Każda Wielkanoc jest szansą na coś więcej, jeśli jest spotkaniem z Bogiem [rozmowa]
Mówi ks. Wojciech Parfianowicz, rzecznik prasowy Kurii Biskupiej w Koszalinie.
Jesteśmy w trakcie Wielkiego Tygodnia, przed nami Wielkanoc. Z tego, co wiemy, to święto najstarsze w Kościele katolickim. Czy też najważniejsze?
Najwcześniej zaczęto świętować niedzielę. O świętowaniu Wielkanocy mamy pewne przekazy z końca II wieku, co nie musi znaczyć, że nie świętowano jej też i wcześniej. W każdym razie, niedziela jest pamiątką zmartwychwstania Pana Jezusa, a zatem, faktycznie, to wydarzenie zawsze było i jest dla chrześcijaństwa prawdą centralną. Jak pisze św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian: „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara”.
Wielki Czwartek. Jakie znaczenie w świątecznej liturgii ma właśnie ten dzień?
W Wielki Czwartek wspominamy ustanowienie dwóch sakramentów: Eucharystii i kapłaństwa. Bóg przychodzący w znaku chleba, a nie jakiegoś wyszukanego pokarmu dostępnego tylko dla elit, pokazuje, że chce być obecny w życiu każdego człowieka codziennie, a nie tylko od święta. Kapłaństwo natomiast pokazuje, że Bóg chce się dawać ludziom przez pośrednictwo innych ludzi. Dla niektórych to problem nie do przeskoczenia, bo księża idealni nie są. W czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus klęka przed Piotrem i chce mu umyć nogi. Piotrowi nie podoba się ten sposób podchodzenia Jezusa do niego. Za mało dostojnie. Opiera się. Nie chodzi o to, żeby przymykać oko na niedoskonałości księży. Chodzi o to, żeby pamiętać, że taki, pokorny sposób przychodzenia wybrał On sam. Jezus klęka przed nami w swoich kapłanach. Dlaczego? Nie wiem. Kiedyś Go zapytam.
W Wielki Piątek, Mszy świętej już nie ma. Dlaczego? Czym jest wielkopiątkowa liturgia i czy, księdza zdaniem, ten dzień powinien być dniem wolnym od pracy? Taki pomysł pojawia się od czasu do czasu.
Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy powinien to być dzień wolny od pracy. Na pewno warto, aby był wolny od niepotrzebnego hałasu. W tym dniu ma zakrólować cisza. Dzisiaj o nią bardzo trudno. Nie chodzi tylko o ciszę w sensie decybeli. Mam na myśli wyciszenie wewnętrzne, czyli ograniczenie różnego rodzaju bodźców, które sprawiają, że żyjemy w stanie permanentnego rozproszenia. Może tego dnia nie tylko wyciszmy, ale w ogóle zostawmy w szufladzie telefon, nie włączajmy telewizora czy Internetu, żeby usłyszeć tę samą, codzienną papkę informacyjną o niczym. Zatrzymajmy się. Znieruchomiejmy na chwilę. Pomyślmy, co to znaczy, że Bóg za mnie umarł? Podczas liturgii, tego dnia w centrum jest krzyż. Podchodzimy do niego i go całujemy. Ktoś powie: absurd, masochizm. Krzyż trzeba zakryć, zlikwidować. My go jednak uroczyście odkrywamy i adorujemy. Dlaczego? Bo jesteśmy realistami i wiemy, że cierpienia nie da się po prostu zasłonić. Ono będzie zawsze. Samo w sobie jest złem, ale jako ludzie wierzący wiemy, że dzięki Męce Chrystusa, może ono mieć sens i przynieść owoce.
Wielka Sobota: to dzień szczególny, bo oprócz odprawianej wieczorem liturgii, wcześniej ludzie przychodzą do kościoła na tzw. święconkę, czyli błogosławieństwo pokarmów na stół wielkanocny. Ostatnio jednak dostaje się tej tradycji od krytyków, którzy twierdzą, że to tylko taka atrakcja dla dzieci, bez większego znaczenia.
Ten zwyczaj jest bardzo piękny i ma bardzo głębokie znaczenie. Każdy z pokarmów w koszyczku odnosi się do jakiejś głębszej rzeczywistości. Pytanie, czy o tym wiemy i czy rozumiemy, co robimy. Warto interesować się tradycją, zwyczajami, obrzędami. One niosą ze sobą konkretną treść. Jeśli pozostaniemy tylko na zewnętrznym rytuale, prędzej, czy później, porzucimy go, ponieważ przestaniemy widzieć sens w jego powtarzaniu. Wszystko więc zależy od naszego, osobistego podejścia.
W polskiej świadomości chyba problemem jest oderwanie dwóch dni świątecznych od reszty Wielkiego Tygodnia. Innymi słowy dla większości z nas Święta Wielkanocne to niedziela i poniedziałek, a to co wcześniej, to popołudniowe uroczystości kościelne, z których znaczenia mało kto zdaje sobie sprawę. Jak sensownie przeżyć te święta? Czy może to się udać bez aktywnego udziału w całym Wielkim Tygodniu? Czy religijny charakter świąt nie jest dziś spychany w cień przez przygotowania do zapełnienia świątecznego stołu lub przez takie zwyczaje jak lany poniedziałek?
Najważniejszym momentem w całym roku liturgicznym jest Triduum Paschalne. To jeden wielki obrzęd, który zaczyna się w Wielki Czwartek Mszą Wieczerzy Pańskiej, a kończy nieszporami w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego. To jest liturgiczne centrum świąt wielkanocnych, w którym wszystko aż kipi bogactwem słowa i gestów. Moim zdaniem, niezwykle trudno jest doświadczyć prawdziwej, wielkanocnej radości bez dotknięcia istoty świąt. Warto pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa i zrobić wszystko, co możliwe, żeby wziąć udział w Triduum, przyjść do kościoła, nie patrzeć na zegarek, otworzyć oczy i uszy, zatrzymać się i chłonąć. Obrzędowość około świąteczna jest jednak tylko swego rodzaju opakowaniem świątecznego „pudełka”. Opakowanie oczywiście też jest ważne, ale istotą jest jego zawartość. Jeśli po rozpakowaniu paczki wewnątrz znajdujemy pustkę, pojawia się zawód. Każde święta, także Wielkanoc, przeżywane bez właściwej im „zawartości”, nie nasycą w nas nic poza żołądkiem. Po co nam babki, mazurki i pisanki bez Jezusa? I jeszcze jedno. Bez otarcia się o prawdę zmartwychwstania w sensie osobistego nawrócenia, czyli porzucenia grzechu, Wielkanoc staje się zwyczajnym Świętem Wiosny, w którym główną rolę grają kurczaczek i zajączek. Każda Wielkanoc jest szansą na coś więcej, jeśli jest spotkaniem z Bogiem.
Święta Wielkanocne zawsze przypominają nam też o śmierci Jana Pawła II, który zmarł 2 kwietnia, 2005 roku, kilka dni po Wielkanocy. Pamięta ksiądz tę ogólnonarodową jedność oraz poczucie niezwykłej wspólnoty, która wybuchła po śmierci polskiego papieża? Mam wrażenie, że dziś niewiele z niej zostało. Czy zawiedliśmy Jana Pawła II? Obiecywaliśmy, że będziemy lepsi.
Tak bywa z wielkimi wydarzeniami. Potrafią nas poruszyć, ale tylko na chwilę. Czasami w takich momentach dokonują się w człowieku trwałe zmiany, ale przeważnie szybko zapominamy o wielkich wzruszeniach, bo pochłania nas codzienność. Tak naprawdę, to każdy dzień jest szansą na uczynienie jakiegoś dobra, na zalepienie jakiejś dziury w świecie, który jest w moim zasięgu. Warto wstając rano zadać sobie dwa pytania: „Jakiego zła uczynię dzisiaj mniej?” i „Jakiego dobra uczynię dzisiaj więcej?”.
Czego ksiądz życzyłby naszym Czytelnikom tuż przed Świętami Wielkanocnymi?
Prawda o zmartwychwstaniu ma w sobie niesamowity ładunek nadziei. Przypomina nam wszystkim, że dla Boga śmierć jest czymś odwracalnym. Nie chodzi tu tylko o to, że pewnego dnia On unieważni nasz akt zgonu i rzeczywiście powstaniemy z grobów. Bóg potrafi też przywrócić życie w innym sensie. Dziś wielu ludzi traci chęć życia, umiera przed śmiercią. W taki stan potrafią człowieka wprowadzić różne sytuacje, także własna słabość. Jednak dla Boga nie ma grobu zbyt głębokiego. Spotkanie z Nim naprawdę daje życie prawdziwe. Widziałem wiele osób, które powstały z martwych. Życzę wszystkim odkrycia żyjącego Boga. Żeby tak mogło się stać, życzę nieustawania w Jego poszukiwaniu. Wierzyć, to nie znaczy najpierw rozumieć, czuć, ani nawet zgadzać się, ale właśnie... szukać.