Kasztelan, petarda i raporty, czyli jak esbecy z Torunia balowali na Titanicu
Końcówka lat 80. Za chwilę PRL z hukiem się rozpadnie. Tymczasem w Służbie Bezpieczeństwa praca wre. Funkcjonariusze uganiają się, żeby wypełnić roczne plany. Jeszcze strasznie, a już śmiesznie.
W teczkę z materiałami operacyjnymi z ówczesnego województwa toruńskiego wciśnięto mydło i powidło. Dzięki niej można jednak na chwilę poczuć atmosferę esbeckiej kuchni.
Postać Zygmunta Kwiatkowskiego, dyrektora golubskiego zamku, przez dziesiątki lat była ością w gardle służb. Od papierów w jego sprawie może zakręcić się w głowie.
Postać Zygmunta Kwiatkowskiego, dyrektora golubskiego zamku, przez dziesiątki lat była ością w gardle służb. Od papierów w jego sprawie może zakręcić się w głowie. Jako licealista cudem uniknął kary śmierci, zakładając zbrojną (!) organizację niepodległościową.
Teczka kolejna: Kwiatkowski jako tajny współpracownik. Wykreślony z hukiem, bo z tej współpracy zrobił w Golubiu kabaret, przedstawiając wszem i wobec swojego oficera prowadzącego. A takie numery w SB nie uchodziły na sucho, więc Kwiatkowski znalazł się pod lupą służb, które wyczekały w końcu na moment, aby go ustrzelić.
Czytaj więcej w pełnej wersji artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień