Kibice napuścili na mnie dwunastolatka, który podszedł i kopnął mnie w tyłek
Andrzej Łukowski z Suwałk to najlepszy spiker stadionowy w Polsce. Na zagłuszanie wulgaryzmów opracował swoje metody, np. czyta wyniki ligi japońskiej.
Co takiego trzeba zrobić, żeby trzykrotnie zostać uznanym przez Polski Związek Piłki Nożnej za najlepszego spikerem stadionowego w kraju?
Przede wszystkim trzeba się ostro przyłożyć do pracy. Na stadion przychodzę trzy godziny przed meczem. Sprawdzam mikrofony oraz bardzo dokładnie rozglądam się po całym obiekcie. Patrzę, co zmieniło się od ostatniego meczu, które bramy są otwarte, a które zamknięte. Najważniejsze jest, aby na stadionie było bezpiecznie. To w dużej mierze zależy ode mnie. Gdyby coś się stało, muszę wiedzieć, gdzie kierować ludzi. Widać dobrze mi to wychodzi, skoro od obecnych na każdym meczu obserwatorów PZPN otrzymuję takie noty, że po zsumowaniu na koniec sezonu mam najwięcej punktów w kraju.
Czyli więcej od spikerów na największych polskich stadionach w Warszawie, Krakowie, Poznaniu czy Białymstoku.
Zgadza się. Niektórzy spikerzy największych polskich klubów grających w ekstraklasie nie otrzymują zresztą zbyt wysokich ocen od obserwatorów.
Może nie zagłuszają tak kibiców używających wulgaryzmów?
Jestem do tego zobligowany. Gdy pojawi się jakieś słowo na „k”, „ch”, czy temu podobne, zawsze reaguję i proszę o kulturalny doping. Całkiem niedawno wymyśliłem taką swoistą innowację. Na wulgarne przyśpiewki czy odzywki zareagowałem czytaniem wyników japońskiej ligi piłkarskiej. Kashiwa wygrała z Yokohamą, a Shimizu z Sapporo, czy jakoś tak. Jak to ludzie usłyszeli ze stadionowych głośników, najpierw zareagowali śmiechem, a potem się uspokoili.
I nie mają pretensji o to zagłuszanie?
Mają. Słyszę czasami jakieś obelgi pod moim adresem, ale reaguję śmiechem. Gdy zobaczyli taką reakcję, to sobie odpuścili.
Często na suwalskim stadionie trzeba zagłuszać kibiców?
Dosyć często. Pewne jak amen w pacierzu jest to, że przynajmniej jedną z przyśpiewek kibice poświęcą policji. Jakoś tej służby nie lubią. Tyle, że ja większość z tych przyśpiewek znam i wiem, w którym momencie coś powiedzieć przez stadionowy mikrofon, żeby wulgaryzmy zagłuszyć. Kibice próbują po raz kolejny, a ja znowu zagłuszam. Trochę taka zabawa trwa, aż w końcu się poddają. Mam dużo pracy, gdy przyjeżdża dobrze zorganizowana ekipa gości. Wtedy przez pierwsze pół godziny trwa wymiana inwektyw między nimi a naszymi. Choć staram się tłumić to w zarodku. Zawsze serdecznie witam kibiców gości, co na polskich stadionach powszechną praktyką bynajmniej nie jest. Mówię, że należą im się wielkie brawa za to, iż setki kilometrów przyjechali za swoją drużyną. Pamiętam zdziwienie znanych z agresywnych zachowań kibiców Widzewa Łódź. Przez takie powitanie zostali praktycznie rozbrojeni. Staram się też nie wzbudzać żadnych negatywnych emocji w stosunku do piłkarzy z przyjezdnej drużyny. Jak któryś z nich leży na murawie, proszę kibiców o wsparcie. Zdarzało się, że po meczu zawodnicy zespołu gości podchodzili do mnie i mi za to dziękowali. Tak naprawdę, to spiker powinien odzywać się jak najrzadziej. Wprowadzić w mecz, podać składy, strzelców bramek i poinformować o zmianach. Nie jest na pewno od organizowania dopingu dla swojej drużyny czy wrogiego nastawiania kibiców do zespołu gości.
Nigdy nie zdarzyło się, żeby te metody nie zadziałały i trzeba było patrzeć tylko, gdzie tu uciekać?
Ani razu w swojej już 20-letniej karierze spikera nie użyłem sformułowania „wzywam do zachowania porządku”. A to jest tak naprawdę wezwanie policji do interwencji. Trzeba bardzo dobrze czuć nastroje, by z jednej strony nie zareagować za wcześnie, a z drugiej - za późno. W Polsce niektórzy spikerzy byli ciągani po sądach za to, że w porę tego „wzywam” nie wypowiedzieli i policyjna interwencja rozpoczęła się z opóźnieniem. To jest duża odpowiedzialność. Natomiast zdarzały się mecze, podczas których robiło się groźnie. Choćby z Siarką Tarnobrzeg, na który przyjechali dodatkowo kibice Jagiellonii Białystok. Fani Radomiaka też specjalnie grzeczni nie byli.
To najgorsi kibice, jacy gościli w Suwałkach?
Pewnie tak, ze szczególnym akcentem na Jagiellonię. Arka Gdynia ma też bardzo mocną grupę, która gdziekolwiek się pojawi wywołuje popłoch. Z wyjątkiem Suwałk. Czują bowiem do nas jakąś sympatię.
Te kibolskie sympatie i antypatie stanowią swoisty fenomen. Nikt chyba nie wie, z czego to się bierze.
Rzeczywiście trudno znaleźć w tym przypadku jakieś racjonalne wytłumaczenie. Wiele lat temu relacjonowałem do radia mecz Jagiellonii z Wigrami. Kibice szybko zorientowali się, że jestem z Suwałk i nieustannie mnie wyzywali. W końcu napuścili takiego najwyżej 12-letniego dzieciaka, który podszedł i po prostu kopnął mnie w tyłek. Na szczęście na polskich stadionach z tego typu zachowaniami mamy do czynienia coraz rzadziej. Wszelkie statystyki pokazują, że w stosunku do tego, co działo się 10 czy 20 lat temu stan bezpieczeństwa podczas meczów radykalnie się poprawił.
A kiedy Andrzej Łukowski swoje doświadczenia spikerskie przeniesie na Stadion Narodowy w Warszawie i mecz reprezentacji kraju?
Być może kiedyś dostanę taka szansę. Znajduję się w grupie osób wytypowanych przez PZPN do prowadzenia meczów nie tylko suwalskich Wigier. Spikerowałem już Legii Warszawa oraz paru innym drużynom. Obecnie na meczach reprezentacji spikerem jest kolega z Cracovii Kraków. Sprawdził się najpierw tam, a potem w stolicy. Jeżeli więc pojawi się taka propozycja, to pewnie nie odmówię.