Każdy twardziel to też wrażliwy człowiek
Mężczyzna przygotowuje żonie kanapki i odprowadza dzieci do szkoły. Kobieta robi karierę. O tym, czy mamy kryzys męskości, mówi seksuolog Michał Pozdał.
Kiedyś mężczyzna miał być silny i odporny psychicznie. Miał być twardzielem – to na jego barkach spoczywało zarabianie na utrzymanie rodziny. Tymczasem żyjemy w czasach, gdy bardzo często to kobiety przejmują pałeczkę. Dzisiaj mężczyzna może pozwolić sobie na emocjonalność, choć często jest przez to postrzegany jako „zniewieściały”. Kiedy doszło do przełomu?
Miał być, ale wcale nie oznacza to, że taki był. Wielu mężczyzn tylko pozornie wydawało się twardzielami, inni nawet nie udawali. Mężczyźni zawsze cierpieli na depresję, płakali, reagowali emocjonalnie. Dzisiaj po prostu jest na to większa zgoda. Przełom przyniósł ruch feministyczny i nadal niezrozumiana dla wielu w Polsce nauka dotycząca gender, czyli płci społecznej. Uświadomiliśmy sobie, że pewne zachowania czy cechy, jak na przykład płacz i odwaga, nie są kobiece lub męskie, ale zwyczajnie ludzkie. Powoli zmienia się model wychowania chłopców – dopuszcza się, że oni także mogą się bać czy smucić i nadal pozostają chłopcami. Jest jednak nadal wiele osób, dla których te zmiany są zagrażające, nie do przyjęcia i myślę, że stąd wzięło się mówienie o rzekomym kryzysie.
Jak więc jest z tym kryzysem męskości – jest czy go nie ma? Może po prostu przesadzamy?
Moim zdaniem jest, ale błędnie go postrzegamy, bo nie chodzi o kryzys jako impas i koniec, lecz o przemiany, jakie dokonują się w społeczeństwie. Najbliżej mi do koncepcji Erika Eriksona, który twierdził, że to właśnie kryzys uaktywnia potencjał rozwojowy jednostki. Kryzys oznacza zmianę. Męskość ulega dzisiaj transformacji – tak rozumiem zamieszanie związane z rzekomym kryzysem. Kłóciłbym się natomiast z profesorem Zimbardo, który twierdzi nawet, że pozostaniemy bezradni wobec upadku męskości. Przekonuje, że mężczyźni w dzisiejszych czasach są zagubieni.
A nie są?
Możliwe, że niektórzy są. Ale proszę spojrzeć na to inaczej: dzisiaj żyjemy już w innym świecie. Kobiety realizują się w życiu zawodowym, często zarabiają lepiej niż partnerzy. Czy to coś złego? Absolutnie nie! Świat się zmienił i mężczyźni też się zmieniają.
Tylko czy na lepsze? Może te zmiany, o których Pan mówi, nie idą wcale w dobrym kierunku?
Moim zdaniem są to zmiany na lepsze. Przynajmniej tak mi się wydaje, gdy obserwuję współczesnych mężczyzn. Największy problem mają ci po czterdziestym roku życia. Gdy przychodzą do mnie na konsultację, często sami nie wiedzą, dlaczego coś im sprawia przykrość. W dzieciństwie nauczyli się, że facet musi być twardy, a chłopaki nie płaczą. Tymczasem mężczyzna też ma prawo do emocjonalności – może być wrażliwy, smutny.
Tyle że niektóre kobiety w dalszym ciągu wolą twardzieli. Wolą tego, który w chwili ich wahania podejmie za nie decyzję. Tego, który przyciśnie do ściany. Niestety, często jest tak, że te kobiety z jednej strony chcą czułego i wrażliwego partnera, a z drugiej – supersamca. Sferą, w której widać to jak na dłoni, jest sfera seksualności. Mężczyzna zaczyna mieć wyrzuty sumienia, gdy ma problem z erekcją albo po prostu nie ma ochoty na seks. Nie rozumie, że będąc przygnębionym, smutnym, ma do tego pełne prawo. Na szczęście w dalszym ciągu nie wszystkie kobiety wolą typ macho. Są takie, które spełniają się zawodowo, a w domu potrzebują silnego i czułego zarazem partnera. Są i takie, które rezygnują z pracy, wychowują dzieci, a ich partner zarabia na utrzymanie rodziny. Czy któryś z tych dwóch modeli jest zły? Nie, jeśli godzą się na niego obie strony.
A może to nie takie proste? Może kobieta, która spełnia się zawodowo, sama już nie wie, czy chce czułego partnera, czy twardziela? A ów partner nie wie, w jaką rolę ma wejść: dobrego przyjaciela czy wojownika?
Najważniejsze, by w pierwszych latach związku obie strony rozpoznały swoje oczekiwania. Znam mężczyzn, którzy wychowywali się w systemie patriarchalnym, a ostatnio zostali na tacierzyńskim i dziś twierdzą, że to był najlepszy czas w ich życiu. I czy tych mężczyzn należy uznać za zniewieściałych? Nie, bo kiedy kończy im się tacierzyński, to dzieckiem zajmie się ich partnerka. To są pary, które się uzupełniają.
Kobieta przychodzi do gabinetu psychoterapeuty i za rozpad relacji obwinia siebie. Bierze na siebie całe zło tego świata. A jakie podejście mają mężczyźni? Jak radzą sobie z emocjami, kiedy przychodzą na terapię?
Największym problemem – wbrew pozorom – nie jest to, że kobieta więcej zarabia niż jej partner, choć dla wielu to rzeczywiście trudna sytuacja – z tym większość znanych mi facetów sobie radzi. Z moich obserwacji wynika, że u mężczyzn XXI wieku najgorzej jest z umiejętnością komunikowania swoich potrzeb i stanów emocjonalnych. Oczywiście, nie można nie wspomnieć o kompleksach związanych z brakiem erekcji, to jest jakaś zmora naszych czasów. Co ciekawe, o to też kobiety obwiniają siebie. Myślą, że przestały być atrakcyjne dla swoich mężczyzn, a tymczasem główna przyczyna tego problemu tkwi w stresie lub w zdrowiu.
Skąd się Pana zdaniem bierze taka postawa u kobiet?
Pokutuje gender, ale nie tylko. Często te kobiety, które winę za rozpad relacji czy problemy w związku obarczają siebie, mają bardzo małe poczucie własnej wartości. Na szczęście to coraz rzadziej problem młodych kobiet, które są dużo bardziej pewne siebie i odważne niż ich matki. Proszę zauważyć, jak zmieniło się postrzeganie singielek – samotna kobieta w wieku 25-30 lat dwie dekady temu czuła się gorsza, niechciana, odrzucona. Dzisiaj coraz rzadziej spotykamy się z taką reakcją. Kobiety coraz częściej decydują się na ślub czy dziecko dopiero po trzydziestce. Przecież gdybym zapytał swoich studentek, czy czują się gorzej przez to, że w wieku 25 lat nie mają jeszcze stałego partnera i ustabilizowanej sytuacji rodzinnej, to by mnie wyśmiały!
A co z mężczyznami? Kiedyś mieli zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna...
Tak było, a teraz przed mężczyznami długa droga do uświadomienia sobie, że ich wartości nie umniejsza fakt, że nie są lub nie czują się supersamcami. Mężczyzna nie musi już zakładać rodziny i rąbać drewna. Może, jeśli chce. Ale nie musi. I w dalszym ciągu ma prawo do tego, by czuć się prawdziwym mężczyzną.
Jakie są szanse na to, by mężczyźni przekonali się do modelu mężczyzny wrażliwego, czułego i emocjonalnego, co może mieć na to wpływ?
Ja wcale nie uważam, że współczesny mężczyzna to wrażliwiec o dobrze rozwiniętej inteligencji emocjonalnej. Wielu facetów nadal jest twardzielami, którzy nie okazują słabości. Nie ma sposobu, żeby kogoś przekonać do jakiegoś modelu. Każdy człowiek jest indywidualną istotą, która przeżywa świat w niepowtarzalny sposób. Dzisiaj nareszcie możemy być twardzielami, ale też wrażliwcami.
Na dużym lub małym ekranie w dalszym ciągu faworytami kobiet są jednak twardziele: rycerze i berserkerzy, czyli nieznający strachu wojownicy nordyccy. Wystarczy wspomnieć o takich serialach, jak „Gra o Tron” czy o „Wikingowie”.
Ale ci wojownicy i berserkerzy też mają swoje słabe strony. Być może kobiety doceniają ich właśnie za ukrytą wrażliwość? Zresztą warto przypomnieć, że jeszcze dwie dekady temu kobiety szalały za Woodym Allenem czy doktorem Joelem Fleischmanem z „Przystanku Alaska”.
Winę za to, że dziś rozmawiamy o kryzysie męskości, należy obarczyć feministki?
Nie nazwałbym tego winą, to raczej korzyść wtórna. Dzięki temu ci wspomniani wcześniej mężczyźni, którzy idą na tacierzyński, mają szansę na to, by w pełni czerpać radość z bycia ojcem.
I nie sprawdzi się czarny scenariusz profesora Zimbardo? Nie będzie upadku męskości ani seksmisji? Będziemy żyć w świecie, w którym to mężczyźni przygotowują dzieciom kanapki do szkoły i układają je do snu, a kobiety szefują firmami?
Ja w to absolutnie nie wierzę. Mężczyzna tak samo może zrobić kanapki i bawić się z dziećmi, a kobieta ma prawo pełnić kierownicze stanowisko w firmie. Bardzo często jednak jest tak, że te silne i niezależne kobiety w zaciszu domowym są wrażliwymi matkami, a czuli w domu partnerzy mogą równie dobrze osiągać sukcesy zawodowe. I o to właśnie chodzi. Jeżeli kobiety wywalczyły sobie prawo do tego, by być czymś więcej niż kurą domową, to oddajmy mężczyznom prawo do tego, by nie zawsze byli berserkerami. Każdy wojownik jest w końcu i tak tylko człowiekiem.
Rozmawiała Kinga Czernichowska