Kobiety w branży pogrzebowej: wychodzą z cienia, zostają prezeskami
Kinga Ziółkowska ma 29 lat i od pół roku jest prezeską firmy pogrzebowej Uskom w Toruniu. Branżę zna od dziecka, bo pracował w niej jej ojciec. Zna też gorycz żałoby, bo ojciec zmarł. Starsze pokolenie kobiet z branży trzyma za nią kciuki i przyznaje: dawniej taki scenariusz byłby sensacją.
Zobacz wideo: Kryzys wieku średniego. Skąd się bierze i czy dotyka wszystkich?
Taka młoda i już prezeska? Do tego w branży pogrzebowej, stereotypowo uznawanej za typowo męską? Od tych pytań Kinga Ziółkowska nie ucieka. Tak, jest młoda, ale ma doświadczenie i kwalifikacje. A branża funeralna, choć z pewnością nie jest zwykłym biznesem, to dobre miejsce dla zorganizowanej, kreatywnej, ale i bardzo empatycznej osoby.
Historia Kingi Ziółkowskiej, 29-letniej pani prezes
Śmierć, obrzędy, pochówek - to w domu Kingi Ziółkowskiej nigdy nie były tematy tabu. Towarzyszyły jej od dziecka. Nie mogło być inaczej, skoro dziadek z ojcem "administrowali" cmentarzem w jej rodzinnej miejscowości. Zaczęli się tym zajmować w latach 80. kiedy Kingi nie było jeszcze na świecie.
- Celowo używam cudzysłowia, bo administrowanie cmentarzem oznaczało wtedy w małej miejscowości po prostu kopanie grobów - mówi Kinga. - W roku 2010 tata założył firmę "Adventus. Jan Ziółkowski". To już był profesjonalny biznes, oferujący nie tylko kopanie grobów, ale budowanie grobowców, ekshumację, a później też kamieniarstwo.
Kinga dorastała i pomagała ojcu. Księgowość, kadry, przygotowywanie się do przetargów - tego się uczyła i w tym była coraz sprawniejsza. Czuła się na swoim miejscu. Postanowiła jednak pracować w większym mieście. Tak w 2012 roku trafiła do biura obsługi klienta na Cmentarzu Komunalnym w Toruniu. Tutaj zdobywała kolejne doświadczenia w branży.
Dramatycznym, ale i przełomowym momentem w jej życiu był rok 2018. Wtedy na zawał zmarł ojciec. Miał zaledwie 45 lat. Ona zdążyła skończyć 25 lat. - Pamiętam, jak przed pogrzebem stałam nad pustym grobem. "Boże. Tyle osób pochowałeś, tyle pogrzebów przygotowałeś z najwyższą starannością, a teraz sam się tutaj znajdziesz" - myślałam - wspomina Kinga Ziółkowska.
To był dla niej trudny czas. Musiała zmierzyć ze stratą ojca, ale i wszystkimi tego prawnymi następstwami. Tata zmarł nagle, nie ustanowiwszy wcześniej zarządu sukcesyjnego firmy. Firma automatycznie przestała istnieć w sensie formalnym, a wszelkie zobowiązania i należności weszły do tzw. masy spadkowej. - Musiałam pozamykać wszystkie sprawy taty: i jako bliskiego człowieka, który odszedł, i jako przedsiębiorcy. Dałam radę, choć wiedzę czerpałam głównie z Internetu i dobrych rad znajomych - mówi.
Sama żałoba skłoniła ją natomiast do poszukiwań ścieżek oswajania straty. Stąd też jej zainteresowanie nową profesją w Polsce - towarzysza w żałobie. Skończyła certyfikowane kursy, dalej się uczy. Usługę psychicznego wsparcia w żałobie oferować będzie już w "Uskomie" - firmie pogrzebowej w Toruniu, w której pracowała przy obsłudze klienta, a której udziały wykupiła. Od stycznia 2021 roku jest jej prezeską.
- W lipcu chcę otworzyć fundację. Będzie ona pomagała osobom po stracie, w różnych aspektach: tak psychologicznych, jak i prawnych. Na własnej skórze przekonałam się, że takie kompleksowe wsparcie jest na wagę złota. Jako przedsiębiorca pogrzebowy natomiast chcę działalność funeralna prowadzić z najwyższą starannością. Tak, jak zostałam nauczona. Innej pracy sobie nie wyobrażam - kończy Kinga Ziółkowska.
Historia Bożeny Korzybskiej: 33 lata biznesu z mężem
- Mieliśmy z mężem role podzielone. W praktyce jednak bywało, że robiłam prawie wszystko. Przenosiłam trumny (w zakładzie), kaligrafowałam "gotykiem" słowa pożegnania na szarfach, przyjmowałam dostawy kwiatów. Można więc spokojnie powiedzieć, że prace fizyczne przez te trzy dekady też wykonywałam. Szczególnie początki naszej działalności były intensywne. To były przecież lata osiemdziesiąte - wspomina Bożena Korzybska.
"Cultus. Korzybscy" - to jeden z najbardziej znanych zakładów pogrzebowych w Toruniu. I pierwsza prywatna firmy z tej branży, która zaczęła świadczyć kompleksowe usługi. Małżonkowie Bożena i Jan Korzybscy otworzyli ja w 1988 roku. Początkowo biuro mieściło się w prywatnym mieszkaniu, przy ul. Królowej Jadwigi 5 na starówce. Dopiero rok 1997 oznaczał przeprowadzkę do lokalu w zabytkowej kamienicy przy ul. Browarnej, gdzie zresztą do dziś jest główna siedziba zakładu.
Jakie były początki? Na ich wspomnienie samej pani Bożenie trudno dziś uwierzyć, że "dała radę". - Obsługa klienta, księgowość, sprawy kadrowe, florystyka, dokumenty, nekrologi - to były moje obowiązki. Mąż wziął na siebie realizację usług pogrzebowych, transport, najcięższe prace fizyczne. Przypomnę, że był to czas bez komórek i z problemami w połączeniach z telefonów stacjonarnych. Pamiętam, jak moich małych synków (mieli 2 i 5 lat) pilnowali w biurze klienci, a ja biegałam na Rynek Nowomiejski do budki telefonicznej - wspomina torunianka.
Kolejne lata oznaczały ciężką pracę, ale i podglądanie innych, wprowadzanie nowinek i rozszerzanie zakresu usług, zatrudnianie ludzi, inwestowanie w samochody (limuzyny, karawany), urządzenia. Wreszcie - otwarcie Domu Pogrzebowego w zabytkowym forcie i kolejnych oddziałów "Cultusa".
- Przez te lata poznaliśmy z mężem wiele małżeństw, wspólnie prowadzących podobne firmy. Gdańsk, Gdynia, Koszalin, Rumia... Znamy się w branży. Model wspólnego prowadzenia takiego przedsiębiorstwa sprawdzał się i sprawdza nadal. My z mężem interes przekazaliśmy już do prowadzenia młodszemu synowi i synowej. Ja już tylko odbieram telefony, doglądam i wspieram - mówi pani Bożena.
O młodej prezesce z "Uskomu" Bożena Korzybska i inne kobiety z branży już słyszały. Dobrze jej życzą, kibicują. Nie kryją jednak, że w czasach, gdy one startowały w branży, podobny scenariusz - 29-letniej prezeski - byłby sensacją.
Od florystek po tanatokosmetolożki
Kobiety w branży funeralnej były od zawsze. Dziś jest ich jeszcze więcej, bo sprawdzają się w nowych profesjach. Tych, które dotyczą pośmiertnej kosmetyki (tanatokosmetolożki) czy profesjonalnego wsparcia osób żegnających najbliższych (towarzyszki w żałobie). Tradycyjnie natomiast - tak to można ująć - kobiety sprawdzają na polu obsługi klienta, w księgowości, kadrach, marketingu, florystyce. W mniejszych zakładach pogrzebowych nierzadko biorą na siebie większość tych ról.
Polki nie mają też najmniejszych problemów z tym, by stawiać czoło branżowym wyzwaniom. Przykładem Agata Guranowska, prowadząca spopielarnię zwłok "Fenix" w Nowej Chełmży niedaleko Torunia. Szczególnie w pandemii ta gałąź funeralnego biznesu okazała się ważna (pochowki osób zmarłych po zakażeniu koronawirusem). Ta przedsiębiorczyni stawiana jest w regionie za wzór pracowitości i zaangażowania. A działa na rynku, na którym - podkreślmy - konkurencja bywa momentami naprawdę twarda.
Wszystkie panie, z którymi rozmawiamy, podkreślają jedno: to nie jest zwykły biznes. Klientem zakładu pogrzebowego bywa przecież nie tylko pogrążony w żałobie mąż w wieku emerytalnym, ale i np. młodziutka żona zmarłego w wypadku kierowcy czy dzieci pielęgniarki, która zmarła na covid. Tutaj łzy i rozpacz bywają tak ogromne, że uniesienie ich bywa wyzwaniem nawet po latach pracy w zakładzie pogrzebowym. Trzeba jednak im podołać, skoro zadaniem jest staranne, fachowe i godne zorganizowanie pochówku.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień