Ludzie w pogoni za lajkami, dającymi hormon szczęścia, nie myślą o tym, że to się może kiedyś skończyć - mówi Karolina Korwin-Piotrowska, autorka książki „#Sława”
Jeszcze nigdy w historii tak wiele osób nie pragnęło sławy jak dziś. I to takiej choć na chwilę.
Dostaliśmy do ręki narzędzie, które pozwala każdemu z nas pokazać się światu. Do pojawienia się mediów społecznościowych to nie było takie łatwe. Teraz każdy może zostać gwiazdą Facebooka czy You Tube’a, stać się rozpoznawalnym w pewnym kręgu ludzi, a nawet wejść do mainstreamu. Te mityczne lajki, zasięgi czy share’y są w dzisiejszych czasach rodzajem narkotyku, od którego ludzie się uzależniają. Tego typu szybkie kariery zdarzają się dziś bardzo często. Ale tak szybko jak się rodzą, jeszcze szybciej gasną. Dzisiaj sztuką jest utrzymać tę datę przydatności do spożycia dłużej niż przez jeden sezon. Nie wystarczy tylko pragnienie bycia sławnym, rozpoznawalnym i bogatym. Tu jeszcze musi być to coś...
Pani w swojej książce historię sławy zaczyna od celebrytki... królowej Wiktorii i od narodzin fotografii.
Narodziny fotografii spowodowały, że wizerunek stał się demokratyczny. Bo każdy może sobie zrobić zdjęcie. Bardzo szybko okazało się, że ten wizerunek może ulegać modyfikacjom, sprzedaży i różnego rodzaju manipulacjom. I może też być narzędziem w budowaniu marki. A królowa Wiktoria jest w tym przypadku genialnym przykładem. Od razu wyczuła, że fotografia, a potem taśma filmowa staną się sposobem dotarcia do poddanych i budowania marki, jaką jest rodzina królewska oraz budowania swojego bardzo silnego i charakterystycznego wizerunku (...).
Wpływ celebrytów na nasze życie jest dzisiaj szokujący. Celebryci zastąpili autorytety.
Media potrzebują nieustannie świeżej krwi. A autorytety w dzisiejszym świecie nie dają rady. Za to celebryta reaguje szybko, szczególnie ten inteligentny. Poza tym mamy problem pokoleniowy z wymianą elit. Starzy już umierają, a nowych jeszcze na horyzoncie nie widać. I w tym momencie aktor, muzyk czy sportowiec staje się kołem ratunkowym. I może być fajnym kołem, jeśli przekaz, jaki daje ludziom, jest spójny z tym, co naprawdę myśli. I nie jest przekazem wykupionym przez reklamodawców. Ludzie muszą się dzisiaj nauczyć rozróżniać przekaz autentyczny od tego kupionego przez sponsora.
Pokaż mi swoich idoli, a powiem ci kim jesteś?
Można tak powiedzieć. Jest jakiś rodzaj układu emocjonalnego między nami a celebrytami. Rodzaj romansu - są dla nas ważni, dają nam coś z siebie, a my im dajemy miłość, oddanie, zaufanie, kupujemy ich płyty, książki, chodzimy na ich filmy, oglądamy seriale. Bo gwiazda jest tak naprawdę projekcją naszych marzeń. Oni robią to, czego my nie możemy.
Żyjemy trochę ich życiem?
(...) trzeba pamiętać, że ludzie mogą jednego dnia wynieść kogoś na piedestał, a drugiego zrzucić go z niego. Myślę, że to jest właśnie problem dzisiejszych czasów. Że ludzie w tej pogoni za lajkami, dającymi hormon szczęścia, nie myślą o tym, że to się może kiedyś skończyć. Ale świat powoli zaczyna dostrzegać wiele niebezpieczeństw związanych z naszą dostępnością do mediów społecznościowych. Zaczyna widzieć, że w sieci dzieją się rzeczy niedobre, a nawet straszne. Oczywiście, zawsze będzie potrzeba oglądania jakiegoś ekshibicjonisty, który coś pokaże, a my będziemy z niego darli łacha przez tydzień. Ale z drugiej strony zawsze będzie też potrzeba istnienia tajemnicy. Kogoś, o kim nie wiemy zbyt wiele. I szanujemy go za to, kim jest, a nie za to, co pokazuje.
Są tacy jeszcze?
Póki są ludzie, którzy mają do pokazania innym coś więcej niż swój nowy „sześciopak”, dietę pudełkową czy samochód, póty ja jestem spokojna. Biletem do sławy nie jest tylko ekshibicjonizm. Jest nim także tajemnica. Cisza, mam nadzieję, będzie dla ludzi ważniejsza niż krzyk.