. Od 3 maja 1966 r. komunizm w Polsce zaczął pochód w kierunku upadku, choć wyleniały smok jeszcze będzie się starał kąsać w 1968, 1970, 1976 i – już po śmierci prymasa – 13 grudnia 1981 r., próbując stłamsić opór społeczny.
Pojednanie ponad morzem krwi
Prymas Wyszyński odegrał istotną rolę w integracji z Polską ziem zachodnich i północnych, które po wojnie znalazły się w naszych granicach i zostały zasilone przez Polaków przesiedlonych z kresów wschodnich. Często odwiedzał te tereny, przyczyniając się do ich repolonizacji, przy pomrukach części katolickiej hierarchii w Niemczech nieakceptującej nowego status quo i przeszkodach czynionych przez władzę ludową, choć działalność prymasa była zgodna z polską racją stanu. 16 października 1966 r. mówił w Trzebnicy na Dolnym Śląsku: „Stoimy na Ziemi Ojczystej, po wiekach odzyskanej, która potrzebuje naszych serc, abyśmy ją miłowali, naszych dłoni, abyśmy ją uprawiali, naszej obecności, abyśmy dostarczali argumentów na arenie światowej, że jesteśmy tu potrzebni, że jesteśmy tu u siebie!”. Poprzez słynne orędzie biskupów polskich do niemieckich z 1965 r. ze słowami „przebaczamy i prosimy o przebaczenie” kard. Wyszyński położył wielkie zasługi dla pojednania polsko-niemieckiego. Wprawdzie głównym architektem tego dokumentu był arcybiskup metropolita wrocławski Bolesław Kominek, to jednak prymas wziął całą odpowiedzialność za opublikowanie orędzia. Dlatego ostrze propagandy komunistycznej skierowane było właśnie przeciw niemu, i – w mniejszym stopniu – przeciwko wspierającemu prymasa metropolicie krakowskiemu kard. Karolowi Wojtyle. Warto podkreślić, że na gest przebaczenia zdobył się człowiek, który doznał od Niemców wielu krzywd. Podczas wojny Wyszyński był bowiem ścigany przez gestapo, a jego diecezja (włocławska) ucierpiała najbardziej personalnie (wielu kolegów kapłanów późniejszego prymasa zginęło w obozach koncentracyjnych), nie wspominając o straszliwych stratach poniesionych przez Polaków.
Opatrznościowy udział w konklawe
Nie ma przesady w stwierdzeniu, że kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu zawdzięczamy papieża. Jako niezłomny świadek wiary, przywódca Kościoła i człowiek zawierzenia, miał olbrzymi wpływ na formację pasterską Karola Wojtyły, który w cieniu wielkiego prymasa wykuwał swój geniusz duszpasterski. Niektóre idee prymasa stały się inspiracją dla Jana Pawła II, np. 9-letnie przygotowanie do Milenium Chrztu Polski były wzorem do przygotowania jubileuszu 2000 lat chrześcijaństwa. Karol Wojtyła najbardziej cenił w prymasie Wyszyńskim świadectwo wiary, o czym wyraźnie powiedział 23 października 1978 r. w czasie pierwszej audiencji dla Polaków: „Nie byłoby tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było twojej wiary nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, twojej heroicznej nadziei, twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła”. Zbyt mało podkreśla się rolę kard. Wyszyńskiego w wyborze Jana Pawła II. Prymas jeszcze wchodząc na konklawe do Kaplicy Sykstyńskiej 14 października 1978 r., był absolutnie przekonany, że kolejnym papieżem może zostać tylko Italczyk. Kiedy jednak żaden z dwóch faworytów, kardynałów włoskich, nie miał szans na elekcję i w głosowaniach coraz częściej pojawiało się nazwisko Wojtyła, w prymasie Wyszyńskim nastąpiła przemiana. Podczas posiłków i przerw, w rozmowach m.in. z kardynałami niemieckimi i amerykańskimi, sugerował, że metropolita krakowski byłby najlepszym kandydatem na tron Piotrowy. Kiedy zaś szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na korzyść Wojtyły, prymas dodał mu otuchy, mówiąc: „Jeśli wybiorą, proszę przyjąć”. Jak przyznał po latach w rozmowie z członkiniami Instytutu Prymasowskiego Jan Paweł II, te słowa miały znaczenie decydujące w akceptacji „wyroku” konklawe, gdyż, jak się wyraził, „nie zostawiłby samego Prymasa w Polsce”. Skoro jednak kard. Wyszyński nalegał na przyjęcie najwyższej godności w Kościele, rozwiązało to ręce elektowi. Poświadczył to papież niedługo po konklawe. W zbiorach Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego znajduje się niepublikowany dotychczas, odręczny list papieża do kard. Wyszyńskiego z 3 listopada 1978 r., w którym Ojciec Święty dziękuje księdzu prymasowi za „tak opatrznościowy udział w ostatnim konklawe”.
„Idzie nowych ludzi plemię”
Kard. Wyszyński położył wielkie zasługi dla kultury polskiej. Dzięki jego staraniom w Warszawie zostało odbudowanych 55 kościołów, w znacznej części zabytkowych, zniszczonych podczas wojny, łącznie z archikatedrą św. Jana. Można zapytać: co w tym dziwnego, że pasterz Kościoła chciał odbudować zburzone świątynie? To prawda, ale kard. Wyszyński wykazał się tutaj nadzwyczajnym uporem i determinacją. Prymasowi zawdzięczamy powojenną regotyzację wspaniałej katedry gnieźnieńskiej – uważał, że właśnie gotyk najpełniej wyraża piękno Boga. To w dużej mierze dzięki czteroletnim zabiegom na płaszczyźnie kościelnej i dyplomatycznej kard. Wyszyńskiego wróciły w 1961 r. do Polski, zdeponowane w czasie wojny w Kanadzie, skarby wawelskie. Były wśród nich arrasy jagiellońskie, szczerbiec, czyli miecz koronacyjny królów polskich oraz autografy dzieł Chopina. Te zasługi prymasa media PRL-owskie skrzętnie przemilczały. W Polakach kardynał Wyszyński rozbudzał zamiłowanie do kultury ojczystej, zwłaszcza literatury, bogato cytując dzieła pisarzy i poetów, także tych mniej znanych. Z powieści Eugeniusza Małaczyńskiego „Koń na wzgórzu” cytował często frazę: „Idzie nowych ludzi plemię”. Wierzył, że tymi nowymi ludźmi będą jego rodacy, realizujący program Ośmiu Błogosławieństw. Uczył rodaków, jak należy być dumnym z ojczystej historii, podkreślając jej znaczenie dla kształtowania tożsamości narodowej.
Kiedy trzeba powiedzieć: non possumus
To w dużej mierze dzięki prymasowi Kościół katolicki w Polsce pełnił rolę stróża narodowego dziedzictwa i pielęgnował pamięć o ważnych postaciach i rocznicach historycznych, które komuniści chcieli wymazać ze świadomości Polaków, jak np. obchody 11 listopada czy 3 maja. Postawa Prymasa Tysiąclecia pozostawała wzorcem postępowania dla wielu Polaków. Współczesnych mu katolików uczył, jak zawierzyć Bogu i zachować wiarę w systemie zwalczającym niesione przez nią wartości. Wszystkim Polakom wskazywał drogę do wolności, przypominał o naszej podmiotowości i tożsamości. Dzisiaj przypomina, że należy szanować godność każdego człowieka. Pokazuje, że w sytuacji wyborów moralnych, kiedy nie ma miejsca na kompromis, trzeba powiedzieć: „non possumus”, choćby miałoby się za to zapłacić wysoką cenę.