To już nieco ponad tydzień od ostatniej sesji Rady Miasta Torunia. I zarazem pierwszej w obecnej kadencji, podczas której oficjalnie funkcjonowała koalicja obejmująca komplet radnych z tego gremium. Bo niedługo wcześniej, prawie równo rok po wyborach samorządowych, prezydent Zaleski i 8 radnych z firmowanego przez niego klubu zawarli porozumienie programowe z 11-osobowym klubem Koalicji Obywatelskiej.
A jeszcze wcześniej, pod koniec czerwca, podobne przymierze zadzierzgnęli z 6 radnymi Prawa i Sprawiedliwości. Tak to prezydent Zaleski ma teraz za sobą calutką bez wyjątku Radę Miasta i zero opozycji. To pod jego batutą w Toruniu ludzie KO i PiS w poprzedniej kadencji głosowali, a w obecnej będą głosować ręką w rękę. Choć w polityce „pozatoruńskiej” zwalczają się przecież zaciekle. Prezydent Zaleski znów więc „pozamiatał”.
I pomyśleć, że ledwie rok temu w czasie samorządowej kampanii wyborczej niektórzy, a wśród nich ludzie KO, wieszczyli wszem i wobec schyłek jego rządów w Toruniu. Ich kandydat na najważniejszy urząd w mieście, czyli poseł Lenz, wytoczył niby ciężkie działa. Najgłośniej było po wystrzale, który zaserwował podczas wyborczej debaty „Nowości”. Zająć musiał się nim przecież sąd. Przypomnieć wypada, że nie był to nawet kapiszon, tylko ślepak klasyczny. Po nim jednak strony potrzebowały trochę czasu na wzajemne „obwąchiwanie” się. Większy interes w zbliżeniu i porozumieniu miała KO. Była przecież groźba, że największy klub zostanie zepchnięty do roli opozycji, a wtedy jego radnym będzie trudniej załatwić to i owo, i zabłysnąć w elektoracie. Nie było też przypadku w tym, że porozumienie prezydenta z KO zawarto w szczycie parlamentarnej kampanii wyborczej. Zawsze jest szansa, że któryś wyborca wzruszy się tym zgodnym działaniem na rzecz Torunia i postawi krzyżyk przy kandydacie z tak koncyliacyjnego ugrupowania.
Silna, zwarta i gotowa Rada Miasta od razu przeszła test na współdziałanie. W temacie nie byle jakim. Podczas ostatniej sesji miała dać przecież zgodę na rozkręcenie działań, które dadzą Toruniowi Europejskie Centrum Filmowe „Camerimage” w części Jordanek. Pewne było, że za będą radni prezydenta, skoro podpisał się on pod tą koncepcją. Tak jak radni PiS, skoro firmował ją też wicepremier Gliński z ich rządu. Hamletyzowali niby radni KO, ale i oni ostatecznie musieli być za. W szczycie kampanii wyborczej sprzeciw wobec inwestycji w mieście, na którą rząd daje setki milionów złotówek, mógłby wizerunkowo zaszkodzić. Nawet jeśli te miliony chce wysupłać rząd PiS.