Katarzyna Dacyszyn. Stalker oblał ją kwasem. Teraz łodzianka pomaga innym ofiarom
„Człowiek w zagrożeniu” to adekwatna nazwa dla festiwalu, zakończonego spotkaniem z Katarzyną Dacyszyn. Łodzianka, projektantka i była fotomodelka poprowadziła w sobotę (24 listopada) pierwszy w Polsce warsztat dla osób czujących się ofiarami stalkingu, czyli uporczywego nękania. – Powołujcie się na mój przykład – mówiła do kobiet, które myślą o złożeniu zawiadomienia przeciwko swojemu prześladowcy. Bo, według Dacyszyn, służby ścigania nie zawsze z odpowiednią powagą zajmują się stalkingiem.
Ona sama uniknęła śmierci, ponieważ instynktownie odwróciła głowę, gdy oprawca wylał w jej stronę kwas siarkowy ze słoika. Łodzianka uchroniła drogi oddechowe, ale substancja spowodowała ogromne oparzenia: twarzy, szyi i rąk.
Po dwóch latach od tego wydarzenia i kilkunastu przebytych operacjach plastycznych Katarzyna Dacyszyn zaprezentowała się uczestniczkom warsztatów jako pewna siebie, uśmiechnięta kobieta, jednak z włosami zasłaniającymi – jak sama mówi - gorszy profil twarzy oraz w bluzce z długimi rękawami.
Spotkanie, kończące w Łodzi 28. Festiwal Mediów Człowiek w Zagrożeniu, było wyjątkowe. Każdy, bez wcześniejszych zapisów, mógł poznać łodziankę, której osobista tragedia stała się najgłośniejszym przypadkiem stalkingu w Polsce. Dacyszyn opowiedziała swoją historię raz jeszcze - tym razem nie przed kamerą czy przed sędziami - ale grupie kobiet w różnym wieku, a każda z nich mogła zadawać pytania i wysnuwać własne obserwacje.
Stalker jak bestia. Ofiara chce, aby nie wrócił na wolność
- Stalking to nie jest problem tylko celebrytów. Mnie nie można tak nazywać - zaznaczyła na początku spotkania Katarzyna Dacyszyn.
Dziś ma 40 lat. Gdy wypatrzył ją późniejszy oprawca, była przed trzydziestką. Pech chciał, że zamieszkała akurat w jego okolicy.
- Dostawałam dziwne wiadomości przez komunikatory internetowe. Nowe technologie to nowe możliwości dla stalkerów, dlatego zjawisko nie zniknie, wręcz przeciwnie - uważa łodzianka. - I dlatego prowadzę te warsztaty.
Przez dekadę prześladowania łódzka modelka i projektantka blokowała kolejne konta w sieci, z których napływały zapewnienia o niezdrowej fascynacji, czytała w nich np. „będę pani diabłem”.
W ciągu kolejnych lat zauważyła również, że autor tych wiadomości orientuje się w rozkładzie jej dnia. Dacyszyn przeprowadziła się w inny rejon miasta, jednak to nie pomogło.
- Zawiesiłam nawet profil swojej firmy na Facebooku, aby uniknąć komentarzy stalkera, obcego mi mężczyzny. Stalker dezorganizuje nie tylko życie prywatne, ale i sferę zawodową - opowiadała w sobotę łodzianka.
Mimo strachu przed reakcją stalkera łodzianka poszła na policję. W końcu, 22 sierpnia 2016 r., przed Sądem Rejonowym Łódź-Śródmieście miał się rozpocząć proces 50-latka oskarżonego o uporczywe nękanie. Stawił się dopiero na czwarty z wyznaczonych terminów.
Jednak do tej rozprawy nie doszło - na sądowym korytarzu mężczyzna oblał kobietę kwasem siarkowym o prawie 90-procentowym stężeniu. W gmachu przy al. Kościuszki zapanował chaos: tracąca wzrok kobieta, krzycząc z bólu, po omacku szukała łazienki, aby zmyć z siebie żrącą ciecz, która wtapiała ubranie w jej ciało...
Wysiłek wielu lekarzy, w tym ze słynnego szpitala w Siemianowicach Śląskich, sprawił, że Dacyszyn nie utraciła wzroku. Kilkanaście operacji plastycznych i przeszczepów skóry sprawiło, że jest dziś atrakcyjną i pewną siebie kobieta, która może pomóc innym w walce ze stalkingiem.
Gdy łodzianka przechodziła kolejne operacje, w Łodzi toczył się nowy proces jej oprawcy - tym razem oskarżonego o próbę zabójstwa. Obecnie odsiaduje on karę 25 lat więzienia.
- Moi prawnicy, kiedy wyrok będzie dobiegał końca, doprowadzą do tego, że ten mężczyzna nie wyjdzie na wolność - mówiła w sobotę łodzianka. Dacyszyn chce w tym celu wykorzystać tzw. ustawę o bestiach, za sprawą której w ścisłej izolacji pozostaje Mariusz Trynkiewicz, zabójca czwórki dzieci i zbrodniarz seksualny.
W większości przypadków zbrodnia niewykluczona
Czy oprawca wciąż myśli o Katarzynie Dacyszyn? Czy, gdyby jednak odzyskał wolność, wciąż nękałby łódzką projektantkę? I takich pytań nie zabrakło podczas spotkania w łódzkim Art Inkubatorze.
- Można z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, że ten mężczyzna pozostanie stalkerem, jednak zmieniłby obiekt nękania na inną kobietę. Uznałby próbę pokonania barier w dostępie do pani Katarzyny za zbyt ryzykowną, a tym samym za nieopłacalną - odpowiadał Adam Straszewicz, kryminalny profiler, zaproszony do współprowadzenia sobotniego spotkania przez Katarzynę Dacyszyn.
Kryminalny profiler oraz inni eksperci próbowali przedstawić uczestniczkom warsztatów, kim jest stalker. To przeważnie ktoś ze skrzywieniem osobowości, a nie z chorobą psychiczną - bardzo często odrzucony przez kobietę „konkurent” o narcystycznej osobowości. Albo były partner z taką cechą.
Przypadek łodzianki, w którym nękającym okazał się kompletnie nieznany jej wcześniej mężczyzna, należy do mniejszości. Ale żadnego z uporczywych prześladowców nie należy lekceważyć.
- Od „miłości” do zbrodni to droga niewykluczona w przypadku większości stalkerów - mówił Straszewicz.
Zdarzają się na przykład stalkerzy-schizofrenicy, ale oni najczęściej unikają sięgania po przemoc... - W każdym typie stalkerów znajdziemy jednostki kreatywne - opowiadał profiler. I wspomniał mężczyznę z sądowym wyrokiem za uporczywe nękanie, który próbował się dostać na jeden z jego kursów o stalkingu (Straszewicz regularnie szkoli m.in. policjantów). Ale niechciany kursant nie poznał szczegółów taktyki radzenia sobie z takimi jak on, ponieważ został ujawniony na etapie rekrutacji.
Podstawy tej taktyki są proste: jeśli nieustannie spotykają nas niechciane wyrazy uczucia, trzeba jasno zakomunikować ich autorowi, że nie życzymy sobie kontaktu, np. codziennych esemesów z wyznaniami gorącej miłości. A gdy takie ultimatum nie pomaga, nie podejmujemy już żadnych negocjacji ze stalkerem, za to zaczynamy gromadzić przeciwko niemu dowody.
Policjantka do ofiary: „Boże, żeby ktoś mnie tak kochał!”
- Ofiary stalkingu są zazwyczaj bardzo zdyscyplinowane. Dostarczają służbom ścigania wydruki z komunikatorów internetowych, zapisy audio z groźbami, ponieważ instalują odpowiednie oprogramowanie w smartfonach. W doniesieniach od ofiar nie brak zapisów z kamer zamontowanych, aby nagrać, jak stalker skrada się pod mieszkanie - opowiadała w sobotę Jagna Piwowarska, prawniczka i prezes Fundacji Można Inaczej.
To z ust tej ekspertki padła najostrzejsza krytyka organów ścigania. - Znam przypadek, w którym policjantka odrzekła kobiecie zgłaszającej dwuletni stalking, w tym codzienne przynoszenie kwiatów na wycieraczkę: „Boże, żeby ktoś mnie tak kochał!” - oburzała się prawniczka. - Natomiast prokuratura nie ma na przykład w zwyczaju występować do operatorów sieci komórkowych o zabezpieczenie esemesów od uporczywie nękających. Sprawy związane ze stalkingiem często są uważane za zbyt mało znaczące. Dopóki nie dojdzie do aktu agresji.
Ekstremalna przemoc, jak w przypadku Katarzyny Dacyszyn, to wyjątki, jednak wystarczy przejrzeć wyroki zgromadzone w internetowej bazie orzeczeń sądów z województwa łódzkiego, żeby przekonać się, jak często stalking łączy się z agresją.
Odrzuceni mężczyźni m.in. szarpią za włosy, popychają, niszczą byłym partnerkom samochody, czasem wypisując przy tym na lakierze wulgarne uwagi o braku moralności ofiar, nachodzą je w miejscu pracy, wielokrotnie nagrywają kobiety kamerą telefonu, aby potem umieszczać filmiki w mediach społecznościowych.
Wśród uczestniczek sobotnich warsztatów znalazła się kobieta twierdząca, że pozwała osobę wynajętą przez stalkera, która miała jej przebić opony w aucie.
W ostatnich latach w województwie łódzkim policjanci zajmują się rocznie ponad 200 przypadkami zgłaszanego stalkingu. Średnio połowa z tych spraw kończy się postawieniem zarzutów z Kodeksu karnego.
Ostatni z głośnych przypadków stalkingu w naszym regionie to sprawa 32-latka z Bełchatowa, w 2018 r. skazanego już po raz trzeci. Tym razem sąd orzekł wobec mężczyzny rok pozbawienia wolności oraz czteroletni zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych (na odległość mniejszą niż 100 metrów). Są nimi była partnerka stalkera i jej dziecko. Prześladowca, wbrew faktom, uznał je za własne, dobijał się do mieszkania rodziny, krzyczał pod drzwiami i śpiewał.
- Takie zakazy orzekane są zbyt rzadko i na zbyt krótko - oceniała Piwowarska.
W sobotę organów ścigania próbował bronić jeden z przedstawicieli Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Wskazywał m.in. na prawne trudności w określeniu, kiedy nękanie staje się uporczywe. - Najważniejsza jest empatia - uważa Piwowarska. - Ale jej się w przepisach zadeklarować nie da.
Stalking w prawie
Stalking od siedmiu lat jest ujęty w Kodeksie karnym w jego artykule 190a.
Czytamy w nim: „Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza jej prywatność, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Stalking ścigany jest na wniosek pokrzywdzonego. Maksymalna kara wzrasta do lat 10, jeśli ofiara targnie się na własne życie.
Jednak z wypowiedzi z sobotnich warsztatów wynika, że część policjantów wciąż próbuje przekonać zgłaszających, aby powoływali się na zapis z Kodeksu wykroczeń (o dokuczaniu oraz o złośliwym niepokojeniu). Zgłaszając uporczywe nękanie, nie należy się na to zgadzać, ponieważ sprawie - jako wykroczeniu - zostanie nadana niższa waga (a kara to maksymalnie 1500 zł grzywny albo nagana).