Kłamstwo kłamstwem pogania, czyli jak Niemcy zdobywali Warszawę
Do jakich absurdów posuwała się narodowo-socjalistyczna polityka informacyjna, pokazuje znakomicie obraz obrony Warszawy w mediach w 1939 roku.
Jeszcze bardzo długo uczeni będą się sprzeczać na temat odpowiedzialności społeczeństwa niemieckiego za II wojnę światową, o przyczyny akceptacji narodowosocjalistycznych zbrodni. Również zwykli ludzie na całym świecie rozkładają z bezradnością ręce, słysząc pytanie, jak cywilizowany naród z takimi kulturalnymi tradycjami, który wydał tak wybitnych naukowców, techników, filozofów czy muzyków, mógł na 12 lat popaść w zbiorowo w obłęd. Wytłumaczenie tego fenomenu jest jeszcze trudniejsze wobec faktu, że nagle po 1945 roku społeczeństwo niemieckie wróciło do rodziny cywilizowanych narodów i w ciągu kilku lat potrafiło stworzyć system demokratyczny, który jest wzorem dla większości państw na świecie. Nie jest wkluczone, że to zdumiewające zjawisko wynikało z bezprecedensowego zmanipulowania mediów III Rzeszy. Do jakich absurdów posuwała się narodowosocjalistyczna polityka informacyjna, pokazuje znakomicie obraz obrony Warszawy w mediach w 1939 roku. Warto je przypomnieć.
Pierwsze doniesienia na temat obrony Warszawy pojawiły się w niemieckich mediach zaraz na początku września. Społeczeństwo dowiedziało się z nich, że polskiej stolicy tak naprawdę nikomu bronić się nie chce. Ulotki zrzucane z samolotów Luftwaffe miały krążyć wśród Warszawiaków z rąk do rąk i budzić wielkie zainteresowanie. Większość mieszkańców z niecierpliwością miała oczekiwać przybycia Wehrmachtu. Stąd też do budowy fortyfikacji miasta miało się zgłosić zaledwie kilkaset osób. Władze miasta wręcz zmuszały obywateli bagnetami do ich budowy. Twierdzenie, że Warszawa była broniona wbrew woli mieszkańców miasta, będzie się przewijało przez wiele niemieckich teksów prasowych i komentarzy radiowych tych dni.
Niemieckim władzom wojskowym wydawało się, że zdobycie Warszawy będzie drobnostką. O ich pewności siebie świadczą teksty prasowych relacji. Czołowy dziennik III Rzeszy „Völkischer Beobachter” 9 września 1939 opublikował artykuł „Niemieckie oddziały wkroczyły już do Warszawy”. Żadnych szczegółów tekst nie zawierał. Informował zaledwie, że część mieszkańców miast miała się ewakuować. Miały z niego uciekać również wszelkiego rodzaju urzędy.
Dzień wcześniej o godzinie 18.00 rzeczywiście niemieckie oddziały 4 niemieckiej dywizji pancernej podjęły próbę wkroczenia do dzielnic Ochota i Wola. Zostały jednak ostrzelane i wycofały się na pozycje wyjściowe. Artyleria pod dowództwem płk. Porwita powstrzymała je ogniem, niszcząc cztery czołgi. Atak oddziałów pancernych poprzedzony został ostrzałem artyleryjskim i lotniczymi bombardowaniami również w innych częściach miasta. Płonęły ulice: Złota, Sienna, Sosnowa i Śliska, hale targowe i szpital na Zakroczymskiej. Tego tragicznego 8 września 1939 roku w gruzach legło 20% budynków na Woli. Wtedy też spłonął tam również wielki zbiornik gazu, co spowodowało unieruchomienie jego dostaw w mieście. O wszystkich tych faktach w niemieckich mediach nie było słowa.
Wehrmacht Warszawy nie zdobył, chociaż był kierowany przez podobno wybitnych generałów, a sama armia miała być doskonale wyposażona i wyszkolona. Początkowo kreatorzy niemieckiej polityki informacyjnej byli całkowicie bezradni wobec konieczności wytłumaczenia tej porażki. W końcu udało się wymyślić klucz do wyjaśniania wydarzeń w Warszawie. Zajęcie stolicy Polski miało opóźniać się tylko dlatego, że Adolf Hitler i jego generałowie czują się odpowiedzialni za bezpieczeństwo cywilnej ludności Warszawy. Narodowosocjalistyczne media informowały dalej, że polskie władze wypuściły z więzień kryminalistów i zbrodniarzy. To na nich miał spaść główny ciężar obrony Warszawy. Cywilny komendant obrony Warszawy miał ich uzbroić i zorganizować w regularne oddziały pod nazwą Straż Obywatelska. W ten sposób uczynił on z mieszkańców stolicy zakładników. Od tego momentu wejście Wehrmachtu do miasta bez narażenia ludności cywilnej na cierpienia i straty miało być niemożliwe.
Zajęcie stolicy Polski miało opóźniać się tylko dlatego, że Adolf Hitler i jego generałowie czują się odpowiedzialni za bezpieczeństwo cywilnej ludności Warszawy
Tymczasem oddziały Straży Obywatelskiej przekształciły się w kryminalne bandy i zamiast bronić miasta, zaczęły terroryzować jego mieszkańców. Rewidowali i okradali cywilów w biały dzień na ulicy. Bandy te ostrzeliwały również grupy spokojnych obywateli, którzy domagali się pokojowego poddania miasta. Niemieckie media donosiły, że pomiędzy polskim wojskiem i kryminalistami zorganizowanymi w Straży Obywatelskiej doszło do regularnej wojny domowej. Dochodzi do bitew i częstej wymiany ognia. I to polska armia ostrzeliwuje z ciężkiej artylerii pozycje Straży Obywatelskiej, wyrządzając ciężkie szkody w architektonicznej tkance miasta.
W innym artykule niemiecki autor tworzy przedziwną konstrukcję. Otóż jego zdaniem kryminaliści ze Straży Obywatelskiej podstępnie strzelają w plecy zarówno niemieckich żołnierzy jak i bezradnych mieszkańców, którzy chcą poddać Warszawę Wehrmachtowi. W ten sposób powstaje sugestia, że zarówno żołnierze Wehrmachtu, jak i mieszkańcy miasta stanowią swego rodzaju wspólnotę ofiar. A przynajmniej razem są ofiarami władz miasta. Jak można było przeczytać w jednym z tekstów, „Na rozkaz rządu, który uciekł, rzezimieszki i snajperzy terroryzują Warszawę”.
Jak dowiadujemy się z ówczesnych mediów, Hitler i niemieccy dowódcy wierzyli w zwycięstwo rozsądku. Za wszelką cenę nie chcieli dać się wciągnąć w walki, które mogłyby spowodować uszkodzenie substancji architektonicznej tego pięknego i w gruncie rzeczy od wieków „niemieckiego miasta”. Tym bardziej nie mogli dopuścić, by w jakikolwiek sposób ucierpieli cywilni mieszkańcy miasta. Dlatego strona niemiecka koncentrowała się na wysiłkach, by jak najwięcej spośród nich mogło opuścić Warszawę. Propozycje te zostały przez polskie władze odrzucone. Jedyne, co niemieckim generałom pozostało, to bezradne przyglądanie się rozwojowi sytuacji.
W następnych dniach, skoro nie ma sukcesu na warszawskim froncie, hitlerowskie media kontynuują doniesienia na temat wewnętrznych walk w Warszawie. 22 września „Völkischer Beobachter” przynosi artykuł „Brutalna wojna domowa w Warszawie. Większość mieszkańców jest przeciwna władzy wojskowej”. I tu powtórzona jest teza, że większość mieszkańców Warszawy domaga się bezskutecznie natychmiastowego poddania miasta. Pełni złości mieszkańcy zrzucają z okien na oddziały Straży Obywatelskiej kamienie, meble i nasączone benzyną, palące się wszelkiego rodzaju przedmioty. Oddziały polskiej policji zachowują się niekonsekwentnie, stając w tym konflikcie czasami po stronie mieszkańców, a czasami po stronie „band kryminalistów” ze Straży Obywatelskiej. W interpretacjach niemieckich mediów walki, które się toczą w Warszawie, są wyłącznie wynikiem wewnętrznych sporów między bandami, które komendant najpierw uzbroił, a potem stracił nad nimi panowanie.
23 września jedna z berlińskich gazet zamieszcza artykuł pod tytułem „Co dzieje się właściwie w Warszawie. Zeznania świadków z otoczonego miasta”. Pojawia się w tym tekście pewien zwrot w polityce informacyjnej. Otóż gazeta twierdzi, że teraz część mieszkańców zmieniła zdanie i już chce bronić miasta. Powodem zmiany tego poglądu mają być kłamstwa polskiej propagandy, jakoby wojska francuskie i brytyjskie prowadziły zwycięską ofensywę na zachodzie. Mieszkańcom Warszawy wmawia się, że Kolonia w Nadrenii już jest dawno we francuskich rekach. Autor ubolewa, że wspaniałe historyczne zabytki miasta będą musiały częściowo ulec uszkodzeniu na skutek niemieckiego ostrzału. Za ich zniszczenie wyłączną odpowiedzialność ponoszą oczywiście polskie władze, które podtrzymują propagandowymi kłamstwami zupełnie nonsensowną wolę obrony miasta.
Artykuł ten stał się zapowiedzią prawdziwej tragedii, która miała się rozegrać w Warszawie 25 września 1939 roku. Miasto zamieniło się w piekło, bombardowania Luftwaffe trwały nieprzerwanie od 6.00 do 20.00. Ulice i miejskie place usłane były ludzkimi ciałami i trupami koni, gruzem i zniszczonymi przedmiotami. Szczególnie dramatycznie przedstawiała się sytuacja na Pradze, gdzie było wiele drewnianych budynków. Bombowce nadlatywały falami, zrzucając bomby burzące i zapalające. W ruinach legły kościoły, gmachy publiczne, szpitale, bloki mieszkalne, muzea, Teatr Wielki. Akcja ratunkowa utrudniona była zarówno z powodu braku wody, jak i ostrzału z broni pokładowej. Konsekwencje tych bombardowań były straszne. Zginęło wiele tysięcy ludzi. Od tego też dnia Warszawa została pozbawiona elektryczności i wody, którą ludność próbowała czerpać z nielicznych studni oraz z Wisły. W najgorszej sytuacji znaleźli się pacjenci w szpitalach, dla których w takiej sytuacji nie była możliwa żadna pomoc. Spustoszenia były tak potężne, że uniemożliwiały jakąkolwiek dalszą obronę miasta.
O tych wydarzenia Niemcy dowiedzieli się jednak w bardzo zmanipulowanej formie. Berlińskie dzienniki drukowały krzykliwe nagłówki „Bombowce nad Warszawą!”. Ich autorzy zachwycali się niezwykłą precyzją stukasów, które umożliwiają bombardowania z dokładnością do kilku metrów. Dzięki tym wyjątkowym technicznym osiągnięciom Luftwaffe możliwa była chirurgiczna likwidacja tylko wojskowych celów. Ta dbałość o unikanie strat wśród mieszkańców Warszawy miała być główną troską niemieckiego dowództwa. Sposób prowadzenia walki przez Luftwaffe był przez mieszkańców Warszawy przyjęty z wielką wdzięcznością i sympatią. Zdaniem autora bombardowania w Warszawie miały jedynie na celu uzmysłowienie komendantowi miasta, jaką przewagą techniczną i militarną dysponuje Wehrmacht.
Decyzja o kapitulacji umęczonej Warszawy miała wywołać entuzjazm wśród mieszkańców miasta, którzy są teraz szczęśliwi, że mogą znowu żyć w spokoju. Teraz pod niemieckim kierownictwem zapanuje w mieście porządek i spokój. Uzbrojone bandy nie będą już mogły więcej terroryzować obywateli. Większość mieszkańców zrozumiała, że nieodpowiedzialne polskie władze miasta chciały ich skazać na zagładę. I tylko cierpliwość dowództwa Wehrmachtu uchroniła ich przed okrutnymi, wojennymi doświadczeniami. Zdaniem autora sposób zdobycia Warszawy stał się symbolem sprawiedliwości i słuszności niemieckich racji.
W kolejnych dniach niemieckie gazety faryzejsko ubolewają nad losem mieszkańców Warszawy. Wehrmacht miał wkroczyć do Warszawy 3 października bez strzału i żadnych komplikacji. Niemieckie gazety drukują w tych dniach obszerne reportaże fotograficzne z Warszawy. Przedstawiają one wiwatującą ludność cywilną witającą kwiatami wkraczających do miasta niemieckich żołnierzy. Na zdjęciach możemy też zobaczyć nieznacznie uszkodzone budynki.
Całkowicie nieprawdziwy obraz bitwy o Warszawę w 1939 roku był obliczony na przekonanie własnego społeczeństwa o konieczności interwencji w Polsce. Miał dowieść, że w Warszawie zaczęli rządzić niebezpieczni psychopaci, którzy na dodatek sami doprowadzili do uszkodzenia infrastruktury architektonicznej miasta.
Natomiast społeczeństwo niemieckie pozbawione było jakichkolwiek możliwości weryfikacji prawdziwości przedstawianych zdarzeń i zjawisk. Wszystkie gazety kontrolowane były całkowicie przez Ministerstwo Propagandy w Berlinie i pozbawione były jakikolwiek redakcyjnej swobody. Słuchanie zagranicznych stacji w III Rzeszy było zagrożone karą śmierci. Co najmniej do bitwy pod Stalingradem większość społeczeństwa faszystowskiej propagandzie wierzyła. Wielu Niemców nawet do samego końca.