Klaps jak słaby lek. Ma mnóstwo skutków ubocznych, a problemu i tak nie likwiduje
Klaps i pas to wciąż najczęściej wybierane środki wychowawcze. Rozmawiamy o tym z dr. hab. Sławomirem Truszem.
Czy klaps to już bicie?
Na pewno nie jest to głaskanie. Klaps jest formą przemocy fizycznej, więc tak - to też bicie.
Z raportu Rzecznika Praw Dziecka wynika, że ponad połowa Polaków uważa klapsy za dopuszczalne i uważa, że bicie dziecka w pośladki - to nie bicie.
Znam te badania.
Panuje przekonanie, że jeśli uderzysz dziecko w głowę - bijesz. Jeśli w brzuch - bijesz. A jeśli uderzysz w pośladki - uczysz i wychowujesz.
A jeżeli uderzysz za pomocą gazety, to również nie bijesz. Albo za pomocą linijki czy kabla. To dalej bicie - tyle że wymierzone za pomocą narzędzia. Niebywałe, że w XXI wieku zastanawiamy się, czy 90-kilogramowy mężczyzna może bić dziecko, który waży sześć razy mniej. To patologia. Dorośli biją, bo sobie nie radzą. Nie wiedząc, co robić, uciekają się do przemocy fizycznej. Pomyślmy, jakby to wyglądało, gdybyśmy w podobny sposób reagowali w banku na wiadomość, że nie dostaniemy kredytu? Moglibyśmy tupać nóżkami, złapać doradcę finansowego za kołnierz i wymierzyć mu pięć klapsów. I on wtedy być może przyznałby nam ten kredyt. Ale regulowanie zachowań za pomocą przemocy jest, o zgrozo, akceptowane tylko w relacjach dorosły-dziecko.
Jakie mogą być skutki bicia dzieci?
Takie dzieci uczą się, że najskuteczniejszym sposobem na to, żeby dopiąć swego, jest po prostu komuś przyłożyć. Nie uczą się natomiast negocjowania stanowisk. Rodzic może się z dzieckiem porozumieć. Na przykład: idziemy do hipermarketu, daję ci określoną sumę pieniędzy, a ty możesz sobie wybrać co chcesz.
Ale jak to wytłumaczyć trzylatkowi?
Ależ można. Mam niespełna 4-letniego syna, który ma swoje fundusze i wie, że jeżeli kupi sobie byle jaką zabawkę, to nie będzie go później stać na inną rzecz.
I po prostu to przyjmuje?
Trzeba to było przepracować. Oczywiście mogliśmy z żoną wybrać krótszą drogę, bijąc dziecko. Wybraliśmy drogę związaną z negocjowaniem.
Jakie są inne skutki bicia?
Bite dziecko jest łamane przez rodziców. Na przykład nie chce iść w prawo, bo wydaje mu się, że ścieżka po lewej jest fajniejsza. Dziecko ma jakiś pogląd na świat, a my się z nim szarpiemy, i wtedy w jakimś stopniu łamiemy je. Po pewnym czasie dziecko nauczy się, że nie ma sensu realizować swoich pomysłów z rodzicem. A jeżeli nie z rodzicem to z kim? Kolejna rzecz: niszczymy zaufanie. A przecież nie chodzi o to, by dziecko myślało, że za każdym razem, gdy rodzic jest sfrustrowany, to mu przyłoży. Klaps pochodzi od osoby, którą dziecko kocha. Czy chcielibyśmy, by żona dawała klapsy mężowi, gdy on nie robi tego, co ona chce? To by były jakieś patologiczne sytuacje. I jeszcze jedna sprawa. U starszych dzieci bicie wiąże się z upokorzeniem. To złe emocje, które są potem odreagowywane. Jeżeli nie przy rodzicach, to w stosunku do słabszych kolegów.
Zgadzam się z panem, ale znam wiele osób i sama też się do nich zaliczam, które dostawały klapsy od taty, obrywały ścierką od mamy…
...i sobie chwalą.
Tak. I mają dobrą więź z rodzicami, nie przeżywają żadnej traumy.
Antyszczepionkowcy wskazują na przypadki, w których dziecko po szczepionce zachorowało na autyzm. Pani powiedziała: dostawałam ścierką w głowę i wyrosłam na zadowoloną z życia dziennikarkę, która ma dobre relacje z rodzicami. Nikt nie pyta o to, ile osób dostawało lanie od rodziców i nie wyrosło na dobrych ludzi. Słyszałem wypowiedź jednego z polityków, który mówił o tym, że dostawał klapsy i wyrósł na polityka. Może gdyby nie dostawał klapsów, zostałby noblistą?
A może gdyby nie dostawał klapsów, byłby przestępcą?
Może. W Skandynawii robiono badania. Na tysiącach osób, trwające kilkadziesiąt lat. Potwierdziły, że osoby, które nie były bite, rozwijały się lepiej. I jeszcze jedno: karą jest każda konsekwencja zachowania, które obniża prawdopodobieństwo tego zachowania w przyszłości. Istnieje szereg różnych kar, które nie są klapsami. Więcej: dla mnie klaps nie jest karą.
Ale jak zastosuję klaps, to będzie...
...natychmiast.
No właśnie.
Świat nie polega na tym, że wszystko jest natychmiast. Kiedy wpłacamy pieniądze na lokatę, dopiero po kilku miesiącach mamy odsetki.
Ale sfrustrowany rodzic nie myśli w ten sposób.
Nie musimy bić dziecka, żeby zmieniło swoje zachowanie. Są bardziej skuteczne metody.
Na przykład?
Np. tzw. koszt reakcji. Wiem, że mój syn lubi się bawić traktorkiem. Widząc, że celowo wylewa wodę z muszli sedesowej, mogę powiedzieć: dopóki nie posprzątasz, traktorek leży na szafie. Dziecko uczy się, że istnieje konsekwencja zachowania. Drugi przykład to zadośćuczynienie. Jeśli nastolatek wymaluje sprayem ścianę, powinniśmy skłonić go, by sam kupił farbę i ją odmalował. To z pewnością bardziej skuteczne niż klepanie go po tyłku. Jest też taka procedura - „time out”, czyli wykluczenie: pozbawiamy dzieci dostępu do czynności i rzeczy, które są dla nich nagrodą, czyli - wzmocnieniem. Takim wzmocnieniem dla dziecka jest uwaga dorosłych. Często dziecko zachowuje się źle, by dorosły zwrócił na nie uwagę. Nawet, gdy jest za to bite.
Czyli paradoksalnie bicie traktuje jako nagrodę.
Tak jest. Jako wzmocnienie.
Wiele osób uważa, że współczesne pokolenie nie ma dyscypliny. Czy bezstresowe wychowanie oznacza wychowanie bez klapsa?
Uważam, że prawdopodobnie istnieje inny czynnik w wychowaniu, który jest ważniejszy niż klapsy lub ich brak, sprawiający, że ludzie zachowują się tak, jakby byli wychowywani bezstresowo. To raczej kwestia tego, co oferuje popkultura - taki styl easy going, bez skrępowania. Jakiś czas temu wybrałem się z synem nad staw. Na brzegu siedziały dwa dorosłe łabędzie z łabędziątkiem. Widok chwytający za serce. W pewnym momencie podeszło dwóch młodzieńców - jeden miał podkoszulek z napisem: Stop islamizacji Polski. Byli z psem. Zaczęli nim szczuć te łabędzie. Gdybym miał taką moc, ubrałbym ich w pomarańczowy kombinezon i skłonił, żeby przez trzy miesiące zbierali psie kupy. Może takie prace społeczne by ich zmieniły.
A co z dziećmi?
Kiedy małe dziecko zachowuje się w nieakceptowalny sposób, na przykład mówi do rówieśnika: jesteś głupi - trzeba z nim rozmawiać. W czym gorsze jest tłumaczenie od klapsów?
Chyba nie ma rodzica, któremu nie zdarzyło się stracić cierpliwości czy podnieść głosu… Sama wkurzam się na siebie, że znów dałam się wyprowadzić z równowagi.
Refleksyjny rodzic zastanawia się nad sobą. W takiej sytuacji wie, że przegrał. Sam ze sobą.
Korczak pisał, że kto uderza dziecko, jest oprawcą. Stawiał sprawę jasno: jeśli rodzic nie umie czegoś wytłumaczyć dziecku słowem, to tym bardziej nie wytłumaczy siłą. Jednak mądrość ludowa głosi co innego…
Mądrość ludowa mówi, że ziemia jest płaska, a światem rządzą wielkie jaszczury, które przypominają ludzi. Im szybciej wydoroślejemy i zaczniemy myśleć w racjonalny sposób, tym lepiej.
Rzecznik Praw Dziecka zwraca uwagę, że ponad połowa Polaków nie widzi nic złego w dawaniu klapsa dzieciom. Panuje przekonanie, że bicie po pupie - to nie bicie. Czy słuszne?
A może problemem jest to, że skupiamy się na emocjach dzieci, a własne spychamy na margines?
Rzadko rodzice są przygotowani do tej roli. Nie ma szkół, które tego uczą. A jak się pojawia dziecko, to na jakieś 45 lat. Trzeba być cierpliwym. No, chyba że chcemy jak najszybciej się z nim pożegnać, gdy tylko skończy 18 lat, wyprawić je na koniec świata. Gdy jesteśmy sfrustrowani albo zmęczeni, łatwo się irytujemy. Ale jeśli wyeliminujemy jakieś zachowanie za pomocą bicia, to dziecko będzie się zachowywało jak automat albo kukła, która nie ma własnego zdania. Miałem kolegę w szkole podstawowej, który był tłuczony przez swoją matkę, wylewała na niego wszystkie frustracje związane z tym, że nie poszła na studia. Od pierwszej klasy biła go za najdrobniejszą rzecz, np. za to, że zapomniał piórnika albo zrobił kleks w zeszycie. Do dziś pamiętam, jak ten kolega pisał coś w zeszycie i litera mu wyszła poza linijkę. Wtedy matka podarła mu cały zeszyt i kazała przepisywać go od początku. Gdy chłopak skończył 18 lat, nie chciał mieć z nią nic do czynienia, wyprowadził się. Pamiętam jego ręce. On nie miał paznokci. Zjadał je z nerwów. To było przerażające. Oczywiście ktoś powie, że zestawienie tego z klapsami jest nie na miejscu. Tylko jeśli klapsy są w porządku, to jaki będzie kolejny i kolejny krok? To jak z każdym uzależnieniem. Ludzie mówią, że jak zaczniemy od pięciu złotych postawionych w ruletce, to na tym skończymy.
Popada pan trochę w skrajności.
Że nie na miejscu to porównanie? Że jeżeli ktoś zacznie od pięciu złotych, to niekoniecznie zaraz straci fortunę w kasynie?
Że tutaj była jawna przemoc domowa. A taki klapsik od czasu do czasu, cóż w tym złego?
Rodzic ma często dobre intencje: chce powstrzymać złe zachowanie dziecka. W akcie ostatecznej bezsilności podnosi rękę na dziecko. Potem czuje się winny, wstydzi się, ma wyrzuty sumienia. Takie osoby raz-dwa wyperswadują sobie, że to nie jest dobry sposób, że można skorzystać ze skutecznych metod, które oferują np. poradniki.
To może należałoby obowiązkowo edukować rodziców w tym zakresie? Najlepiej wtedy, gdy spodziewają się dziecka. Słyszałam, że w Szwecji organizuje się takie kursy wychowawcze.
Wszystko to, co jest robione na siłę, wzbudza opór. Dopóki nie zrozumiemy, że tego typu kursy mogą nam pomóc, to jakiejkolwiek formy przymusowe będą przeciwskuteczne. To tak, jak kursy przedmałżeńskie organizowane w kościele katolickim. Ludzie przechodzą, wysłuchują różnych historii a większość pewnie uważa, że to trzeba po prostu zaliczyć i mieć z głowy.
Znam ludzi, którzy doświadczyli w domu przemocy. Zakładając swoje rodziny, postanawiają nie powielać takich zachowań. A im bardziej nie chcą upodabniać się do rodziców, tym bardziej ich naśladują. Czy da się wyrwać z tego błędnego koła?
To podobne mechanizmy, jak w przypadku tak zwanych dorosłych dzieci alkoholików. Niektórzy uczestniczą w różnego rodzaju terapiach przez lata.
Rodzic surowy zbyt wiele zabrania. Rodzic pobłażliwy nie stawia żadnych granic. Wielu oscyluje między tymi dwiema postawami rodzicielskimi. Jak znaleźć złoty środek?
Ani zbytnia pobłażliwość, ani zbytnia opresywność nie są dobre. Kluczem jest konsekwencja. Kiedy mówię do dziecka: „to ostatnia bajka na dziś, później idziemy myć zęby”, to muszę być konsekwentny. Za piątym razem przekona się, że niezależnie, czy będzie tupać czy krzyczeć wniebogłosy, to rzeczywiście będzie ostatnia bajka. I że nie ma sensu się przeciwstawiać.
Pana dziecko przyjmuje to?
Tak. Cały czas walczymy z synem o mycie zębów. Syn jednak znajduje tysiąc rzeczy, które musi zrobić wcześniej. Mógłbym ułatwić sobie sprawę i wymierzyć mu pięć klapsów, ale przecież on wie, że będzie musiał te zęby i tak umyć. I że to zrobi, tylko trzeba być cierpliwym. Życie bardzo często polega na tym, że musimy być cierpliwi.