Każdy może kiedyś za życia trafić do piekła, tylko niech się zestarzeje
Co kilka miesięcy media podają do wiadomości hiobowe informacje z życia „niższych sfer”, czyli starych ludzi umieszczonych w odosobnionych miejscach, które nie zasługują na to, by je nazwać domami pomocy. Młodsi szybko zapominają o sprawie, ale im ludzie starsi, tym bardziej boją się starości. I słusznie. Za kilka miesięcy, gdy ucichnie medialny raban, okaże się, że znów jakiś cwaniak dręczy kilkudziesięciu starych, chorych ludzi, pozbawia mieszkań, rent, emerytur, głodzi, znęca się i karze za najmniejsze przejawy sprzeciwu.
Fałszywy ksiądz ze Zgierza za „pyskowanie” oblewał niedołężnych wodą z węża i pozostawiał na mrozie do wyschnięcia, pytając: kto następny? Trzeba było śmierci aż pięciorga „pensjonariuszy”, żeby pozostałych umieszczono w godniejszych warunkach. Nadzorca tego piekła nieszybko znajdzie się za kratkami ( jeśli w ogóle), bo wyrok za ten proceder to on już miał. Sądy skazują, on się odwołuje i robi swoje, czyli bezkarnie zakłada nowe takie „schronienia”.
Fałszywy ksiądz ze Zgierza za „pyskowanie” oblewał niedołężnych wodą z węża i pozostawiał na mrozie
Ludzie pytają retorycznie: jak to możliwe? Otóż wystarczy wymyślić dla faktycznego domu starców jakąś chwytliwą nazwę. Na przykład: „Miejsce dla Ludzi Bezdomnych” albo „Dom Wesołych Małolatów”, a taka placówka nie podlega przepisom, które obowiązują w państwowych domach pomocy społecznej. Nikt jej też raczej nie kontroluje, nikt się nie interesuje, co dzieje się wewnątrz. Mieszkańcy są zastraszeni, a pracownicy bez kwalifikacji też siedzą cicho, bo mają zatrudnienie. I tak ten interes się kręci.
Najsmutniejsze jest to, że na tego typu placówki jest duże zapotrzebowanie, a będzie jeszcze większe, im więcej przybywać będzie starych ludzi. Właściciel tego pożal się Boże schronienia reklamował swoje usługi po szpitalach, a tam raz po raz trafiają ludzie samotni, którzy albo domu nie mają, albo nie są w stanie w nim żyć bez pomocy. W takich sytuacjach propozycja delegacji do „schroniska” jest jedynym rozwiązaniem.
A kontrola społeczna? Też nie działa. Pensjonariusze albo są samotni, albo mają dzieci za granicą, a te sprawdzają telefonicznie, jak się wiedzie ich matkom czy ojcom, kontaktując się z właścicielem przybytku. Pomyślne wieści usypiają ich czujność.