Karetka nie przyjechała?! Pomogli dopiero policjanci
Nie prosiłem, żeby pogotowie mnie zawiozło do Zielonej Góry. Prosiłem o lekarza. Nie mam słów na ten polski system - mówi pan Andrzej z Krosna
- To było w niedzielę, 16 lipca – opowiada pan Andrzej. – Tata poczuł się źle, w ciągu paru godzin próbowaliśmy mu dawać tabletki na zbicie ciśnienia, temperatury – nic nie pomogło. W ostateczności pomyśleliśmy, że zadzwonimy po karetkę. Pani dyspozytor, zaczęła pytać, jakie tata ma leki. A on biedny choruje na Parkinsona, ma cukrzycę, przeszedł udar mózgu i Bóg wie, co tam jeszcze, bo nie pamiętałem z tych nerwów. Pani dopytywała, jakie bierze tabletki na nadciśnienie. Tylko, że ja w tych nerwach nie wiedziałem, bo tata przyjmuje kilkanaście tabletek dziennie. Ojciec mi odpływa na rękach, miał gorączkę 40 stopni, nie mógł oddychać, miał wysoki puls. Pani dyspozytor podała mi jakiś numer i powiedziała, że mogę gdzieś tam zadzwonić. Ale nikt tam nie odpowiadał. Przyznaję, zdenerwowałem się i powiedziałem, że pani musi wysłać karetkę, bo jak nie, to przyjadę do niej osobiście. A pani powiedziała, że „proszę bardzo, może pan przyjechać”. Karetka nie została wysłana.
Więcej przeczytasz w papierowym wydaniu Gazety Lubuskiej oraz z wydaniu PLUS.