Kazimierz Nóżka: Zwierzęta też mają drogi szybkiego ruchu
Dzisiejsza zwierzyna bywa coraz częściej zepsuta i zmanierowana. Właśnie ukazała się trzecia część z cyklu Zanim wyjedziesz w Bieszczady (wyd. Znak), napisana przez Macieja Kozłowskiego i dwóch najsłynniejszych leśników polskich; Kazimierza Nóżkę i Marcina Scelinę. Obaj od początku listopada mają też swoją stałą rubrykę w sobotnich wydaniach DP: "Przystanek Bieszczady", w której odkrywać będą przed Czytelnikami całą prawdę o mieszkańcach Bieszczad.
Podobno pana kompan, Marcin Scelina nie patrzy w niebo, bo zasypia razem z kurami. A pan?
Patrzenie w niebo ma wymiar romantyczny, a i ja miewam takie momenty w życiu. Takie, kiedy zadzieram głowę w górę, by zobaczyć, co nade mną i czuję w tym wielką tajemnicę. Wszystkiego, co się tam widzi, nie da się wytłumaczyć. A niebo tu u nas w Bieszczadach ciemne jest, inne niż u was w Krakowie, zwłaszcza nocą. Nie ma wokół tyle świateł, dostrzec można więcej gwiazd.
Porównuje pan obserwację nieba do łowiectwa, dlaczego?
Bo trzeba cierpliwości i pokory, by coś dostrzec, złapać. Czasami wymaga to długiego czekania, ale za to dostaje się tam na górze piękny spektakl gwiazd, planet, sporo tam się przecież dzieje w zależności od pory roku, a i godziny obserwacji. Warto czasami oderwać się od ziemi.
Dla pana to chyba jedyne możliwe oderwanie. Wiem, że za nic nie wsiadłby pan do samolotu, nie mówiąc o rakiecie kosmicznej.
Bo nasz raj jest na tej ziemi, czego więc gdzie indziej szukać. W niebo mogę patrzeć, ale mam paraliżujący lęk wysokości; nie dla mnie więc samoloty, kolejki linowe czy podobne rzeczy. Ale ci, którzy mają odwagę wsiąść, wznieść się, niech korzystają i lecą bliżej księżyca.
Jak księżyc działa na zwierzęta?
Przyroda inaczej się zachowuje w zależności od faz księżyca. Dziki, jelenie czy sarny nie pojawiają się na terenie otwartym, na którym jest zbyt duża widoczność. Pewnie nauczyły się tego w ciągu długich lat polowań człowieka. Zwierzyna podczas pełni szuka zwykle cienia, pod osłoną którego może żerować i czuje się bezpieczna. Światło jest dla nich barierą.
Przystanek Bieszczady Kazimierza Nóżki i Marcina Sceliny, odcinek 1. Jesienne smakołyki niedźwiedzi
Dopasowywał się pan do rytmu życia dzikich zwierząt?
Tak już w świecie jest, że my mamy aktywność dzienną, dzikie zwierzęta aktywność nocną. Kiedy my mamy ochotę na odpoczynek, zwierzyna wyrusza ze swoich mateczników na żerowiska. Przez cała lata próbujemy to ich życie zaobserwować, technika nam pomaga, mamy możliwość umieszczania dyskretnych fotopułapek w miejscach, gdzie się zwierzęta przemieszcza, czasami będą to sady z jabłoniami, na które chodzą niedźwiedzie czy inne przesmyki. One, podobnie jak ludzie, mają swoje drogi szybkiego ruchu, krzyżówki i ścieżki mniej uczęszczane. Jeśli się je zna, to się wie, gdzie ustawić sprzęt. Bo można sobie kupić sto fotopułapek i nie nagrać żadnego filmiku. I nie chodzi o to, że ta wiedza jest tajemna, ale wymaga czasu i poznania. Kiedy jest się w lesie 40 lat, to cudów nie ma. Wy, w miastach znacie swoje ulice, skróty, a ja je znam w moim lesie i wiem, którędy zwierzyna się przemieszcza.
Jak bardzo te drogi, ścieżki szybkiego i wolniejszego ruchu się zmieniają w ciągu roku?
Dopasowują się do bazy żerowej, a ta może być inna co miesiąc; latem to będą zioła, trawy, jesienią tarnina i jabłka, które się sypią w dzikich sadach. Zwierzyna wie, gdzie podążać i nie lubi marnować energii. Korzysta ze ścieżek wydeptanych od pokoleń; tych, które prowadzą do malin, pól z konkretnymi uprawami, wyłożonej soli.
A te ich ścieżki jak często prowadzą koło ludzkich siedlisk?
Niestety, nie jest dobrze, bo dzisiejsza zwierzyna bywa coraz częściej zepsuta i zmanierowana. To oczywiście nasza wina, bo jesteśmy ćmokami i nie potrafimy się zachować z kulturą. Pomijam uprawy, w których zwierzyna robi szkody, ale drapieżniki: wilki, lisy, niedźwiedzie a nawet żbiki idą teraz tam, gdzie ludzie zostawiają odpadki i śmieci. Kitrają je, pozbywają się przy wiatach, porzucają na granicy lasu, przy szlakach, parkingach. Niedźwiedzie, które w nocy maszerują po asfaltowej drodze, idą nią dlatego, że tam gdzieś przy przystanku w koszu ktoś porzucił jakieś opakowanie po cukierkach, czekoladzie czy jogurcie. To ich nęci, a kiedy raz zasmakują to koniec. Niedźwiedzica zacznie przyprowadzać młode i tak to się będzie kręcić wbrew naturze.
Przystanek Bieszczady Kazimierza Nóżki i Marcina Sceliny, odcinek 2. Stada jak na sawannie
Praca w lesie uspokaja?
40 lat pracują na łonie natury - to uspokaja, tym bardziej że moja trasa: Bukowiec- Łopienka, którą pokonuje codziennie, jest najspokojniejszą w okolicy. Ale mój zawód to także praca z ludźmi, z nimi nie zawsze jest pięknie i wspaniale. Nie zawsze klepiemy się po plecach.
Ze zwierzętami łatwiej?
No oczywiście. Tyle spotkań ile miałem z wilkami, niedźwiedziami, jeleniami i innymi drapieżnikami uświadamia mi, że najbezpieczniej jest w lesie. Raz na kwartał, może pół roku jestem w Krakowie lub w innym mieście i to dla mnie masakryczne przeżycie. Wracam chory i szczęśliwy że przeżyłem, nie wpadłem pod samochód, hulajnogę, pędzących pieszych czy tramwaj...
I to mówi człowiek, który niemal co tydzień spotyka niedźwiedzia?
Ale zawsze podkreślam, że to jedne z najniebezpieczniejszych stworzeń i nie ma z nimi żartów. Każdy z nich ma swój charakterek, nie zawsze da się przewidzieć ich reakcje. Dla mnie niebezpieczne jest miasto, inni baliby się nocy w Bieszczadach, kiedy pohukują sowy i wyją wilki. Te dźwięki, jeśli się ich nie zna, mogą być bardzo mylące. Dostaje nagrania głosów lisów, kozłów, saren odbieranych przez nagrywających jako głosy wilków czy niedźwiedzi. Piszą, że strach wyjść z domu. Nawet sobie pani nie wyobraża, ile napływa nagrań w czasie rykowiska od przerażonych ludzi. To co nieznane, budzi strach. Dla mnie to jest już jest świat oswojony. Bezpieczny.
Rykowisko jeleni to przełom września i października?
Tak, najpiękniejszy spektakl natury, jaki można przeżyć, tylko trzeba wiedzieć gdzie wyjść by posłuchać tych dźwięków. Nawet nie zobaczyć, ale usłyszeć. Wstając, już wiem, gdzie będą dziś o danej porze jelenie, przy jakim potoku, bo też wiem, gdzie dzień wcześniej żerowały. I wiem, skąd będą wracały albo dokąd szły niedźwiedzie. Teraz akurat ich celem są dzikie sady, gdzie mają ulubione jabłka. Skubańce, doskonale rozróżniają, które są najlepsze od razu gdy dojrzeją, które później, gdy trochę przymarzną. Wiedzą dobrze, które są tak kwaśne, że może człowieka, a i niedźwiedzia przekręcić, a które nabierają z czasem słodkości. Wiedzą, że owoce tarniny trzeba iść pałaszować, gdy już będzie po dwóch trzech przymrozkach. Wtedy z tej kwasury, robi się prawdziwy miód.
Myśli pan, że dla tych zwierząt jest pan już swój.
Z jednej strony myślę, że aż tak nie potrafiłem się skumplować z przyrodą. Z drugiej strony przeżywam historie tak nieprawdopodobne i tak bliskie spotkania z dziką zwierzyną, że zaczynam o sobie myśleć w inny sposób. Rano czasami sobie myślę, że dawno nie widziałem niedźwiedzi z polanek, wyjeżdżam, a zza zakrętu drogą sobie maszeruje cała trójka. I to tuż przed moim autem. Wtedy sobie myślę, że może to faktycznie coś więcej niż przypadek? Może jednak skumałem się z przyrodą zbyt bardzo i skończy się na tym, że te niedźwiedzie mnie w końcu zjedzą.
Mówią że oprócz szczęścia, jak i daru do tych spotkań, ma pan też rękę do kręcenia filmików.
Ale ja naprawdę nie znam się na żadnym sprzęcie fotograficznym. Kolega mi zamawia, ustawia, to i tyle. Na kamerce nawet nie umiem obejrzeć tego, co się nagrało. Aparaty, które mam, dwa takie pospolite, ustawione są na robienie automatyczne. I kiedy mi wnuki poprzestawiają, to jest problem. Jeśli ktoś pyta się, jakim sprzętem fotografują, muszę zejść do kancelarii i odczytać nazwę na tej mojej zabawce.
Przystanek Bieszczady Kazimierza Nóżki i Marcina Sceliny, odcinek 3. Zwierzęce ścieżki
Przez ostatnie dwa lata Polacy wybierali częściej Bieszczady, ze względu na epidemię, brak możliwości podróżowania. To byli inni ludzie?
Wiele osób przyjechało po raz pierwszy, co mnie całkiem zszokowało, zwłaszcza gdy ktoś już miał kolo pięćdziesiątki. Bieszczady znów stały się modne. Na pewno inaczej na Bieszczady patrzą osoby, które uległy mitowi, jakiejś legendzie, szukają tu zakapiorów i przedziwnych historii. My, lokalsi nie zachwycamy się nimi każdego dnia, bo widzimy je piękną jesienią, w dni słoneczne, ale także kiedy są szare, brzydkie, ciemno się robi o 15, a deszcz wali o szyby. To jest inne odczuwanie. Jednych Bieszczady zachwycą na chwilę, innych na kilka lat, są też tacy, którzy tu wrosną.
Wyobraża sobie pan życie poza Bieszczadami?
Nie wyobrażam sobie, bo nawet kiedy już muszę gdzieś wyjechać, to po trzech dniach mam absolutnie dość. Nie jeżdżę nigdzie na wczasy, a kiedy mam urlop, to też siedzę tu. Marcin Scelina mówi, że nie znam w ogóle świata, w którym jest mnóstwo piękności. Ale ja to mam wszystko pod nosem, nic mnie innego nie kusi, po co więc szukać?
Od jutra, w wydaniu weekendowym Dziennika Polskiego i na stronie dziennikpolski24.pl szukajcie co tydzień fotorelacji Kazimierza Nóżki i Marcina Sceliny prosto z Bieszczad.