1770-1771. W okrągłą, 250. rocznicę wspominamy obronę Częstochowy z doby Konfederacji Barskiej. Te prawdziwe wypadki zasługują na upamiętnienie.
Oto w dniach 31 XII 1770 do 14 I 1771 r. trwało epickie oblężenie „Twierdzy Maryjnej” przez Rosjan, a dwaj główni prota-goniści (Kazimierz Pułaski i Johann von Drewitz) zasłynęli - każdy inaczej.
Pułaski walczył w szeregach konfederatów od samego zaprzysiężenia przy boku swego ojca Józefa, który został marszałkiem związku zbrojnego. Wkrótce zasłużył sobie na najwyższe uznanie, bo chociaż barzanie ponosili klęski jedna za drugą, to jemu udawało się jak lisowi wymykać z oblężeń i zadawać skutecznie ciosy liczebniejszym przeciwnikom. Do legendy urosło jego wymknięcie się z najwierniejszymi towarzyszami z Okopów Świętej Trójcy i przeprawienie się przez rwący Dniestr.
Gdy w 1770 r. uradzono, że działania konfederackie należy oprzeć o kilka silnych twierdz w Koronie, powstał dylemat, czy ma do nich należeć też Częstochowa, bo można tym sprowadzić na nią szczególne represje Rosjan. Tę obawą należy zapewne tłumaczyć, że konfederaci umówili się z paulinami na zajęcie klasztoru siłą.
9 IX o godzinie 10 rano przybył Pułaski pod klasztor i poprosił o możliwość uczestniczenia we mszy świętej, a po niej grzecznie podziękował i wrócił do obozu. Nazajutrz znów przybył w większym towarzystwie, a gdy - jak co dzień - podjechał pod bramę z Częstochowy wóz ze świeżym pieczywem dla klasztoru, Pułaski i jego kompani rzucili się do bramy i utrzymali ją otwartą, aż przekroczyły ją setki konfederatów. Zaczęło się długie oczekiwanie na wroga, który chętniej zbierał kontrybucje niż narażał się na straty przy szturmie. Tymczasem w Warszawie ambasador carski Repnin z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim analizowali, co można zyskać lub stracić na podniesieniu ręki na „Twierdzę Maryjną”.
Literatura patriotyczna do-by Konfederacji wypominała Johannowi von Drewitz niskie pochodzenie, ale ponadczasową plamą na jego honorze była zdrada, jakiej dopuścił się podczas oblężenia Szczecina w wojnie 7-letniej. Miał go bronić jako oficer pruski, a przekupiony przez Rosjan złotem i awansem na pułkownika podle zmienił mundur na carski i przybrał imię Iwan. W dobie Konfederacji zasłynął z wyjątkowego okrucieństwa jako pogromca oddziałów powstańczych. Z Pułaskim miał porachunki od dawna. Teraz mógł się z nim rozprawić, mając większe siły i lepszą artylerię.
Pułaski, szykując obronę, wyselekcjonował z 1500 chętnych sprawniejszą połowę i nie czekając na bombardowanie klasztoru, już w listopadzie dwukrotnie zaskoczył Dre-witzowe wojska, atakując je z dala od twierdzy. Sylwestrowym rankiem ujrzano na białych wzgórzach długie szeregi wojsk moskiewskich, przeciw którym pomknęła kawaleria i zaatakowała dobrą milę od murów. Konfederaci dosłownie „uwijali się” wokół Rosjan, a gdy wreszcie około 14 Drewitz uporządkował szyki i zaczął spychać obrońców do klasztoru. Okazało się, że i tu akcja toczy się po myśli Pułaskiego, bo nasi odskoczyli, ale tylko po to, by artyleria klasztorna mogła sobie poużywać na Rosjanach. Nazajutrz Pułaski powtórzył manewr, nawet wyprowadzając lżejsze działa z fortecy.
Trzy tysiące Rosjan czekało 3 stycznia z zapartym tchem na odpowiedź Pułaskiego, gdy Drewitz zaproponował mu przez posłańców, aby przeszedł na stronę Mo-skwy z awansem na generała. Pułaski odpisał, że to on Drewitzowi proponuje przejście do konfederatów, a „może i marszałkiem zostanie”. Wyśmiał przy okazji niegodną zdradę dla awansu, której już raz Drewitz się dopuścił. Obrońcy w następnych dniach zrobili jeszcze kilka wypadów, a 14 I Drewitz zarządził powrót wojska do Krakowa.
Jasna Góra już nie była atakowana, ale opór w Rzeczpospolitej gasł. Pan Kazimierz pożegnał się 31 maja z Jasną Górą (kapitulowała 18 VIII) i - po-lecany przez Franklina Waszyngtonowi jako „Hrabia (…) znany w całej Europie z odwagi i walki o wolność swojego kraju (…) bardzo przydatny w naszej służbie” - udał się na emigrację do USA, gdzie zdobył nieśmiertelną sławę i darzony jest jeszcze większym szacunkiem niż w Polsce.