Katastrofa w MTK: proces zakończony, wyroku nie ma
Rozprawa apelacyjna trwała cztery dni, a na wyrok trzeba poczekać do 21 września. Konstruktor hali Międzynarodowych Targów Katowickich, której dach zawalił się w 2006 roku, prosi sąd o uchylenie wyroku i zwrot sprawy do ponownego rozpoznania.
– Chciałbym, żeby ta katastrofa budowlana została wyjaśnienia, bo dotąd żaden z jej elementów wyjaśniony nie został – przekonywał Sąd Apelacyjny.
W piątek zakończyły się wystąpienia stron procesowych w trwającej cztery dni rozprawie apelacyjnej. Publikację wyroku sąd zaplanował na 21 września 2017, ze względu na złożoność sprawy.
Od wyroku sądu pierwszej instancji, który zapadł przed rokiem, odwołali się wszyscy. Jacek J. usłyszał wówczas 10 lat pozbawienia wolności. Pod zawalonym dachem zginęło 65 osób. Projektant stalowej konstrukcji konsekwentnie kwestionuje opinie biegłych w tej sprawie, naukowców z Politechniki Krakowskiej. Mówi, że to są baśnie snute, na których prokurator oparł oskarżenie.
– Na tysiąc ton stali użytej do zbudowania tej hali, do badań wzięto trzy próbki. To nie są miarodajne badania uprawniające do stwierdzenia, że tam były mikrouszkodzenia. To są opowieści, bez dowodów – mówił w piątek przed sądem i można było odnieść wrażenie, że on ciągle wierzy w poprawność swojej pracy.
Owszem, przyznał, że popełnił błąd projektowy, jeśli chodzi nośność konstrukcji, co wytknęli mu uczeni z Politechniki Śląskiej, ale nie uważa, by ten błąd miał jakiś zasadniczy wpływ na przebieg katastrofy. – Jeśli się mylę, chciałbym to wiedzieć, ale nikt nie zechciał tego sprawdzić – dodał.
Zdaniem oskarżonego konstruktora przyczyny katastrofy były dwie: rozpełzła się ziemia na skutek szkód górniczych, skoro fundamenty rozeszły się o 6 cm (ale i tego nikt nie sprawdził) i dach sprzyjał oblodzeniu. Za to nie odpowiada, bo nie on projektował odwodnienie hali. Przypomniał też, że 30 proc. spoin zostało źle wykonanych, ale sąd odrzucił wniosek o powołanie biegłych z zakresu spawalnictwie. A to świadczy, że nie była dobrze wykonana konstrukcja.
O uniewinnienie wnosił członek zarządu MTK Ryszard Z., bo nie miał świadomości, że hala się zawali. Rok przed katastrofą zlecił jej przegląd techniczny i licencjonowany rzeczoznawca budowlany napisał: „Obiekt znajduje się w dobrym stanie technicznym i może być bezpiecznie użytkowany”. A biegli i prokurator twierdzą, że mogła się zawalić od samego początku, czyli od jej zbudowania w 2000 roku.
– Ówcześni właściciele i zarządcy hali przekonywali nas, że to najnowocześniejszy obiekt wystawienniczy w Polsce, perełka sztuki budowlanej, a okazał się gigantyczna trumną – mówił Ryszard Z. – Gościliśmy w tej hali dwóch premierów i wielu ministrów, kwiat biznesu regionu. Czy my, pracownicy spółki MTK, mieliśmy mieć świadomość, że wciągamy ich w śmiertelną pułapkę? Prokurator twierdzi, że miałem świadomość niebezpieczeństwa i godziłem się na to niebezpieczeństwo. Nie byłem przecież samobójcą, bo w czasie każdej imprezy targowej moje biuro mieściło się w środku hali, dokładnie w miejscu, które zostało zmiażdżone przez spadający dach. Tylko przez przypadek nie jestem kaleką, a na pewno darowano mi życie.
Maria K., były powiatowy inspektor nadzoru budowlanego domagała się zmiany kwalifikacji prawnej i umorzenie jej sprawy z powodu przedawnienia. Przemawiała w podobnym duchu.
– Przypłaciłam ten proces zdrowiem i nadal nie mogę pogodzić się z oskarżeniem, że świadomie doprowadziłam do tej katastrofy. Jest mi z tym bardzo ciężko – mówiła przed Sądem Apelacyjnym. – Nie dopuściłam do użytkowania kościół katolicki, obiekty mieszkalne, jeśli miałam choć cień wątpliwości, że stanowią zagrożenie. Zamknęłabym i tę halę, gdyby dotarł do mnie sygnał, że coś dzieje się z nią niepokojącego. Przecież w tej hali miała mieć studniówkę także moja córka.