Każdy z nas jest trochę dobry, a trochę niefajny
Nie możemy być ciągle szczęśliwi. To niemożliwe. Ale mamy takie momenty w życiu, że czujemy coś szczególnego i potem się orientujemy: O, to jest ta chwila, że jestem szczęśliwy! Warto te chwile celebrować - radzi Wioletta Kujawa-Brzezińska, białostocka psychoterapeutka.
- Można sobie zaplanować: będę szczęśliwy?
- Zaplanować tak!
- I to postanowienie pomaga nam w realizacji tego planu? Jak już je podejmiemy, to inaczej żyjemy? Inaczej postępujemy?
- Takie postanowienie to jest przyszłość. Powiedzenie sobie: będę, znaczy: na coś czekam. Będę to afirmować. A jeśli tę przyszłość przekształcimy od razu na teraźniejszość i powiemy: jestem szczęśliwy, to powtarzanie, afirmowanie może odnieść lepszy skutek, zwłaszcza na osoby, które są zdrowe, który mają dobry system aparatu psychicznego. Wtedy też nasz mózg będzie produkował myśli dotyczące tego: dlaczego jestem szczęśliwa. I możemy zacząć szukać.
- Do szczęścia potrzebni są nam inni ludzie? Musimy ich brać pod uwagę, realizując ten plan?
- Szczęście jest bardzo szerokim słowem. Każdy może je inaczej definiować. Dla kogoś szczęściem może być to, że ma dobrą pracę i dużo pieniędzy. I jak go zapytalibyśmy, czy jest szczęśliwy, to zastanowiłby się chwilę i powiedział: ok, jestem. Dla kogoś innego szczęściem może być rodzina. Albo sukces zawodowy. To, że dąży do swego rozwoju wewnętrznego.
Ale ja myślę, że nie możemy być ciągle szczęśliwi. To niemożliwe. Oczywiście: mamy takie momenty w życiu, że coś szczególnego czujemy. I potem się orientujemy: O! To jest ta chwila, że jestem szczęśliwy. Ja myślę, że warto te chwile celebrować. Pamiętać o nich, mieć je w głowie, jakoś je wyszczególniać, przypominać sobie, co to dla mnie w ogóle oznacza. I przypominać sobie, że mogę w ogóle być w takim stanie szczęśliwości. Ale oczekiwanie od siebie, że będę ciągle szczęśliwy jest oczekiwaniem bardzo dziecięcym. Bo możemy popatrzeć na dzieci pomyśleć: one są ciągle szczęśliwe. Nie! To też nie tak! One mają swoje chwile mniejszej i większej euforii, zadowolenia. Ale dzieci to taka iluzja, do której my ciągle dążymy. Składamy sobie nawet życzenia: Bądźmy szczęśliwi. A każdy inaczej to rozumie.
- Szczęściem nie musi być euforia…
- Zupełnie nie. Dla kogoś też szczęściem może być to, że w tym roku nie będzie chorował. Że wygra z chorobą.
- Trzeba być pogodzonym ze sobą, żeby być szczęśliwym?
- Oczywiście, że tak. Rozumieć siebie i dawać sobie prawo do rozumienia swoich własnych ograniczeń. Że pewne rzeczy osiągam, pewnych nie osiągnę. I wcale nie dlatego, że jestem niewartościowy. Warto zrozumieć siebie i pogodzić się ze sobą w takim kontekście, że mamy swoje zasoby i swoje ograniczenia, że pewne rzeczy są na teraz, na dziś. I nie wiemy, jak będzie później. I nawet jeśli dziś nie mogę - lub z jakiegoś powodu nie mam ochoty - udźwignąć jakiegoś życiowego ciężaru, to powinienem się z tym pogodzić. I to będzie ważnym elementem do tego, żeby być szczęśliwym. Bo właśnie - życie w zgodzie ze sobą też może być szczęściem.
- Kiedyś piosenkarka Kasia Kowalska powiedziała, że ona nigdy do końca nie umie się czymś cieszyć. Że coś wewnętrznego, jakiś smutek, zawsze jej w tym przeszkadza. Dużo jest takich ludzi?
- No właśnie, teraz jest pytanie, jak ona definiuje tę pełnię szczęścia. I co jej przeszkadza cieszyć się z drobnych rzeczy. Być może lęk. Być może brak poczucia bezpieczeństwa. Być może jakiś rodzaj niedosytu, coś, czego nie dostała i czego ciągle gdzieś szuka. Trudno powiedzieć. Ale myślę, że to jest coś, co wiele osób ciągle ma z tyłu głowy: już jest całkiem dobrze i byłbym szczęśliwy, gdyby… Gdybym się nie bał, że to się może zawalić. Że mogę to mogę stracić… I ten lęk często zabiera nam możliwość cieszenia się.
Myślę też o lęku wpisanym w nasze stereotypy myślenia, które dostajemy często od rodziców. W niektórych domach mówi się: nie chwal dnia przed zachodem słońca. Ciągle był, ale i jest taki lęk, żeby nie przechwalić tego, co mamy. Nie pokazujmy tego, co mamy dobrego, bo ktoś przyjdzie i zabierze. A potem ktoś powie: no i czego się cieszyłeś?
- No właśnie, więc nie warto pokazywać ludziom, że jesteśmy szczęśliwi?
- Jak najbardziej warto. Bo pokazujemy nie tyle ludziom, ile sami sobie. Dajemy sobie prawo do odczuwania tej radości, że jest nam dobrze. A poza tym jest taka tendencja śnieżnej kuli: jeżeli ja pokażę, że jestem szczęśliwy, to może ktoś się tym szczęściem zarazi. Może ktoś popatrzy, że można, może komuś też będzie z tego tytułu przyjemniej. Więc pokazywanie szczęścia - jak najbardziej. My się bardziej boimy, że jak okazujemy, a ktoś jest smutny, to nie wypada. Bo jak ktoś ma trudno, to nie będę pokazywać, że mi jest dobrze. Takie myślenie jest zdecydowanie przeciwko ludziom, przeciwko byciu z ludźmi. I wierzę w to, że druga osoba, nawet jeżeli ma trudno, to dla niej może być satysfakcjonujące, że ktoś w danym momencie się z czegoś cieszy. I wcale wtedy nie musi być rywalizacja, zawiść…
- Pani tak dobrze mówi o ludziach. A jednak tej rywalizacji, zawiści, zazdrości jest dużo…
- No jest.
- I może boimy się, że ktoś - widząc, jak nam jest dobrze, jak jesteśmy szczęśliwi - pomyśli: za dobrze ma, zrobię jej przykrość.
- Na pewno się boimy. Tylko pytanie, czemu ulegamy temu, że żyjemy w ciągłym strachu i napięciu. A warto pamiętać, że przecież nie mamy wpływu na to, co zrobią inni ludzie. Nie wiem, czy gdy będę się do siebie uśmiechała, to ktoś nie podejdzie do mnie na ulicy i mnie nie uderzy pytając: czego się uśmiechasz? Ale to nie znaczy, że mam chodzić smutna i patrzeć w ziemię. I cały czas zastanawiać się, czy ktoś mi nie zagraża. Bo to by skazywało nas właśnie na to, że nie możemy być sobą, nie możemy być otwarci. To by nas bardzo zamykało. I niszczyło jako ludzi. Każdy z nas jest trochę dobry, trochę mniej dobry, trochę bardzo niefajny. Ważne tylko, żeby wiedzieć, jak ja chcę. Nie jak chcą inni: nie pokazuj, nie uśmiechaj się, nie chwal siebie, nie pokazuj, że coś dobrego ci się przytrafiło.
Ja jakoś staram się myśleć o ludziach w takich kategoriach, że jest w nich dużo dobrych rzeczy. Ale widzę, że ludzi spotyka też wiele trudnych rzeczy. I myślę, że rzadko jest to takie intencjonalne: jesteś zadowolona, to ja zrobię coś, żebyś nie była.
Oczywiście nie można popadać w skrajności: ani w tym aspekcie, że ktoś jest tak hurraoptymistyczny, że nie widzi złych sytuacji ani niepokojów. Ale też niedobre jest podejście skrajnie pesymistyczne. Chyba nikt z nas nie lubi takich osób, które wciąż mówią: nie uda się! I nawet jeśli one są fajne, to ten ich styl bycia, styl radzenia sobie z lękiem, niepokojem, z poczuciem bezpieczeństwa jest cholernie trudny. I zaczynamy takich osób unikać. Bo jednak większość z nas dąży do tego, było nam lepiej.
- No właśnie, ale jeśli nam jest dobrze, to te kilka złych słów ze strony innej osoby potrafią nam tę radość zabrać. Jak sobie radzić z takimi osobami?
- Jak to jest, że inni ludzie mają na nas tak duży wpływ? Myślę, że od tego, jak przeżywamy ocenę innych ludzi bardzo zależy, czy oni są w stanie zabrać nam coś, czy nie. Bo to nie oni nam zabierają. To my pozwalamy im ją sobie zabrać.