Karolina Szostak: Kiedy zobaczyłam jak mój organizm reaguje, zaczęło dodawać mi to skrzydeł
To naprawdę pani? Takie pytanie najczęściej słyszy Karolina Szostak. Następne to: jak pani to zrobiła? No właśnie, jak? Jak udało jej się schudnąć w rok prawie 30 kg? Przepisy, ćwiczenia, motywacje, rady, ostrzeżenia, drobne potknięcia i ogromny sukces.
Rozmowa z Karoliną Szostak i Martą Kordyl
W książce „Moja spektakularna metamorfoza” pojawia się cytat Ingrid Bergman, która powiedziała, że najpiękniejszą rzeczą, jaka może przydarzyć się kobiecie, to być na diecie.
Karolina Szostak: Marta bardziej podpisuje się pod tymi słowami niż ja.
Marta Kordyl: Zgadzam się z tymi słowami. Nie chodzi tylko o efekty tej diety, ale o czas kiedy kobieta jest na diecie. Jak ona się czuje, kiedy jeszcze nie widać tego, że schudła czy ma ładniejszą skórę. Ma niesamowitą satysfakcję, że udaje jej się wytrzymać czas diety. Tak było podczas 42 dni naszego postu. Na początku nie ma efektu, ale jak się przetrwa drugi tydzień, pojawia się ogromna energia i duma.
Karolina: Ja byłam pierwsza na tym poście. Po czym, gdy postanowiłyśmy napisać książkę, Marta stwierdziła: „nie może tak być, że ty jesteś na poście, a ja nie. Też muszę poczuć to wszystko i będę razem z tobą cierpiała”. Ja nie nazwałabym tego cierpieniem. Powiem więcej, ponieważ byłam grubsza i startowałam z innego pułapu niż Marta, to miałam wrażenie, że ten post przeszłam łagodniej niż ona. Byłam bardziej zdeterminowana, później widziałam efekty u siebie, ale jak już się pojawiły, to szczęście było wielkie.
Ile razy w trakcie postu dzwoniłyście do siebie z pierwszą myślą, że definitywnie rzucacie te wszystkie wyrzeczenia?
Marta: Dwa razy dziennie? (śmiech)
Karolina: Każda osoba ma inne odczucia na diecie. Jednej kręci się w głowie, innej jest słabo, a trzecia wymiotuje. Mnie osobiście minęły takie rzeczy jak wymioty. Ale prawdopodobnie dzięki temu, że od lat nie jem mięsa, to – brzydko mówiąc - czym innym miałam zabrudzony w środku organizm. Dlatego ludzie, którzy normalnie jedzą mięso nie powinni do postu podchodzić z dnia na dzień. Nie ma tak, że dzisiaj zjadłam schabowego i od jutra jestem na poście. Trzeba się jednak oczyścić, przejść na warzywa i dopiero potem wejść w post, aby nie było innych dolegliwości.
Marta: Karolina była takim moim przewodnikiem podczas postu. Cały czas rozmawiałyśmy o tym co czujemy i jemy. Ale i tak umknęło nam to, że ja na przykład piłam zieloną herbatę i nie miałam świadomości, że nie można tego robić. Całe szczęście zielona herbata nie powoduje, że trzeba cały post przerwać.
Karolina: To jest tak jak z kawą. Kiedy wypije się kawę nie oznacza to przerwania postu, ale po to decydujemy się na taki totalny detoks i oczyszczanie, aby nie dostarczać kofeiny do organizmu. Ja normalnie zawsze zaczynałam dzień od espresso. Natomiast przez cały okres trwania postu nie dotykałam kawy. Chodziłam z termosem, w którym miałam gorącą wodę, imbir i cytrynę. Cały dzień towarzyszył mi ten napój. Dopiero po 10 tygodniach wypiłam pierwszą kawę. Lubię jej smak. Nie palę papierosów, nie jem mięsa, nie piję alkoholu, więc pozwalam sobie na filiżankę espresso.
Kiedy pojawił się przełom i pierwsza myśl, że to działa?
Karolina: Tak naprawdę po trzech tygodniach poczułam taką moc. Kiedy zobaczyłam jak mój organizm reaguje, zaczęło dodawać mi to skrzydeł. Gdy widzimy, że coś się dzieje, jest nas mniej – ten centymetr, czy osiem – daje to takiego kopa. I pojawia się myśl, że faktycznie działa. Ciąg dalszy nie jest kolorowy, bo zdarzają się zarówno chwile załamania jak i uniesień. A przy tym jeszcze cały czas chodziłam do pracy, normalnie funkcjonowałam. Nie miałam 6 tygodni na to, by siedzieć w domu i jeść tylko marchewkę oraz kapustę. Normalny tryb życia był zachowany u mnie i u Marty. Ona w tym czasie na dodatek pisała książkę. Ja jestem zadaniowcem. Kiedy mam zadanie do wykonania, to wykonuję od A do Z. Tak też podeszłam do postu. U mnie to wszystko trwało łącznie 9 tygodni, bo 6 tygodni samego postu i kolejne trzy tygodnie wyprowadzenia z niego.
Karolino, mówi się, że ludziom znanym z telewizji jest trudniej. Byłaś pod obstrzałem w trakcie metamorfozy, a wiadomo, że telewizja „dokłada” jeszcze kilka kilogramów.
Karolina: Telewizja faktycznie dodaje 5 kilogramów. Tylko, że ja na przestrzeni lat też trochę się uodporniłam na takie komentarze. Nie mówię, że jest mi to obojętne i lekceważę to co mi inni ludzie mówią. Sama mam lustro i też potrafię się ocenić. Teraz bardziej bolą mnie inne rzeczy. Niedawno ktoś mi napisał: „nie wierzcie jej, że schudła, bo ona zmniejszyła sobie żołądek operacyjnie”. Bardziej dotyka mnie, że ktoś nie wierzy w to co napisałam w książce czy mówię w wywiadach, tylko sugeruje, że ja oszukiwałam.
Jak reagujesz wtedy?
Karolina: W pierwszym momencie chcesz się bronić. Ale po przemyśleniu pojawia się refleksja, że atakując kogoś w odpowiedzi na takie insynuacje, daję też pretekst do dyskusji. Więc zostawiam temat.
Pewnie dla wielu osób, zmagających się z nadwyżką kilogramów stałaś się inspiracją. Skrzynka mejlowa zasypywana jest wiadomościami?
Karolina: Panie piszą bardziej na Instagramie i Facebooku. Ostatnio jedna pani przyznała, że zainspirowała się moją metamorfozą, też przeprowadziła post i przysłała mi swoje zdjęcia: przed postem i po jego przeprowadzeniu. To była taka sama przemiana jak u mnie! Byłam bardzo dumna dziękując tej pani. Ktoś uwierzył, że to jest możliwe, nie jestem jedyna i można zejść z rozmiaru 44 na 38/36. Okazuje się, że są kobiety, które wykonały taką samą pracę. Super! Przy czym trzeba pamiętać, że to nie czuję się odpowiedzialna, bo to nie jest wymyślony przeze mnie post, tylko doktor Ewy Dąbrowskiej. To nie my wymyśliłyśmy ten post i nie my odchudzamy, tylko same skorzystałyśmy z niego. Jak się okazuje bardzo skutecznie.
Przez cały okres postu dodatkowo dbałaś, by ubytek wagi nie odbił się negatywnie na ciele i skórze.
Karolina: Nawet jak nie chudniemy to grawitacja i tak działa z wiekiem. Natomiast rzeczywiście przez cały okres postu stosowałam odpowiednie kosmetyki, chodziłam na zabiegi, robiłam masaż bańką chińską. Pilnowałam, by skóra była w odpowiedniej kondycji. Korzystałam ze wszelkich dobrodziejstw kosmetycznych, by skóra była jędrna. A oprócz tego był sport. Nie uprawiam go mega wyczynowo, ale lekkie ćwiczenia, spacery, nordic walking okazały się potrzebne i dzięki temu mam dobrą kondycję skóry.
Twoja metamorfoza, zdrowe odżywianie to już teraz sposób na całe życie?
Karolina: Jak się wykona taką pracę to zdecydowanie bardziej uważasz na to co jesz. Ja nie mówię, że nie pozwalam sobie teraz na małe grzeszki, ale są one kontrolowane. Nie sięgam już po byle co. Nie ukrywam tez, ze na co dzień jestem na „pudełkach”, bo one mnie dyscyplinują i pomagają, zarówno w pracy jak i normalnym życiu. Nie ma głupiego podjadania. Mam stałe pory i stałe posiłki. Jak się oczyści organizm, to potem inaczej przetwarza się jedzenie. Ja nie jem w ogóle ryżu, makaronu i pieczywa.
Jak najbliższe osoby, rodzina i przyjaciele reagowali na cały proces przemiany?
Karolina: Mama jest pod wrażeniem i mówi, że jest dumna ze mnie. Nie ukrywam, że bliscy często mnie dotykali i sprawdzali czy czegoś nie schowałam pod gorsetem. Z drugiej strony ja też jakaś „zasuszona” nie jestem. Nie można powiedzieć, że schudłam i jestem anorektyczką. Bo nie jestem. Robiłyśmy teraz przegląd starych rzeczy w szafie. Wyciągnęłam ubrania sprzed nastu lat – takie, jak mam teraz, ale też ubrania dużo większe. Był tam in. garnitur z zeszłego roku i gdy go założyłam, to miałam tyłek na kolanach.
Marta: Ale były też spodnie dżinsowe, tak wielkie, że Karolina weszła w jedną nogawkę (śmiech).
Karolina: Odchudzajmy się, ale pamiętajmy też o zdrowiu. Ja widzę po moich wynikach badań, jak bardzo się zmieniły. Dzięki tej metamorfozie trochę inaczej wyglądam, ale mentalnie się nie zmieniłam.