Kevin Aiston pokochał Mielec, czyli jak strażak został kucharzem
Nie sądziłem, że Podkarpacie stanie się moim miejscem na ziemi. W Mielcu poznałem wielu wspaniałych ludzi i postanowiłem tu otworzyć własny lokal - mówi Kevin Aiston.
Byłeś gwiazdą telewizyjnego programu „Europa da się lubić”, najsłynniejszym angielskim strażakiem w Polsce, a tym czasem spotykamy się w twojej restauracji w... Mielcu!
Wiele lat spędziłem w Warszawie. Owszem, bywałem często w Rzeszowie, ale kiedy te naście lat temu się poznaliśmy, nie sądziłem, że Podkarpacie stanie się moim miejscem na ziemi. Los zdecydował inaczej. Po zakończeniu pracy w stolicy, przeniosłem się na jakiś czas do Krakowa. Aż w końcu przyszła oferta pracy w Mielcu. Zostałem zastępcą szefa kuchni w jednym z tutejszych hoteli. Kiedy po kilku miesiącach kontrakt wygasł, miałem zamiar wyjechać. Jednak dostawałem pracę w kolejnych restauracjach. W tym czasie pokochałem to miasto. Poznałem wielu wspaniałych, dobrze życzących mi ludzi. W końcu postanowiłem otworzyć własny lokal.
Ile ze swojego życia poświęciłeś już Mielcowi?
Mieszkam tu niespełna półtora roku, a „Kuchnia Kevina” działa zaledwie dwa miesiące. Tak więc dopiero raczkujemy, ale jak widzisz, sporo się u nas dzieje. Mam nadzieję, że w Mielcu uda mi się zakotwiczyć.
Jako kucharz masz zapewne świadomość, że najlepsza droga do serca prowadzi przez żołądek. Co zaproponowałeś mielczanom, czego do tej pory nie jedli?
Dobrze rozeznałem się w tutejszej gastronomii. Jak w innych miastach, królują kebaby i zapiekanki, czyli typowe fast foody. Są też restauracje hotelowe, które proponują najdziwniejsze smakołyki, ale niestety, nie na każdą kieszeń.
Czyli postawiłeś na kuchnię brytyjską?
Nie do końca. W naszym zespole jest Gosia, która pochodzi ze Śląska i jest odpowiedzialna za kuchnię polską. W stałym menu mamy m.in. krupnik, żurek po śląsku czy ryż z jabłkami. Codziennie pojawiają się też potrawy, których nie ma w stałym jadłospisie. Z kolei ja jestem odpowiedzialny za kuchnię angielską i amerykańską, ale z nutą azjatycką, za którą kryje się pracujący z nami Michał. W ten sposób udało nam się zaproponować gościom sałatkę z ryżem, która smakuje jak sushi, ale nie zawiera ryby. Poza tym proponujemy gościom kiszone przez nas niemal każde warzywo. Nie tylko ogórki, ale też pomidory, rzodkiewkę, buraki czy paprykę.
Rzodkiewkę można zakisić?
No jasne! Ta rzodkiewka robi u nas furorę, musimy ją kisić na bieżąco. W karcie mamy nawet chłodnik z kiszonych rzodkiewek. Dodam więcej... Kisimy nawet śledzia!
I to są smaki, które przywiozłeś z Anglii?
Ależ skąd. Tego wszystkiego doświadczyłem już w Polsce. Jak się to mawia w naszej gastrobandzie, w gotowaniu najważniejsza jest wyobraźnia. I my często do niej sięgamy, tworząc takie cudeńka.
Gastrobanda? Brzmi groźnie!
Ale tylko brzmi (śmiech). To grupa ludzi, która nie trzyma się kurczowo przepisów, tylko próbuje eksperymentować w kuchni.
W dalszej części przeczytasz:
- jakie kultowe danie angielskie Kevin serwuje w swej restauracji
- kim naprawdę jest z zawodu
- dlaczego nie ma polskiego obywatelstwa
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień