40 lat temu okazało się, że Słupsk ma lotnisko. Dlaczego więc województwo zielonogórskie nie mogłoby także mieć swojego? Sprawa okazała się nie taka prosta. Jak to się więc udało?
Za trzy miesiące minie 40 lat od przylotu pierwszego cywilnego samolotu do Babimostu. Był to Jak 40 w barwach PLL LOT. W Babimoście wylądował 23 czerwca 1977 roku z delegacją VIP-ów z Warszawy, by następnego dnia odlecieć do stolicy z kompletem pasażerów. Jak do tego doszło, że w Babimoście powstało cywilne lotnisko?
Stanisław Oznarowicz, ówczesny dyrektor Wydziału Komunikacji Urzędu Wojewódzkiego w Zielonej Górze, podkreśla, że zadecydowała o tym informacja, którą usłyszał w telewizji, że w Słupsku uruchomiono cywilny port lotniczy na bazie lotniska wojskowego.
Przypomnijmy, że w 1975 roku wprowadzono reformę administracyjną i z województwa zielonogórskiego powstały dwa: gorzowskie na północy i zielonogórskie na południu regionu. Powstało też województwo słupskie i tamtejsze władze postanowiły mieć port lotniczy. I tak zrobiły. Za własne pieniądze słupczanie zbudowali halę przylotów i odlotów, a wojskową płytę lotniczą dostosowali do potrzeb cywilnych. I samoloty zaczęły latać m.in. do Warszawy.
- Jeśli oni mogą, to dlaczego podobnie nie może być u nas, na bazie lotniska w Babimo¬ście? - wspomina pan Stanisław. Jednak pierwsze wizyty u byłego wojewody Jana Lem¬basa nie napawały optymizmem. Wojewoda tłumaczył, że już sondował w Warszawie taką możliwość, ale nic nie osiągnął. Warszawa, a także Zielona Góra, nie miały pieniędzy, by dostosować lotnisko wojskowe do przyjmowania maszyn cywilnych.
Jednak po kilku tygodniach wojewoda zarządził, by dyrektor Ozna¬rowicz wsiadł do samochodu i dowiedział się w Słupsku, jak im się udało zorganizować loty cywilne.
- Okazało się, że wyłożyli pieniądze na przygotowanie lotniska i stolica zgodziła się na loty - powtarza pan Ozna¬rowicz.
Hala, a potem lotnisko.
Kolejną wizytę nasz rozmówca złożył w stolicy. „Kolędował’’ po wielu instytucjach, m.in. był w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego, Zarządzie Portów Lotniczych i w PLL LOT. Wszędzie słyszał, że jeśli Zielona Góra chce mieć lotnisko cywilne, to musi wyłożyć pieniądze na jego urządzenie, chociażby wybudowanie hali przylotów i odlotów. A wtedy urzędy z Warszawy go przejmą i zabezpieczą pieniądze na obsługę.
- Kiedy wróciłem, wojewoda zaproponował zaproszenie przedstawicieli wspomnianych instytucji do Zielonej Góry, by sam mógł usłyszeć o ich żądaniach. I tak się stało. Oni powtórzyli swoje warunki, narada skończyła się niczym i wszyscy się rozjechali - tłumaczy.
Nasz rozmówca nie zamierzał jednak rezygnować. O sensowności budowy lotniska przekonywał wydział finansowy i partyjne władze województwa.
Stało się. Wojewoda polecił zorganizowanie kolejnej narady z instytucjami z Warszawy. Na naradzie okazało się, że żądania są duże. Spisano ponad 10 punktów. A najważniejsze to: budowa budynku lotniska, w którym ma się znaleźć hala przylotów i odlotów, poczekalnia, bufet, sala dla VIP-ów, budowa drogi kołowania i płyty postojowej, zabezpieczenie straży pożarnej i pogotowia, zabezpieczenie kilku mieszkań w Sulechowie i Zielonej Górze dla pilotów, nawigatorów i kierownika biura LOT-u, wyremontowanie drogi z Sulechowa do Babimostu czy zabezpieczenie kursowania autobusów na lotnisko i z powrotem.
- Musieliśmy przyjąć te warunki, a wojewoda powołał zespół złożony ze mnie, Kazimierza Radzińskiego, Ignacego Dobrowolskiego i Stanisława Szałapatę. Każdy z nas miał inne zadanie, a ja odpowiadałem za całość. Zaczęliśmy następnego dnia, bo roboty było wiele - przypomina pan Stanisław. Dodaje, że była połowa 1976 roku, a jeszcze w tym roku chciano rozpocząć budowę budynku, w którym miały być hale odlotu i przylotu. Projekt opracowano bardzo szybko, załatwiono, bo wtedy się załatwiało, płytę obornicką w Obornikach Wielkopolskich, a budowy podjęło się Przedsiębiorstwo Remonto-wo - Budowlane z Sulechowa.
- Już były pierwsze przymrozki, kiedy w 1976 roku rozpoczęto budowę - wspomina nasz rozmówca.
Choć mróz, robota wre.
Prace musiały przebiegać bardzo sprawnie, bo już w czerwcu lotnisko było gotowe, a pierwszy samolot przyleciał 23 czerwca 1977 roku. Następnego dnia odleciał.
- Wszyscy byli bardzo zadowoleni, a dziś może się wstyd przyznać, ale w nagrodę dyrektor LOT-u ufundował dla mnie i żony oraz Kazimierza Radzińskiego i jego żony 10-dniowe wczasy w Leningradzie - przyznaje Stanisław Oznarowicz.
Zadowoleni byli też piloci. Według nich lotnisko w Babimo¬ście należało wtedy do najładniejszych w Polsce. Nasz rozmówca dostał też list gratulacyjny od ówczesnych władz województwa zielonogórskiego i odznakę honorową ... ,,Za zasługi dla woj. gorzowskiego”.
- Dziś niekiedy czytam, że dzisiejsze władze Gorzowa są niezadowolone z lotniska. W 1977 roku władze województwa gorzowskiego były zwolennikami budowy Babimostu, podkreślały jego potrzebę. Nie bardzo rozumiem, co się zmieniło - zauważa były dyrektor Stanisław Oznarowicz.