- Moja emerytura jest o około 40 proc. niższa przez pułapkę prawną, w którą wpadł nasz rocznik - szacuje Teresa Szachulska, włocławianka, urodzona w 1953 roku.
W 2008 roku, po 30 latach pracy dostałam tylko 860 zł. Teraz, po waloryzacjach, mam 1200 zł. To jest głodowa emerytura - emerytka nie kryje rozgoryczenia. Jest z ostatniego rocznika, który mógł przejść na wcześniejszą emeryturę na starych zasadach, czyli po ukończeniu 55 lat (w przypadku kobiet) i udowodnieniu 30 lat stażowych.
- Gdy skończyłyśmy 60 lat i chcemy przejść z wcześniejszej emerytury na zwykłą, dostajemy po kieszeni. Tracę około 500 złotych miesięcznie z mojej docelowej emerytury przez przepisy, które w 2012 roku uchwaliło PO-PSL. Piszę wszędzie o naprawienie tej krzywdy: do premierów, ministra pracy, posłów, prezydenta, ale nikt się nie kwapi. Odpowiedzi wymijające, wskazują na brak środków w budżecie.
Mówiąc o „docelowej emeryturze” Teresa Szachulska ma na myśli tę po ukończeniu powszechnego wieku emerytalnego, czyli 60 lat. Jej nieco starsze koleżanki skorzystały finansowo na przejściu z emerytury wcześniejszej na zwykłą. Kobiety z rocznika 1953 zostały już objęte innymi, niekorzystnymi przepisami, które zaczęły obowiązywać od 2013 roku.
Z czego wynika poczucie krzywdy kobiet z rocznika ‘53? Wyjaśniamy w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień