Karolina Kramkowska: - Pół życia zajmuję się seniorami.
O opiekunach rodzinnych - niedostrzeganych, bo niewidocznych, choć są ich tysiące - mówi Karolina Kramkowska, pedagog i opiekunka rodzinna, doktorantka UKW.
Jak została pani opiekunką?
Miałam 15 lat, gdy zgłosiłam się jako wolontariuszka do domu pomocy społecznej. Mogę powiedzieć, że pół życia zajmuję się seniorami. (śmiech) Później pojechałam do Wielkiej Brytanii, tam zrobiłam kurs, zaczęłam pierwszą pracę zawodową jako opiekunka. W pewnym momencie stwierdziłam, że to jest to, co mi najlepiej wychodzi i to, w czym chciałabym się specjalizować. Bardzo lubię tę pracę.
Jak 15-letnia Karolina wyobrażała sobie dom pomocy społecznej?
Zostałam rzucona na głęboką wodę, bo zaczęło się dość drastycznie. Zaprowadzono mnie do sali, w której były cztery leżące osoby. Wśród nich pani, w ciężkim stanie. Poprosiła mnie, żebym jej przyniosła chlebek z grobu.
Z grobu?!
Z grobu. Pamiętam, to mnie wtedy bardzo zszokowało. Zupełnie nie byłam gotowa na to, co tam zobaczę. Inaczej wyobrażałam sobie starość, niekoniecznie leżącą. Moi dziadkowie wtedy byli w świetnej formie. Dopiero teraz druga babcia choruje na demencję. Zaczęłam przychodzić do domu pomocy coraz częściej, przeszłam kursy, szkolenia, zobaczyłam, że z tymi osobami można pracować. Bo często myślimy , że z osobami z demencją, w ciężkim stanie niewiele już można zrobić: leżą, nie ma z nimi logicznego kontaktu, potrzebne są tylko typowo opiekuńcze czynności. Później, gdy w Wielkiej Brytanii i w Polsce pracowałam jako opiekunka w domach, poznałam więcej takich ludzi, zobaczyłam, że jest ogromne pole do zbadania. Tematem mojej pracy doktorskiej są doświadczenia opiekunów rodzinnych sprawujących opiekę nad osobami z chorobą demencyjną.
Jakie są ich doświadczenia?
Sama jestem członkiem takiej rodziny, więc te doświadczenia są i moim udziałem. Przede wszystkim jest ogromny lęk. Bardzo duże obciążenie, bo rodziny nie są przygotowane do sprawowania opieki. Często spada to na nie nagle i tak naprawdę z dnia na dzień trzeba przeorganizować całe życie. Trzeba podejmować bardzo trudne decyzje, czy zabrać tego bliskiego do siebie, przeprowadzić się do niego? Skorzystać z domu opieki? Często są to małżeństwa, w których oboje mają 70-80 lat i nagle jedna osoba ma zająć się drugą. Trudne jest też, że te bardzo bliskie nam osoby przestają nas pamiętać. Demencja bardzo często towarzyszy innym chorobom osób starszych, choć często to się pomija, widząc na przykład tylko udar. Problemem stają się czynności opiekuńcze, rodzina nie wie, jak je technicznie zrobić. Niestety, obecny system wsparcia opiekunów nie zapewnia im opieki.
A pani odczucia z opieki nad własną babcią?
Takie same, jak u innych. Najtrudniejszą kwestią jest brak logicznego kontaktu. W innych schorzeniach chory może z nami współpracować. Jeśli ma udar, rozumie swoją sytuację i dąży, by ją poprawić. W przypadku demencji bardzo często wkład pracy w to, by ta osoba jak najdłużej była z nami w dobrym stanie zdrowia i emocjonalnym jest zupełnie niewspółmierny do efektu, bo efektu często nie ma. Demencja jest o tyle trudna, że choroba czasem trwa 12 lat, 15. Żyjemy u boku kogoś, kto tak bardzo się zmienia, że w zasadzie nie jest już tą osobą. Relacje buduje się przede wszystkim na bazie wspomnień, a nagle mamy w domu osobę, która nie ma z nami żadnych wspomnień. W jej mentalności jesteśmy obcy. Funkcjonowanie z taką osobą, żeby nie budzić w niej dodatkowego lęku, jest bardzo trudne.
Cała rozmowa tylko dla prenumeratorów.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień