Nie zamieniłabym Kielc na Pekin – mówi laureata konkursu „Seeds for The Future”, organizowanego przez firmę Huawei. Z Anną Kulik, studentką III roku informatyki na Politechnice Świętokrzyskiej rozmawia Beata Oleś
Wróciłaś z warsztatów z Chin, kraju największych kontrastów, który można pokochać albo znienawidzić. Co wybierasz?
Nie zamieniłabym Polski na Chiny. Tu w Kielcach dobrze mi się studiuje i mieszka. Nie chciałabym przeprowadzić się do tak zatłoczonego miasta. Poza tym w samym Pekinie są miejsca, które mogą się podobać, ale są też dzielnice, gdzie widać ogromną biedę.
Chiny Cię nie poraziły, ale na pewno jest coś, co chętnie skopiowałabyś na polski grunt...
Na pewno warsztaty. Na polskie uczelnie można przenieść to, że po wykładach, które odbywały się w siedzibie Huawei, później dokładnie z tego samego mieliśmy laboratoria. W Polsce takie zajęcia prowadzi raczej wykładowca, nie ma dostępu do sprzętu, teoria nie zawsze spotyka się z praktyką. Tam wszystkiego mogliśmy dotknąć, zrobić samemu. A poza tym urzekła mnie gościnność Chińczyków. Są bardzo otwarci i uśmiechnięci. To my byliśmy tam gośćmi, ale dla nich byliśmy prawdziwą atrakcją, robili sobie z nami zdjęcia i ciągle o coś pytali.
Znalazłaś łatwy sposób na trudny język? Zapiszesz się na kurs chińskiego?
Chiński jest zdecydowanie trudnym językiem. Choć dla Polaków nie tak trudny jak dla innych. Mamy dźwięczne głoski. Ale niektórych nie potrafimy wymówić. W ambasadzie poznałam Polaka, który dwa lata uczy się chińskiego i dalej nie potrafi wymówić jednego dźwięku. Dużo trzeba włożyć pracy, by nauczyć się tego języka i by porozumiewać się z Chińczykami, choćby na poziomie podstawowym.
A kuchnia chińska. Raj dla smakoszy czy raczej prawdziwe wyzwanie dla Europejki?
Kuchnia zdecydowanie smaczna, gdyby nie było wszędzie ryżu...
Kiedy usłyszałaś, że jest taki konkurs i szansa dla studentów Twoja pierwsza myśl była: to coś dla mnie?
Lubię przygody i wyzwania, nie boję się nowych rzeczy. Gdy tylko usłyszałam taką propozycję pomyślałam, że chcę wziąć udział w tym konkursie i gdyby się udało byłoby super. Cieszę się, że ktoś docenił to co robię, to dodaje skrzydeł. Poza tym dodatkową motywacją było zaangażowanie wykładowców, którzy zachęcali i mobilizowali nas. Ale nigdy nie przypuszczałam, że uda mi się wygrać tę rywalizację.
Jesteś studentką informatyki, napisałaś pracę na temat zagrożeń w cyberprzestrzeni. Jak odnajdujesz się w świecie zarezerwowanym dla mężczyzn?
Pisałam o bezpieczeństwie w internecie, jakie zagrożenia czyhają na nas, jak się przed tym bronić. Wydaje mi się, że gdybym nawet nie studiowała informatyki chciałabym być świadomym użytkownikiem i wiedzieć co robić, by nie paść ofiarą hakerów. Ten świat nie ma podziałów na kobiety i mężczyzn to jest ogromne wyzwanie. W swojej pracy chciałam podkreślić jak ważne jest bezpieczeństwo w wirtualnym świecie.
Ile musiałaś z siebie dać, by osiągnąć taki wynik?
Pisanie pracy zajęło mi dwa tygodnie. Ale musiałam się do niej przygotować. Głównie opierałam się na ustawach z kodeksów prawa polskiego, podpierałam się gazetami, artykułami w internecie. Okazało się, że to nie takie straszne, a nawet powiedziałabym przyjemne. Miałam trochę łatwiej, bo był ktoś, kto przetarł szlaki, korzystałam z doświadczeń kolegi, któremu też się udało wyjechać na warsztaty.
Jakie drzwi otworzyły się przed Tobą?
Tego jeszcze nie wiem. Myślę, że w moim CV i portfolio będzie to duży plus. To, że mogłam być na warsztatach globalnej firmy jak Huawei zaowocuje w przyszłości. W połączeniu z tym, co zobaczyłam w Chinach, to na pewno była moja przygoda życia.
Beata Oleś
archiwum prywatne
Na uniwersytecie w Pekinie uczyliśmy się tradycyjnej chińskiej kaligrafii.
Podczas warsztatów w laboratoriach Huawei.
Summer Palace.
Wielki Mur Chiński był celem jednej z pierwszych wycieczek, w której udział wzięli uczestnicy warsztatów.