Kim była Krwawa Luna? Opowieść o okrucieństwie
O niesławnej funkcjonariuszce aparatu bezpieczeństwa oraz innych stalinowskich oprawcach i mordercach sądowych rozmawiamy z Iwoną Kienzler, autorką książki „Krwawa Luna i inni”
Poznajemy życiorysy stalinowskich katów, na czele z Julią Brystigerową, Heleną Wolińską czy Jackiem Różańskim. Która z tych kobiet wydaje się pani wyjątkowo okrutna?
Obie z wymienionych kobiet mają niemało na sumieniu. Jednak okrucieństwo każdej z nich polegało na czym innym: Wolińska była prokuratorem i pełniąc swój urząd walnie przyczyniła się do skazania wielu polskich patriotów, z generałem Nilem na czele.
Uczciwie trzeba przyznać, że podczas ostatnich badań pojawiły się wątpliwości co do tego, czy sama torturowała więźniów. Tym niemniej, jako przełożona funkcjonariuszy i tak ponosi odpowiedzialność za to co, się działo w kierowanym przez nią wydziale.
Pisze pani o stalinowskich oprawcach, czy mordercach sądowych. Czy wierzyli w słuszność obranej przez siebie drogi? Czy też zaprzedali się dla kariery i zaszczytów? A może, tak jak twierdził na swoim procesie Różański, byli z gruntu dobrymi ludźmi, ale zepsuł ich „zły system”?
Różnie to bywało. Byli tacy, którzy naprawdę wierzyli, że służą dobrej sprawie i że nowa komunistyczna bądź tylko socjalistyczna Polska będzie w przyszłości, jak tylko rozprawią się z jej wrogami, niemalże rajem na ziemi. Uważali też, bądź tak im wpojono, że cel uświęca środki, a walka o lepszą przyszłość wymaga ofiar. Byli też i tacy, których początkowo bulwersowały stosowane przez komunistów metody, ale z czasem sami je przejęli, przewyższając okrucieństwem swoich „nauczycieli”. Nie brakowało też cyników i oszustów, którym chodziło tylko o karierę i wygodne życie. Sądzę więc, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na te pytania.
Przez ponad dekadę była panią życia i śmierci. Słynęła z okrucieństwa, często własnoręcznie katowała więźniów politycznych. Ponoć umierała jako... gorliwa katoliczka. Losy płk. UB Julii Brystygier, znanej jako „krwawa Luna”, opowiada film „Zaćma”.
Julię Brystiger spośród oprawców bezpieki wyróżniało gruntowne wykształcenie. Do UB, zwłaszcza w czasach stalinowskich, trafiali „raczej ludzie ze społecznych nizin, niewykształceni, a ona nie szukała społecznego awansu, miała doktorat”. Była, co potwierdzają ludzie znający ją prywatnie, niebywale inteligentną osobą, interesującą interlokutorką, charakteryzującą się niemałą erudycją. Słynęła też z wyjątkowo dobrego gustu, elegancji oraz z zamiłowania do drogich, markowych perfum. Miała też talent pisarski, co udowodniła, kiedy odeszła już z UB. Mogła więc go wykorzystać działając np. w prasie propagandowej czy pisząc przemówienia dla mniej uzdolnionych działaczy partyjnych.
Mogła też pracować w resorcie jako tłumacz.
Tak bo znała biegle aż trzy języki obce: rosyjski, niemiecki i francuski. Paradoksalnie jednak to właśnie owa inteligencja, erudycja i zdobyta przez nią wiedza, sprawiła, że dla aparatu bezpieczeństwa okazała się wręcz bezcenną współpracownicą. Jej przełożeni uznali, iż przyda się im „w dużo bardziej wymagających zadaniach niż wybijanie zębów przesłuchiwanym”. I rzeczywiście, powierzano jej zadania wymagające niemałej finezji i wiedzy, ale mimo to z lubością przesłuchiwała więźniów, stosując wobec nich najwymyślniejsze tortury.
Jej przełożeni uznali, iż przyda się im „w dużo bardziej wymagających zadaniach niż wybijanie zębów przesłuchiwanym”.
Czyżby rację mieliby ci historycy, którzy widzą w tym podłoże seksualne, a konkretnie - upodobanie do praktyk sadomasochistycznych?
O to moglibyśmy zapytać jednego z jej licznych kochanków, bohaterka naszej opowieści wiodła bowiem nader bujne życie erotyczne, nie ograniczając się do jednego partnera. Monogamia ją najwyraźniej nudziła. Jak twierdzi Henryk Piecuch podczas swojego pobytu w ZSRR Luna w tym samym czasie była kochanką Bermana, Minca i Szyra. Niektórzy biografowie, sugerując się rewelacjami Józefa Światły, twierdzą wręcz, iż jej kariera wykluła się w łóżkach najbardziej liczących się polskich komunistów.
Przypisuje się jej intymne relacje z Bolesławem Bierutem.
Owszem, ale tę parę raczej nigdy nie łączył romans. Wszyscy rzeczywiści i domniemani kochankowie Julii już nie żyją, nie dowiemy się więc od nich, czy nasza bohaterka rzeczywiście miała inklinację do praktyk sadomasochistycznych. No może, gdyby wśród jej partnerów znalazł się pierwszy playboy PRL-u Włodzimierz Sokorski, chwalący się swymi podbojami na prawo i lewo, rzuciłby jakieś światło na tę sprawę, ale akurat jego Brystiger nie zaszczyciła swoimi względami. Zdaje się zresztą, iż bohaterka naszej opowieści niezbyt mu się podobała. Po latach w jednym z wywiadów określił ją co prawda, jako „ciekawą” kobietę, ale jednocześnie zauważył, iż była wyjątkowo niezgrabna. Może jednak nie byłoby o czym opowiadać, gdyż, jak wynika z wielu relacji, Krwawa Luna wolała realizować swoje chore fantazje w kazamatach bezpieki niż w sypialni.
Zagadek w jej biografii nie brakuje.
Pierwsza dotyczy jej imienia i nazwiska: Henryk Piecuch w Akcjach specjalnych nazywa ją Bristigier, natomiast w teczce Rozkazy personalne MBP za rok 1946 funkcjonariusza bezpieki figuruje jako Julia Brystygier. Tymczasem we własnoręcznie napisanym oświadczeniu napisanym 21 maja 1957 roku stwierdzała: „Niniejszym oświadczam, iż nazwisko moje rodowe brzmi: Julia
Po przyjeździe do Polski ...
20 grudnia 1944 roku wkrótce zdobyła ponurą sławę jako „Krwawa Luna”...
Wtedy to podpisała zobowiązanie, iż będzie „wiernie służyć sprawie wolnej, demokratycznej i niepodległej Polski”, co z perspektywy naszej obecnej wiedzy o działalności bezpieki w PRL-u brzmi jak ponury żart. Ponadto, Luna, podobnie jak każdy inny funkcjonariusz UB zobowiązała się do zwalczania wrogów narodu. W owym czasie Luna cieszyła się zaufaniem samego Bieruta, uczestniczyła w życiu towarzyskim i politycznym komunistycznych elit i, jako jedna z nielicznych pracowników bezpieki brylowała na „salonach”.
W pracy wyróżniała się nadzwyczajną gorliwością, osobiście przesłuchując więźniów, osobiście ich torturując, o czym świadczą relację ludzi, którzy mieli nieszczęście wpaść w jej ręce. W 1999 roku Tomasz Grotowicz na łamach „Naszej Polski” opisał „metody” stosowane przez nią wobec Szafarzyńskiego, szefa propagandy PSL na województwo olsztyńskie: „maltretowany przez «Lunę» Szafarzyński stanowił widok przerażający. Jądra miał na wysokości kolan. Bristigerowa wsadzała mu przyrodzenie do szuflady i następnie zatrzaskiwała, a także bez opamiętania biła więźnia. Jednak niektórzy współcześni badacze zajmujący się okresem stalinowskim, mają poważne wątpliwości, czy Luna rzeczywiście lubowała się w tak sadystycznych metodach.