Kobieta była centymetry od śmierci po ataku psa
Pani Joanna sama musiała dojechać do szpitala, po tym jak zaatakował oraz pogryzł ją pies.
W sobotę (17 grudnia), mieszkająca w Bieżycach pani Joanna wracała ze sklepu. Towarzyszył jej piesek rasy shih tzu. Była już prawie w domu, kiedy zauważyła biegającego po ulicy wielkiego psa sąsiadów.
- Stałam na chodniku, chwyciłam naszego pieska, odwróciłam się w stronę domu i wtedy pies mnie zaatakował - opowiada pani Joanna.
Jej małżonek, pan Tomasz przyznaje, że jego żona ledwo uszła z życiem. - Niewiele brakowało. Sąsiad szybko przybiegł i odciągnął psa. Można powiedzieć, że uratował jej życie - opowiada mieszkaniec Bieżyc.
Bardziej irytuje go późniejsza sytuacja. - Zadzwoniliśmy na pogotowie. Dyspozytorka powiedziała, że lepiej będzie jak sami zawieziemy żonę do szpitala, ponieważ na karetkę musielibyśmy czekać naprawdę długo. Syn zawiózł moją małżonkę do Lubska, stamtąd karetka przewiozła ją do szpitala w Żarach - opisuje pan Tomasz.
Podkreśla jednak, że na terenie powiatu krośnieńskiego nie ma odpowiedniego zabezpieczenia. - Nie dość, że do szpitala daleko, odkąd ten w Krośnie przestał funkcjonować, to jeszcze brakuje karetek - komentuje.
- Lekarz powiedział, że gdyby pies ugryzł 2 cm w bok, to trafiłby w tętnicę. Wtedy nie zdążylibyśmy do szpitala i przed świętami musielibyśmy szykować się na pogrzeb - dodaje.
Czytaj więcej 23 maja w papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej" oraz w serwisie plus.gazetalubuska.pl
Przeczytaj też: Jeden dzień i 34 wykroczenia [ZDJĘCIA]