Knajpa z kotami, lokal z papugami, miejsce do spania. Tylko czemu zlikwidowano myjnię samochodową topless? [FELIETON]
Jestem pełen podziwu dla ludzkiej pomysłowości. Czegoż to ludzie nie wymyślą, żeby połączyć własną pasję z biznesem, a na dodatek żeby to jeszcze było wielce atrakcyjne dla innych.
Pierwszy przykład z brzegu. We Wrocławiu otwarta została właśnie „Kawiarenka snu” – miejsce niezwykłe, w samym sercu Wrocławia. Nie napijemy się w nim kawy (bo przecież po dawce kofeiny nikt by nie zasnął), ani nie zjemy kawałka ciasta bezowo-czekoladowego (poziom cukru by spowodował, że serce by waliło nam jak młotem). Kawiarenka owa to pokój relaksu, ze sztuczną trawą i chustami-hamakami zwisającymi z sufitu, na których można się położyć (wtulić w nie) i zdrzemnąć („przycięcie komara” w ciągu dnia świetnie nam robi – organizm się szybko regeneruje, człowiek dostaje więcej energii do pracy). Pomysł świetny. Ciekawe, czy można tam urządzać „pidżama party” i walkę na poduszki. Niektórym spanie kojarzy się tylko z seksem – w tej kawiarence to wykluczone. Zresztą o przytulańcach i wygibasach na chustach-hamakach mogli chyba myśleć tylko cyrkowcy lub zaprawieni w sztormach marynarze.
Zobacz też: Kawiarenka Snu
Przykład drugi cud-biznesu. Wielce oryginalnego. Kocia kawiarnia (miłośników naleśników, kopytek i łazanek informujemy – to nie jest bar mleczny). Koty są wszędzie: na poduszkach, rysunkach, obrazkach i – co najważniejsze – przechadzają się między klientami, śpią pod stolikami. A wiadomo: głaskanie, przytulanie kota wpływa bardzo dobrze na nerwy człowieka (koi je), serce wyrównuje rytm (kocie mruczenie jest lepsze niż nerwosol). Koty wprowadzają dobrą atmosferę, więc atmosfera w tej kawiarence jest na dziesiątkę w dziesięciostopniowej skali. Z wiadomych względów nie wolno pewnie przychodzić do tego kociego przybytku z psami. No i lepiej niech go nie odwiedzają alergicy uczuleni na kocią sierść. Nie wolno też przemycać w kieszeniach kocimiętki – no chyba, że chcemy mieć koci rajd po stołach.
Zobacz też: Kot Cafe
Ilu ludzi, tyle pomysłów na biznes. Kolejny wrocławski przykład. Tłumy (zwłaszcza dzieci) przyciąga wrocławska papugarnia – i wcale nie chodzi o wrocławskie zoo, lecz miejsce w centrum miasta, w którym można się poczuć jak w dżungli. Wchodzi się tu bowiem do pomieszczeń, w których papugi latają nam nad głowami, siadają na ramionach, jedzą z ręki. Uwaga
– nie radzę wchodzić z kolczykami na uszach (w nosie, w wargach i brwiach też). Sprytne ptaszyska będą tak dziobać i szarpać, aż zabiorą nam błyskotkę. Oryginalność tego lokalu rozrywkowego polega na tym, że to nie odwiedzający coś zamawia i konsumuje. Owszem, jedzenie można kupić (ziarenka przepyszne), ale karmić można nimi fruwające piękności (no, chyba, że kogoś głód przyciśnie i sam podziobie małe co nieco).
Oczywiście, są też knajpy i knajpeczki przyciągające wyszukanym jedzeniem (od mięsnego po zieleninę), kuchnią ukraińską, azjatycką, kresową, i smakiem tłusto-szybko-fastfudowym. Do koloru, do wyboru. A propos koloru
– we Wrocławiu można odwiedzić też miejsce, w którym robi się cukierki, lizaki – nawet samemu lizaka można wykonać.
Ciekawe, co jeszcze ludzie wymyślą. Bar serwujący czysty tlen już był (na pl. Solnym działał). I myjnia samochodowa z paniami topless... Hm, ciekawe, czemu została zamknięta? Interes się nie kręcił?