Kazimierz Kowalski: - Dwadzieścia lat festiwalu w Ciechocinku śmignęło [rozmowa]
Twórca ciechocińskiego festiwalu mówi, że 20 lat temu był w 100 proc. przekonany, że to dobry pomysł. Formułę podpowiedzieli widzowie.
Minęło dwadzieścia lat od narodzin Festiwalu Operowo-Operetkowego w Ciechocinku, jednej z najpopularniejszych imprez festiwalowych w „mieście festiwali”. Jak to się zaczęło ?
Myślałem o stworzeniu gdzieś w centrum Polski festiwalu podobnego do tych, jakie organizowali Maria Fołtyn w Kudowie Zdroju czy Bogusław Kaczyński w Krynicy. Gdy przyjechałem do Ciechocinka i zobaczyłem Teatr Letni po remoncie, uznałem że to może być najlepsze miejsce na taki festiwal. Już wówczas burmistrzem był Leszek Dzierżewicz. Pomysł festiwalu zainteresował go i dzięki jego wielkiej przychylności udało się go stworzyć. Poprosiłem burmistrza, by mi pokazał miejsca poza Teatrem Letnim, w których mogłyby odbywać się festiwalowe koncerty. Pamiętam, że oglądaliśmy przepiękną salę w szpitalu uzdrowiskowym, tereny przy tężniach i muszlę koncertową w parku, która od razu mi się spodobała. Zdecydowałem, że festiwal będzie właśnie tam i w Teatrze Letnim.
Lansować operę i operetkę w mieście, słynącym z dancingów, to trochę ryzykowny pomysł.
Od samego początku byłem przekonany w 100 procentach, że taki festiwal spodoba się. Rozpoczęliśmy od przedstawienia opery „Don Pasquale” Donizettiego w Teatrze Letnim, bardzo dobrze przyjętej. Potem formułę festiwalu kształtowali widzowie. To oni podpowiadali, jakie chcieliby mieć koncerty. Tak powstały między innymi „Najsłynniejsze duety świata”, stała pozycja festiwalowa czy koncerty „Kazimierz Kowalski przedstawia...”, w których prezentujemy najpopularniejsze przeboje operowe, operetkowe i musicalowe, o które proszą słuchacze Programu Pierwszego Polskiego Radia podczas prowadzonych przeze mnie nocnych audycji.
Nie tylko ciechocińska publiczność szybko pokochała ten festiwal. Zjeżdżają do uzdrowiska też fani opery, operetki i musicalu z Polski, a niekiedy z zagranicy. Jaka jest recepta na sukces takiego festiwalu?
Trzeba liczyć się z gustami publiczności i szanować widzów. Nie wyobrażam sobie, żeby solista na tym festiwalu wyszedł na scenę w obuwiu, w którym chodzi się po ulicy albo w wymiętej marynarce czy koszuli. To jest nie do przyjęcia.
Jestem wierny zasadzie, że artysta jest ważny, ale jeszcze ważniejsza publiczność.
Jest coś, co wiąże się z Festiwalem Operowo-Operetkowym w Ciechocinku i z czego jest pan szczególnie dumny?
Bardzo wysoko sobie cenię to, że przez wiele lat Telewizja Polonia transmitowała nasze koncerty na cały świat; że od samego początku jest z nami Program Pierwszy Polskiego Radia; że występowały na ciechocińskim festiwalu niekwestionowane gwiazdy scen operowych i operetkowych, jak nieżyjąca już Teresa May-Czyżowska, Wanda Polańska czy Bogusław Morka i że wśród solistów Polskiej Opery Kameralnej, którą kieruję, są artyści, których pokochano na ciechocińskich festiwalach: Wiesław Bednarek, Andrzej Niemierowicz, Andrzej Jurkiewicz. Podobnie jak plejadę młodszych artystów: Małgorzatę Kulińską, Agnieszkę Makówkę, Aleksandrę Bortkiewicz. Staram się zapraszać uzdolnioną młodzież. W ubiegłym roku wystapił Albert Memeti, który teraz śpiewa w austriackim Gratzu. Nie mogę nie wspomnieć o Kazimierzu Wiencku, dyrygencie orkiestry, który od samego początku nam towarzyszy.
Jak by nie patrzeć, to już dwadzieścia lat.
Tak, dwadzieścia lat wręcz śmignęło. Mogę dziś powiedzieć o satysfakcji ze zrealizowanego pomysłu, ciepło przyjętego w Ciechocinku.
Czego możemy oczekiwać po jubileuszowym festiwalu?
Niestety, mamy czasy, w których pieniędzy na imprezy takie jak nasza jest coraz mniej. Więc jubileuszowy festiwal będzie krótszy, od soboty do środy i nie będzie go inaugurować tradycyjne piątkowe przedstawienie polskiej opery narodowej. Rozpoczynamy od sobotniego galowego koncertu jubileuszowego, w którym wystąpią artyści znani ciechocińskiej widowni.
Pan też będzie świętował?
Ciechocinek sprawił mi ogromną radość tym, że na tutejszym Deptaku Sław zostanie odsłonięta gwiazda z moim nazwiskiem. Poczytuję to sobie za wielki honor i zaszczyt.
Jest już gdzieś taka gwiazda?
Nie, ta jest jak dotąd jedyna.