Kliczko wie, jak się bić nie tylko w ringu. Mimo wojny pozostał życiowym optymistą. I jest wdzięczny Polakom (WYWIAD)
Cały cywilizowany świat jest pod wielkim wrażeniem odwagi prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. I wielu innych obywateli napadniętego przez Rosję kraju naszych sąsiadów, którzy z niezwykłą odwagą walczą z agresorami. Wielkie słowa uznania można kierować również pod adresem tamtejszych sportowców - byłych i obecnych - którzy stanęli do walki w obronie ojczyzny. Tym, który dał i daje przykład mieszkańcom ukraińskiej stolicy jest mer Kijowa Witalij Kliczko. A nikt w Polsce nie zna go lepiej od Andrzeja Grajewskiego, który temu znakomitemu pięściarzowi zorganizował prawie wszystkie walki stoczonego przez niego w Niemczech.
Jakim Witalij Kliczko jest człowiekiem?
Kijów jest zarządzany przez mężczyznę, który nawet na chwilę nie zapomni, jaka odpowiedzialność za to kilkumilionowe miasto na nim ciąży. Jest wyjątkowo zdyscyplinowany i świetnie zorganizowany - mówi Grajewski, menedżer sportowy, który przez lata działał na niemieckim rynku. - A to, co Witalij robi obecnie w Kijowie, jest spójne z jego zachowaniem w ringu. Jeśli za coś się bierze, robi to z pełnym zaangażowaniem, wręcz z poświęceniem. Słowo, które daje, to rzecz święta i droższa od pieniędzy. A skoro o pieniądzach mowa, to nie wolno zapominać, że mamy do czynienia z niezwykle majętnym człowiekiem. Witalij zarobił w ringu dziesiątki milionów dolarów i mógłby teraz wieść spokojne - i dostatnie - życie na przykład w USA. Na tyle kocha jednak ojczyznę, że nawet mu to nie przeszło przez głowę. Czapki z głów przed nim, przed jego bratem i tysiącami innych bezimiennych bohaterów, którzy z równym oddaniem bronią niepodległości Ukrainy!
Kiedy ostatnio miał pan kontakt z Witalijem?
W weekend, oddzwaniał do mnie z biura w piątek i sobotę. Nie ukrywał, że sytuacja, w jakiej znalazł się wraz z rodakami, jest ciężka, coraz cięższa, ale nawet w takich okolicznościach nadal pozostał… optymistą. Czyli nic się nie zmieniło, pozostał po prostu sobą. Zawsze wierzył w to, co robił. Zapowiedział, że jako ostatni zejdzie z szańca, nie wyczułem nawet cienia strachu w jego głosie. To zresztą zawsze był wyjątkowo odważny facet.
Długo pan go zna?
Poznałem obu Kliczków zaraz po tym, gdy trafili do Niemiec i na treningi do Fritza Sdunka. Początkowo byli niepunktualni i rozluźnieni, potrafili spóźniać się na zajęcia. Wtedy szkoleniowiec przygotował im 10 przykazań. Witalij był mniej utalentowany od brata, musiał pracować za dwóch, więc on pierwszy wziął sobie te przestrogi do serca. I szybko zaczął wszystkim imponować zaangażowaniem i samoświadomością. Dzięki temu osiągnął nieprawdopodobnie wysoki poziom sportowy. Na tyle wysoki, że z tych walk, które ja mu organizowałem w Niemczech, nie przegrał żadnej.
Jakim był partnerem biznesowym?
Bardzo sumiennym, nigdy nie traciliśmy czasu na ustalenie warunków finansowych; porozumienie osiągaliśmy błyskawicznie. Peter Kohl, jego promotor, w ogóle nie musiał ingerować w nasze kontakty, Kliczkowie doskonale radzili sobie sami. Dzięki Witalijowi, który szybko udowodnił - i to nie tylko mnie - że ma duże zdolności organizacyjne. I biznesowe wyczucie. Współpraca, jeśli chodzi o rozprowadzanie biletów VIP czy opiekę nad sponsorami, układała się wręcz przykładowo. A medialnie i w dziedzinie PR - Witalij był jeszcze lepszy niż w ringu. Każdy usłyszał od niego to, co powinien. Z tym talentem musiał się już po prostu urodzić. Pamiętam, że na spotkaniu u burmistrza Hanoweru - na którym byli też uczniowie dwóch licealnych klas - dostał pytanie, jak zachowałby się, gdyby został zaczepiony w dyskotece. Momentalnie odpowiedział, że poszukałby… wyjścia awaryjnego i tylnymi drzwiami jak najszybciej opuścił ten lokal. Po to, żeby nikomu nie zrobić krzywdy. Bo bić się to on może jedynie w ringu, do dyskoteki ludzie przychodzą potańczyć... To w ogóle człowiek, który ma nie tylko wysoką samoświadomość - nawet bez podpowiedzi trenera Sdunka wiedział, nad czym ma pracować, żeby trafić na absolutny szczyt zawodowego boksu - ale też i rzadko spotykaną empatię. Potrafi wczuć się w oczekiwania innych, dlatego tak dobrze trafia do mieszkańców Kijowa.
Prywatnie także nie zmienił się od czasu kariery?
Pod tym względem to już zupełnie inny człowiek, takiego Witalija jak obecnie - wcześniej nie znałem. A poznałem dobrze choćby wówczas, gdy wspólnie spędzaliśmy wakacje na Wyspach Kanaryjskich. Poznałem tam całą jego rodzinę, w której rządziła mama. Ojciec był wysokim oficerem bodaj lotnictwa, ale w domu jego szarża nie miała żadnego znaczenia. To mama zawsze miała decydujący głos w teamie Kliczków, co chyba na Ukrainie jest zresztą dość powszechne; tata zajmował się po prostu… noszeniem munduru. I to zakaz rodzicielki, aby Witalij nigdy nie walczył w ringu z Władymirem, był święty. Mimo że sam miałem na stole - i to kilkukrotnie - oferty za dziesiątki milionów dolarów. bracia nigdy nie skrzyżowali rękawic. Podczas urlopów to był uroczy, niezwykle przyjazny, ciepły człowiek. Natomiast teraz po drugiej stronie słuchawki zastałem zdeterminowanego faceta, który nie zawaha się oddać życia, walcząc o przyszłość własnej rodziny. A żonę i dzieci ma naprawdę wspaniałe, zawsze miał w nich oparcie i z tego także czerpał siłę. I to dla nich nie cofnie się nawet o metr. Słychać było w każdym zdaniu naszej rozmowy, że da przykład rodakom, jak bić się o wolność Ukrainy.
Narzekał na Zachód?
Nasze rozmowy mają charakter prywatny, więc proszę darować, ale szczegółów nie będę ujawniał. Witalij generalnie jednak nie narzeka. Z wdzięcznością w głosie stwierdził, że tego, co robią dla Ukraińców Polacy, nawet się nie spodziewał. I serdecznie za to podziękował. A w ocenie sytuacji na froncie był bardzo konkretny. Stwierdził, że Ukraińcy sami się obronią, bo wiedzą, jak się bić. Oby tylko świat pomógł im dostarczając broń... To był i pozostał świetny facet, taka jest moja, Andrzeja Grajewskiego, prawda o Witaliju Kliczce. Mógłby dziś korzystać z tego, co wygrał w ringu, i mieszkać w jakimś raju na ziemi, ale daje wszystkim przykład - również i nam - jak w sytuacji zagrożenia kraju zachowuje się prawdziwy patriota. Z narażeniem życia, na pierwszej linii, bo po prostu uważa, że jest to winien swej ojczyźnie, Ukrainie...
Rozmawiał Adam Godlewski