Kazimierz Kutz: Spoczął w swojej ziemi „buntownik ze Śląskiem w duszy”.
Pogrzeb miał charakter świecki, ale żegnali Kutza duchowni ważni dla Śląska: arcybiskup senior Damian Zimoń i ks. Piotr Brząkalik, obecnie proboszcz z jego rodzinnych Szopienic. Żołnierze oddali honorową salwę
Śląskie kluski robił z taką pasją i mistrzostwem jak śląskie filmy. Nikt go nie zastąpi. - Będzie mi brakowało tych poranków z jajecznicą i rozmowami o świcie - mówił Tymoteusz, syn Kazimierza Kutza. Obok urna z prochami i flagi: polska, śląska i unijna. Wczoraj pożegnaliśmy: „Kazika”, Wielkiego Reżysera, buntownika ze Śląskiem w duszy, dobrego człowieka, który nie godził się na kłamstwo, niesprawiedliwość. Każdy Ślązak, Polak, ma o Kutzu swoje zdanie. - To nieprawda, że nie ma ludzi niezastąpionych, to bzdura - napisał w księdze kondolencyjnej aktor Daniel Olbrychski.
Chociaż Kazimierz Kutz umarł, w jego przypadku czas przeszły będzie zawsze niedokonany. Zostawił nam Siebie w swoich filmach i książkach, będzie nieśmiertelny w „Piątej stronie świata”, mikrokosmosie swojego dzieciństwa, szarych, pełnych rozpaczy Szopienicach, gdzie poznał biedę i upokorzenie, ale wyrwał się w świat i ten świat zdobył. Śląsk został w jego duszy. Uczył Śląska Polaków. Swoim talentem, przenikliwą inteligencją, niezgodą na rzeczywistość.
- Przyjacielem był wspaniałym, lojalnym, wiernym. Przyjaciół nie zostawiał, kiedy byli w tarapatach. O jednym napisał „dla tej przyjaźni warto było się urodzić”. Ja tak właśnie myślę o Tobie, Kazik - tak Adam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” wspominał reżysera.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień