Kobieta pobita na śmierć. Policja zatrzymała męża
Do rodzinnej tragedii doszło w niedzielę wieczorem we wsi Studzianki koło Wasilkowa. W tej rodzinie często był alkohol i przemoc domowa. Ale nikt na to nie reagował
- To się wydarzyło po kłótni rodzinnej, niepierwszej niestety - wzdycha pani Mirosława, mieszkanka Studzianek.
Rozmawiamy przy zielonej, rdzewiejącej bramie. Parterowy, otynkowany na żółto dom. Z tyłu traktor, budynek gospodarczy. Przejmującą ciszę przerywa szczekanie psa. To tutaj w niedzielę wieczorem rozegrał się dramat.
- Znaleziono zwłoki 43-letniej kobiety w Studziankach - poinformowała mł. asp. Edyta Wilczyńska z podlaskiej policji.
We wtorek na wniosek prokuratury przeprowadzono sekcję zwłok kobiety. Ma ona pomóc w ustaleniu przyczyn śmierci mieszkanki Studzianek. - Bezsprzecznym jest, że kobieta została brutalnie pobita. Bezpośrednią przyczyną śmierci był wstrząs krwotoczny spowodowany rozległym urazem twarzoczaszki i klatki piersiowej - wyjaśnia Katarzyna Pietrzycka, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej w Białymstoku.
Mąż kobiety został zatrzymany w poniedziałek wieczorem. Przebywa w policyjnej izbie zatrzymań. - O tym czy będzie tymczasowo aresztowany, zdecyduje sąd - dodaje prokurator Pietrzycka.
Wiadomo, że w rodzinie był problem z alkoholem. Pił mąż. A jakieś pół roku temu do kieliszka coraz częściej zaczęła zaglądać również jego żona.
- Co w nią wstąpiło, że zaczęła z nim pić ? Nie wiem - zastanawia się Irena Gawryluk, inna mieszkanka wsi.
- Ta pani miała jakieś problemy zdrowotne, została bez pracy i zaczęło się tam dziać źle - opowiada pani Mirosława.
- On, gdzie poszedł do pracy, to za pijaństwo go wyrzucali - dodaje pani Irena.
W domu zamordowanej często dochodziło do awantur. - Tam co tydzień była policja. Wcześniej czy później musiało dojść do tragedii - twierdzi spotykany przy wiejskim sklepie mężczyzna.
Małżeństwo miało trzy córki. Dwie starsze, dorosłe, wyprowadziły się już z domu. Najmłodsza dziewczynka ma 10 lat. - Pod koniec roku szkolnego wszczęliśmy procedurę, by założyć tej rodzinie Niebieską Kartę. Ale nie zdążyliśmy - żałuje nauczycielka ze Szkoły Podstawowej w Studziankach, która prosi o anonimowość. Uczyła najmłodszą Julię.
Udało nam się skontaktować z jedną ze starszych córek. Pracuje w jednym ze sklepów spożywczych w Wasilkowie. To z nią mieszka najmłodsza siostra. - Nie mam siły rozmawiać. Z domu wyprowadziłam się jak miałam 18 lat, nie chciałam tam być - mówi 20-letnia Dorota. I dodaje - Byłyśmy same. Mogłyśmy liczyć tylko na siebie.
Irena Godlewska, kierowniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wasilkowie powiedziała nam, że rodzina nie była pod opieką jej ośrodka. - Jeśli ktoś do nas się nie zgłasza, to nie jesteśmy w stanie go odwiedzać - mówi. I nie chce więcej rozmawiać na ten temat. - Proszę na siłę nie szukać sensacji - ucina wszelkie pytania.