Kinga Preis nie wygląda jak miss. I wcale tego nie żałuje
To jedna z najlepszych aktorek w naszym kraju. Występuje w telewizji i teatrze. Teraz trafił do kin film „Prosta historia o morderstwie” z jej udziałem
Możemy ją właśnie oglądać w kinowym debiucie reżyserskim Arka Jakubika. „Prosta historia o morderstwie” to trzymająca w napięciu opowieść o policyjnej rodzinie, której losami wstrząsa tajemnicza zbrodnia.
Jacek, młody policjant (Filip Pławiak), za wszelką cenę próbuje chronić matkę (Kinga Preis) i braci przed porywczym i despotycznym ojcem - również funkcjonariuszem (Andrzej Chyra) - zamieszanym w nielegalne interesy. Gdy ten zostaje zamordowany, syn staje się głównym podejrzanym. Chcąc udowodnić swoją niewinność, Jacek musi rozpracować skomplikowaną sieć intryg, w którą uwikłany był jego ojciec.
W domu bez ojca
Problemy z ojcem nie są obce aktorce. Kinga wychowywała się we wrocławskim domu bez ojca. Rinaldo Preis, znany skrzypek, wyjechał do pracy w Teatrze Muzycznym do NRD, gdy ona była malutka. Nie wrócił do Polski, więc jej matka wystąpiła o rozwód. Muzyk zmarł, kiedy jego córka miała zaledwie siedem lat.
Najważniejsza osobą w dzieciństwie Kingi była jej babcia. Gdy dziewczynka przyszła na świat, miała tylko 42 lata, a mężczyźni za nią szaleli. Kiedy z nią szła po mieście, ludzie mówili: „Ależ ty masz piękną mamę”.
- Nigdy nie dbałam o figurę. Mama pytała: „Chcesz gofra? Proszę. Jednego, dwa?”, a babcia: „Możemy zjeść tylko pół gofra, ponieważ musimy dbać o linię”. Babcia dała mi dynamikę, wigor i zadatki na kobietkę włoską, zamordystkę - śmieje się aktorka w „Gali”.
Babcia chciała zrobić ze swej wnuczki pianistkę. Dziewczyna ćwiczyła więc cierpliwie - ale nie miała do tego serca. Pierwszy pokaz w szkole podstawowej był dla niej traumą. Tak jej się trzęsły ręce, że w ciągu trzyminutowego utworu ani razu nie trafiła w klawisz. Babcia była załamana. Tylko mama się nie przejmowała, okazując córce miłość w specyficzny sposób. - Pamiętam, że peszyło mnie, gdy mama okazywała mi, że mnie kocha. Nie w towarzystwie, ale w momentach gdy byłyśmy tylko we dwie. Zawsze budziła mnie rano, całowała, przytulała i mówiła: „Wstawajta, umarli, będzieta żarli” albo „Boze, Boze, Bozycku, nie było to jak psy cycku” -wspomina w „Zwierciadle”.
Tarzając się w błocie
Do krakowskiej szkoły teatralnej Kinga nie dostała się ani za pierwszym, ani za drugim razem. Dlatego po raz trzeci zdawała już w rodzinnym Wrocławiu. Tym razem została uznana za objawienie. Pierwsze sukcesy odniosła dzięki występom w Teatrze Telewizji.
- Jestem mała, piegowata, korpulentna, długo byłam ruda. Uroda w filmie nie jest ani przeszkodą, ani zachętą, ale już w serialach potrzebni są ludzie mili dla oka, żeby fajnie było spotykać się z nimi codziennie. Czasem więcej można zrobić, gdy odrzuci się myślenie o sobie jako o atrakcyjnej osobie. Wtedy musimy poszukać czegoś poza urodą. W filmie dodaje nam to wartości, innej niż coś, co się ma dane od Boga. Ja nie mogę na tym bazować, więc staram się poszukiwać poza swoją zewnętrznością. Czasem przydaje mi się to, jak wyglądam - mówi w serwisie Radioram.
Dziś aktorka ma na swoim koncie mnóstwo wspaniałych ról w teatrze, kinie i telewizji. Potrafi zarówno stworzyć wstrząsającą kreację w „Domu złym” Wojciecha Smarzowskiego, jak również zagrać wywołującą pozytywne emocje rolę w „Ojcu Mateuszu”.
- Tworzymy ten serial od ośmiu lat, to naprawdę długo. Kiedy się pracuje w zamkniętym gronie tak intensywnie, zaczynamy dostrzegać wady i można się znielubić. Tymczasem w „Ojcu Mateuszu” jest zupełnie inaczej. Znalazłam na planie ludzi, których serdecznie lubię. Poza tym grana przeze mnie Natalia jest tak napisana, że mam wielką frajdę ze śmiania się z mojej bohaterki, tym bardziej że jestem uważana za aktorkę stricte dramatyczną, która gra „krew, pot i łzy”, tarzając się w błocie! Naprawdę lubię Natalię! - deklaruje w „Tygodniku Przegląd”.
Najlepsze złe chwile
Swego partnera poznała we Wrocławiu podczas pracy w teatrze. Jest nim operator filmowy Piotr Borowiec. To niespokojny duch, wcześniej był kamieniarzem, kierowcą ciężarówki, pracował jako ochroniarz. Miał już żonę i syna - Kinga jednak nie dała za wygraną i odbiła faceta, który wpadł jej w oko. Wiele lat czekała na zakończenie jego sprawy rozwodowej. Być może dlatego do tej pory Kinga i Piotr nie zdecydowali się zalegalizować swego związku. - Wiesz, co najbardziej wzmacnia związek? Złe chwile. Kiedy powinie się nam noga, wtedy się nawzajem sprawdzamy. Jeśli razem przejdziemy trudne momenty i możemy nadal na siebie patrzeć, to najwięcej daje związkowi. Najbardziej dramatyczne chwile dużo bardziej zbliżyły mnie do Piotra niż te, kiedy sobie ćwierkamy - opowiada w „Gali”.
Kiedy parze urodził się syn Antek, Kingę dopadła depresja. Myślała, że jej kariera się skończy i utknie w pieluchach. Koszmar trwał jednak niedługo -z czasem w aktorce odezwał się instynkt matki. A i z karierą poradziła sobie całkiem nieźle, bo dziś uznawana jest za jedną najwybitniejszych aktorek polskiego kina.