Minęła 20. rocznica śmierci Josifa Brodskiego. Noblista był za życia w Katowicach. Odebrał doktorat honoris causa Uniwersytetu Śląskiego i... spotkał się z przyjaciółką Zofią
Zdjęcie Zofii stało zawsze na biurku Josifa Brodskiego, razem z fotografiami Achmatowej, Pasternaka i Frosta. Wspomina o tym historyk literatury, Irena Grudzińska-Gross. Przyjaźń z Zofią Ratajczakową trwała do końca życia noblisty, który napisał kiedyś: „Kochałem ludzi niewielu. Lecz mocno”. Zofia, wtedy Kapuścińska, i Josif Brodski poznali się w Leningradzie, dzisiaj to znowu Petersburg. Dwudziestolatkowie, którzy mogli nigdy się nie spotkać.
Ona przyjechała z Polski, żeby studiować psychologię, on kilka lat temu rzucił szkołę. Ale jest poetą, o którym mówi się, że ma genialny talent, a recytuje jak anioł.
- Moja przyjaciółka Gala opowiadała mi o niezwykłym chłopaku, znanym już w literackim środowisku, w końcu zaprosiła mnie do mieszkania znajomych, gdzie miał recytować swoje wiersze. To było nasze pierwsze spotkanie, niezapomniane. Tak zaczęła się nasza przyjaźń, która trwała do jego śmierci - mówi prof. Zofia Ratajczakowa.
Poezja i recytacja Brodskiego zrobiły na młodej Polce ogromne wrażenie. „Ryżyj parień”, czyli rudy młodzieniec, porywał słuchaczy, wbijał ich w fotel, wydobywał najgłębszy sens każdego poematu. Polscy poeci nie recytują z taką pasją swoich utworów; Zofia była naprawdę oszołomiona.
Inteligencja rosyjska wiedziała, że w Polsce nastąpiły zmiany, o których oni mogą tylko marzyć. Natalia Gorbaniewska, dysy-dentka, a ówczesna studentka, była wdzięczna pewnej Polce: „Zofia Kapuścińska, której imię znalazło się w tytule poematu Brodskiego, przysyłała mi »Dialog«, którego nie można było zaprenumerować w ZSRR”. Gdy Zofia wraca do Polski, wysyła gazety, książki i listy również Brodskiemu.
Lubił „Przekrój”, właśnie na tej gazecie, dzięki Zofii, nauczył się polskiego. Przyszły noblista ma tylko wykształcenie podstawowe, ale wielki umysł. KGB słusznie nadaje mu pseudonim „Geniusz”. - Kochał wolność, dlatego na całe życie opuścił szkołę. Któregoś dnia po prostu wyszedł z klasy i już nie wrócił - mówi prof. Ratajczakowa. - Działał poza oficjalnym establishmentem, ale nie był wtedy kimś izolowanym, jak czasem się go przedstawia. Otaczała go legenda talentu poetyckiego. Anna Achmatowa, jedna z najwybitniejszych rosyjskich poetek XX wieku, uważała go za wielki talent. Ale młody Brodski budzi kontrowersje.
Zofia jest już w Polsce, gdy władza ma dość jego recytacji i poezji. Po otrzymaniu Nobla Brodski powie przecież: „Jestem absolutnie przekonany, że nad człowiekiem, który czyta poezję, trudniej jest zapanować niż nad tym, który jej nie czyta”. Władze ZSRR nazywają go „trutniem z literackiego marginesu, chamem, który pisze wierszyki, i niebieskim ptakiem”.
Poeta skomentuje to później: „Oskarżano mnie o wszystko z wyjątkiem pogody”. W sławnym procesie z 1964 roku na pytanie sędziego, kto go zaliczył do rzędu poetów, odpowiada, że Bóg. Dostaje pięć lat ciężkich robót pod Archangielskiem. Jeszcze przed procesem pisze poemat „Zofia”.
Przewiduje w nim swój los: „wieniec laurowy, który prędzej czy później nie ominie głowy”, ale i cenę, jaką przyjdzie za to zapłacić. - To trudna poezja, ale Josif przeżywał wtedy bardzo ciężkie chwile - wyjaśnia prof. Ratajczakowa.
- Prześladowała go władza, nie mógł drukować, grożono mu aresztem i zakładem psychiatrycznym. Stąd mroczna, wyraźna atmosfera zagrożenia w poemacie. Pod naciskiem opinii publicznej zwolniono go po półtora roku. W 1972 roku, pozbawiony obywatelstwa, musi emigrować. 15 lat później Josif Brodski zostaje noblistą. - Wiadomość o Noblu była dla mnie ogromną radością. Przez Jerzego Illga z „Tygodnika Powszechnego”, który był w Sztokholmie, przesłałam Josifowi prezent - korespondencję kniazia Wiaziemskiego z Puszkinem, wydanie z XIX wieku.
Bardzo się ucieszył - mówi prof. Ratajczakowa. Spotkali się jeszcze kilka razy w życiu, ale stale wymieniali listy. Szczególne znaczenie miało dla nich spotkanie w Katowicach, gdy w 1993 roku otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego. O przybycie poety bardzo zabiegał ówczesny dyrektor Teatru Śląskiego, Bogdan Tosza. Było jednak już widać, że noblista jest ciężko chory na serce.
- Podczas wieczoru poezji wszedł na scenę Teatru Śląskiego, w Malarni, i recytował z ogromnym emocjonalnym zaangażowaniem swoje wiersze, ale i własne przekłady, w tym „Zaczarowaną dorożkę” Gałczyńskiego. To mogło być wyczerpujące. My, jego przyjaciele, bardzo się o niego martwiliśmy - przyznaje prof. Ratajczakowa Poeta wiedział, że jego stan jest ciężki. W mowie pożegnalnej dla studentów w Michigan mówił jednak: „Choćbyście zebrali jak najliczniejsze, jak najbardziej niepodważalne dowody, że jesteście wśród przegranych, proszę temu przeczyć, dopóki usta mogą wyszeptać nie”. W styczniu 1996 roku Josif Brodski umiera w Nowym Jorku.
- Wiadomość spadła jak grom, wywołując długotrwałą żałobę - mówi prof. Ratajczakowa. Zmarł we śnie. Miał 56 lat, nie chciał zgodzić się na przeszczep serca. Mówił, że poeta powinien umierać z własnym. Zofia i przyjaciele żegnali go na weneckiej „Wyspie Umarłych”, na cmentarzu San Michele.
Zofia Ratajczakowa, profesor. W Uniwersytecie Śląskim współtworzyła ośrodek psychologii. Członkini polskich i międzynarodowych towarzystw psychologicznych. Autorka licznych prac i książek poświęconych psychologii pracy i stresowi. Mieszka w Katowicach. Josif Brodski - jeden z największych rosyjskich i amerykańskich poetów i eseistów XX wieku. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za rok 1987, nagrodzony za „jasność myśli i poetycką siłę” utworów. Urodził się 24 maja 1940 r. w Leningradzie. W ZSRR skazany na przymusowe roboty za pasożytnictwo. W USA wykładał na różnych uczelniach. Zmarł 28 stycznia 1996 r., spoczął w Wenecji, która była jego ukochanym miastem.