Kobieta chce być piękna bez względu na wiek i rozmiar. Rozmowa z białostocką projektantką mody, Barbarą Piekut
Bawię się modą. Modelki, z którymi pracuję, mają od 20 do ponad... 60 lat i prezentują różne typy sylwetek- mówi Barbara Piekut, białostocka projektantka mody, twórczyni i właścicielka marki MO.YA fashion.
Ludzie w mieście mówią, że pani coś przygotowuje, że pracuje, a właściwie że już kończy pracować nad czymś nowym. Dobrze mówią czy to zwykłe plotki?
(śmiech) Obecnie kończę przygotowywać swoją nową kolekcję „Noir”, którą zaprezentuję 25 marca w Operze i Filharmonii Podlaskiej w ramach wydarzenia „Łączy nas Podlasie, naturalnie!”. Teraz zaś (rozmawiamy w sobotę 19 lutego) jesteśmy na planie sesji zdjęciowej, która jest zapowiedzią nowej kolekcji, jak zwykle u mnie – bardzo kobiecej i sensualnej. Nasza dzisiejsza sesja zdjęciowa wyszła spontanicznie, ponieważ powodem, dla którego tu dziś jestem, są zajęcia w ramach kursu „Artystycznego Projektowania Ubioru” (realizowanego przez Dom Kultury Śródmieście w Białymstoku). Jestem jednym z wykładowców i jestem ogromnie szczęśliwa, że – w ramach tych warsztatów – mogę się dzielić swoją pasją. Chcę podkreślić, że na sesji są też z nami przedstawicielki Stowarzyszenia 100-lecie Kobiet, które to użyczyło nam – na potrzeby zdjęć – swoją piękną siedzibę.
Czytaj również:
[polecane]22527577[/polecane]
To jaka będzie ta pani nowa kolekcja?
W nowej kolekcji „Noir” - jak sama nazwa wskazuje – prym będą wiodły nieco mocniejsze kolory: czarny i chaber, w odróżnieniu od kolekcji „Sleepwalking”, która była pastelowa (przygotowywana specjalnie na pokaz w Rzymie). Tym razem poszłam w zupełnie innym kierunku, trochę bawię się modą. Modelki z którymi mam okazję pracować, mają od 20 do ponad 60 lat i prezentują różne typy sylwetek. Poza wicemiss Polski i finalistkami regionalnego konkursu miss do zdjęć pozowała również dyrektorka Galerii im. Slędzińskich Jolanta Szczygieł-Rogowska i piękna Ula Wierzbicka. Powinnyśmy się cieszyć kobiecością, a ja lubię pokazywać różne jej odsłony.
Bo świat składa się nie tylko z – mówiąc może trochę złośliwie – kobiet o sylwetkach „wieszaków” na ubrania, a większość pań to normalne kobiety w normalnych rozmiarach?
Nie chodzi mi o pokazywanie wyłącznie idealnych sylwetek, na których wszystko dobrze leży. Kobieta potrzebuje czuć się piękna bez względu na to, jaki rozmiar nosi i ile ma lat. Bardzo ważne jest, żeby starać się tę naszą kobiecość – chociaż zmieniamy się na przestrzeni lat – odkrywać i celebrować. Bo to jest coś, co nas wyróżnia i czym powinnyśmy się cieszyć. Od kilku już lat dbam o to, by na moich pokazach było tyle samo modelek w rozmiarach 38-44/46 i modelek dojrzalszych, co klasycznych modelek wybiegowych. Chcę pokazywać różnorodność kobiecości, która nie jest definiowana przez pryzmat wieku czy rozmiaru. Również w mojej najnowszej kolekcji będą więc rozmiary mniejsze i większe oraz modelki nie tylko dwudziestoletnie. Jeszcze wszystkiego nie mogę zdradzać, ale cieszę się, że po tak długim okresie wymuszonym pandemią w Białymstoku znów odbywają się pokazy mody. Zawsze miło jest zaprezentować swoją twórczość na świecie, ale jeszcze lepiej jest zorganizować coś w miejscu, w którym się tworzy na co dzień.
Dlaczego „Łączy nas Podlasie”?
W ubiegłym roku podjęłam się zlecenia zrobienia trzech sukni z papieru. Był to szalenie żmudny i wymagający proces, uczący cierpliwości i pokory. Papier nie jest łatwym surowcem, więc było to dla mnie ogromne wyzwanie. Suknie powstały na potrzeby sesji zdjęciowej do kalendarza firmy produkującej opakowania z papieru. Ekipa realizująca ten projekt w całości pochodzi z Podlasia, stąd pomysł na hasło „Łączy nas Podlasie, naturalnie!”. To bardzo ważne, by promować region, w którym się tworzy, dlatego tak bardzo się cieszę, że biorę udział w tym projekcie, który swój finał będzie miał w Operze. Poza moim pokazem mody w programie jest też wernisaż zdjęć z realizacji naszej sesji, autorstwa Michała Obryckiego, koncert The Consonance Trio oraz prezentacja papierowych suknie i biżuterii.
Czytaj również:
[polecane]21958485[/polecane]
Na wybiegach ciągle dominują modelki idealne, które pani nazywa klasycznymi modelkami wybiegowymi. W pani kolekcjach tak nie jest. Można powiedzieć, że idzie pani trochę pod prąd?
Mam nadzieję, że coraz większa jest nasza świadomość w kwestiach mody, zarówno ta ekologiczna, jak i dotycząca „body positive”. Mnie zależy na tym, żeby propagować normalność i piękno różnorodności. Zauważyłam, że na światowych wybiegach mody coraz silniejsza jest tendencja, by nie pokazywać jedynie idealnych sylwetek. A czy idę pod prąd? Wydaje mi się, że już coraz mniej. Jest bowiem wielu projektantów i wiele marek odzieżowych, które pokazują, że możemy się pięknie od siebie różnić. I to jest wartościowe.
Pani klientki to też zapewne osoby w różnym wieku i o różnych figurach?
Moje klientki to w większości normalne, fantastyczne kobiety: matki, babcie, córki, siostry, które szukają u mnie sukni na wyjątkową okazję lub po prostu cenią sobie kunszt szycia na miarę. Zauważyłam też, że im więcej pokazuję tej normalności na wybiegach, tym większe jest zainteresowanie klientek, które dostrzegają w moich projektach swój typ sylwetki. Kobiety nabierają śmiałości, by pójść do projektanta, otworzyć się przed nim i powiedzieć, co w sobie lubią, a czego nie lubią. Ale te wszystkie rozmowy zawsze sprowadzają się do tego, że po prostu chcą czuć się piękne. I to jest moja misja.
Kiedy rozmawia pani z klientką, to są to chyba rozmowy dość intymnie, bo nie każdy chce się głośno przyznawać do niedoskonałości swojej sylwetki.
Mówię moim klientkom, że nigdy nie dopasowujemy sylwetki do sukienki, tylko odwrotnie – to sukienkę dopasowujemy do nas. Bo to my mamy być piękne w tej sukience, a nie sukienka ma być piękna sama w sobie. Ja chcę dodawać kobietom blasku i pewności siebie. Nie ma sensu się zmieniać tylko dlatego, że nie wpasowujemy się w powszechne kanony piękna. Nie musimy być idealne, choć żyjemy w czasach, w których społeczeństwo jest bardzo mocno nastawione na wizerunek i na to, co dzieje się w social mediach.
No tak, ale jeśli w tych internetach są te wszystkie photoshopy, filtry czy inne nakładki, to grzech z nich nie skorzystać. A przy okazji dobić ulubioną koleżaneczkę. To, że twarz ze zdjęcia i ta spotkana na ulicy nie są kompatybilne, wydaje się nie mieć znaczenia.
Filtry powinny być zakazane! Dorastająca dziewczynka, która kiedyś będzie kobietą, parząc na takie wyretuszowane zdjęcie z idealnymi filtrami porównuje je do siebie i jedyne, co zaczyna w sobie widzieć, to wady. Sami robimy sobie tym krzywdę, żyjąc w czasach kultu ciała, gdzie wszystko, co nie jest perfekcyjne jest złe. Mnie zależy na tym, by pokazać piękno kobiecości w różnych odsłonach, w różnej formie.
To, co się dzieje w social mediach wpędza wiele kobiet w kompleksy.
Tak. Wpędza w kompleksy, bo pozbawia poczucia własnej wartości. Kiedyś kilkukrotnie prowadziłam warsztaty w szkołach i w jednej z nich rozmawiałam z dziewczynkami o tym, kim chciałyby być. Pytałam gdzie widzą siebie za kilka lat. Zakomunikowały mi, że w większości chciałyby być... youtuberami, influencerkami, modelkami. I to jest prawdziwa konfrontacja z tym, jaki dajemy przykład kolejnemu pokoleniu, jakie wartości przekazujemy młodym ludziom i na ile będą kopiować nasze podejście do pojęcia „bodyshamingu”.
Pracuje pani tylko z kobietami czy też jakbym przyszedł i powiedział: Pani Basiu, potrzebuję czegoś ekstra, więc niech mnie pani ubierze tak, żeby wszyscy pękali z zazdrości.
(śmiech) Pracuję tylko z kobietami. Zdarzyło mi się raz robić garniturek do chrztu, ale to było przy okazji, bo ubieraliśmy też mamę. Z kobietami pracuję już od dziesięciu lat i moje klientki są dla mnie nieustającym źródłem inspiracji. Są piękne, wspaniałe, a ja uwielbiam ten błysk w ich oczach, kiedy odbierają wymarzoną suknię.