Kierowcy ciężarówek pilnie poszukiwani
Z Euzebiuszem Jasińskim, ze Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce, rozmawia Łukasz Kłos.
Słyszymy, że przewoźnikom dramatycznie brakuje kierowców. Jak duży problem to jest?
Problem nasila się od lat. Dzisiaj niedobór różnie jest szacowany, ale dane naszej organizacji wskazują, że obecnie brakuje około 40 tys. kierowców, oczywiście mówimy o kierowcach kategorii C oraz C+E. Inne organizacje wskazują, że braki te mogą sięgać nawet 100 tys. osób. Ta różnica wynika poniekąd z faktu, że nasze zrzeszenie skupia wyłącznie firmy zajmujące się transportem drogowym rzeczy w transporcie międzynarodowym.
Z czego wynika ten niedobór? To efekt braku zainteresowania zawodem?
Sytuacja jest złożona. Jest kilka powodów. Pierwszy to brak kształcenia w szkolnictwie zawodowym. W Polsce w 1986 roku zlikwidowano szkolnictwo zawodowe kierowców samochodów ciężarowych. Do 1991 roku można było uzyskać uprawnienia poprzez służbę wojskową i w pewnym stopniu w policji. Od tamtego roku w Polsce zaniechano w ogóle zorganizowanego kształcenia kierowców zawodowych. Obecnie samodzielne nabycie uprawnień na kategorię C lub C+E wiąże się ze sporym poświęceniem czasu i pieniędzy.
Jak duże to poświęcenie?
Na zdobycie kwalifikacji wstępnej potrzeba 280 godzin, z czego 260 godzin to zajęcia teoretyczne, a pozostała część to praktyka. Szkolenie trwa ponad 2 miesiące. Ale nawet gdyby realizowane było w trybie ciągłym, to zajęłoby minimum 40 dni roboczych. I dopiero po ukończeniu takiego kursu można przystąpić do egzaminu kwalifikacyjnego. Do tego jest to droga rzecz, bo szkolenie kosztuje nawet 10 tysięcy złotych. Nie każdego stać na taki wydatek, zwłaszcza młodego człowieka.
Może płace kierowców nie są dostatecznie motywujące, by chciało się potencjalnym podjąć ten wysiłek?
Poziom płac w tym zawodzie jest bardzo zróżnicowany. Jeżeli chodzi o transport międzynarodowy na pewno są to zarobki najwyższe. Zależą też od konkretnych tras, na jakich jeździ kierowca oraz od jego doświadczenia i umiejętności. Średnio widełki wynagrodzeń zawierają się mniej więcej w przedziale od 4 tys. do nawet 9 tys. zł.
Skoro przedsiębiorcom doskwiera brak pracowników, to może firmy same powinny wziąć się za sfinansowanie kursu?
Przedsiębiorca musi koncentrować się na świadczeniu usług, a na podnoszenie kwalifikacji pracowników nie każdego stać. Bo proszę pamiętać, że poza spółkami czy dużymi firmami transportowymi, w tej branży działa sporo drobnych przedsiębiorców posiadających po jednym lub dwa pojazdy. Wyszkolenie pracownika jest tym bardziej kosztowne, że poniesionych nakładów nie może wpisać do kosztów działalności i odliczyć ich od przychodu.
A nasi kierowcy uciekają do zachodnich firm?
W tej chwili takiego zjawiska nie ma. Za to obserwujemy napływ kierowców ze Wschodu. Na koniec ubiegłego roku było to ok. 40 tys. osób, co nas akurat cieszy, bo w ten sposób uzupełniamy braki. A i tak z informacji członków ZMPD, wiemy, że część samochodów musieli postawić na placu.
Jakie dziś pierwszoplanowe zadanie Pan widzi?
Przede wszystkim reaktywacja szkolnictwa zawodowego kierowców. Dzięki działaniom ZMPD w roku ubiegłym rozpoczęto naukę w ponad 40 szkołach zawodowych, w tym roku będzie podobnie. Ale tylko w 5 szkołach policealnych uruchomiono klasy, w których można zdobyć kwalifikacje kierowców kat. C. W pozostałych szkoli się kierowców na kategorię B. Moim zdaniem to marnotrawienie środków, bo nauka prowadzenia auta osobowego nie wymaga takiego nakładu czasu. Dalej upominamy się w imieniu środowiska transportowego o możliwość kształcenia w szkołach zawodowych lub branżowych I stopnia kierowców z kat. C i C+E. Zawód kierowcy od dekady jest na liście zawodów deficytowych w pierwszej dziesiątce. Czas już najwyższy, aby decydenci podjęli odpowiednie działania polityczne w tej kwestii. Transport rozwija się dynamicznie. Szczególnie transport drogowy, który w strukturze gałęziowej przewozi około 80 proc. masy towarowej.