Kogut o wielu twarzach. Studium upadku
Stanisław Kogut, były senator PiS, najpotężniejszy polityk na Sądecczyźnie - został tymczasowo aresztowany w związku z zarzutami korupcyjnymi. Zza krat przekazuje: jestem niewinny.
Polityczny Światowid. Człowiek o wielu twarzach. Spełniał główną cechę, którą powinien mieć każdy mąż stanu: był do bólu wyrazisty i wzbudzał skrajne emocje.
- To typ lidera, człowiek z charyzmą. A przy tym książkowy populista i wiecowiec. Z tym swoim populizmem czuje się jak ryba w wodzie - twierdzi były sądecki poseł i minister skarbu, Andrzej Czerwiński (PO).
Inaczej postrzega Koguta były wiceprezydent Nowego Sącza, Stanisław Kaim (SLD): - To w rzeczywistości człowiek nieskomplikowany, ma taki prosty styl myślenia - twierdzi.
Początki
Stanisław Kogut urodził się 66 temu w Białej Niżnej. W pobliskim Grybowie ukończył studium mechaniczne i podjął pracę na kolei. Był naczelnikiem stacji naprawy wagonów w Stróżach.
Po 1989 roku zaczyna angażować się w działalność społeczną i polityczną. Zapisuje się do „Solidarności”, zostaje grybowskim radnym. Pnie się po kolejnych szczeblach władzy. Zasiada w sejmiku województwa małopolskiego, jest nawet jego wiceprzewodniczącym. Jego kariera nabiera rozpędu w 1997 roku, gdy zostaje krajowym szefem kolejowej „Solidarności”.
Szybko piął się po szczeblach kariery. Miał charyzmę i wzbudzał skrajne emocje. Urodzony przywódca
Bat na prezesów
Stanisław Kogut w tej roli siał popłoch wśród prezesów central kolejowych. W Warszawie mawiano, że jednym telefonem może sprawić, że staną pociągi w całym kraju. Upominał się o wyższe pensje dla maszynistów, konduktorów, pracowników WARS-u.
- Kogut nie tyle prosił, co wprost żądał i wymuszał na zarządzie podniesienie płac. Był w tym bardzo uciążliwy. A prezesi? Stali skuleni i kiwali głowami - wspomina Czerwiński.
W Warszawie najbardziej lubił się spotkać w nieistniejącej restauracji Mała Serbia przy ul. Emilii Plater. Przytulny lokalik z dość smaczną kuchnią w dobrych cenach znajdował się na tyłach hotelu Mariott, nieopodal pigalaka. Kogut miał tam swój stolik. Typem birbanta jednak nie był. Był natomiast zadeklarowanym abstynentem i tępił w swoim otoczeniu palaczy.
Jak kiedyś opowiadał, owa wstrzemięźliwość od używek była pokłosiem ślubu złożonego na intencję wyzdrowienia kogoś bliskiego.
W oświadczeniach senatorskich kilkakrotnie upominał się też o pomoc dla wdów czy sierot po kolejarzach. - Typowy związkowiec, z którym bardzo się liczono. Potrafił załatwić to, co chciał. Do bólu skuteczny - dodaje Czerwiński.
Czy w tak zwanych dobrowolnych datkach ze strony firm kolejowych „na Ojca Pio”, jak mawiał Kogut o swojej fundacji, kryło się drugie dno? Więcej na ten temat pewnie dowiemy się po procesie.
- Kogut uznawał, że jak ktoś płaci, to jest okej. Z tym wyłudzaniem pieniędzy, to mocno przesadzał. To było bezczelne. A biorąc pod uwagę, że Kogut to prostolinijny i w sumie naiwny człowiek, mógł przypuszczać, że wszystko idzie na fundację, a nie do czyjejś kieszeni - dorzuca Stanisław Kaim.
Poznaliśmy się na boiskach. Ja byłem w Sandecji, Staszek - w Kolejarzu. Już wtedy mocno się ścieraliśmy
W dużej polityce
Kogut do parlamentu dostaje się za trzecim razem, w 2005 roku. Wyborców „podrywał” na hasło: Inni mówią, a ja robię.
Wchodząc w październiku do pomieszczeń „izby refleksji”, od razu zwraca na siebie uwagę dziennikarzy. Wyróżnia się strojem. Na zaprzysiężenie zakłada mundur kolejarski.
W wyborach 2007 roku zdobywa rekordowe poparcie w wyborach. Głosuje na niego prawie 163 tysięcy mieszkańców Sądecczyzny. Przez kilka dni spekuluje się w kuluarach sejmowych, Kogut ma otrzymać jedną z najważniejszych komisji w Senacie, którą zajmuje się gospodarką narodową. Ostatecznie ląduje na fotelu jej wiceszefa. Na dokładkę bierze sobie Komisję Rodziny i Polityki Społecznej.
Jego znakiem rozpoznawczym w Senacie była pobożność. Ostro występował w obronie Kościoła. Słynne było jego oświadczenie i protest skierowane do ministra sprawiedliwości w sprawie umorzenia śledztwa dotyczącego obrażenia uczuć religijnych przez zniekształcenie wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej i Dzieciątka Jezus w miesięczniku „Machina” portretem znanej piosenkarki pop.
Protestował też przeciw pomysłowi zdjęcia krzyża w sali plenarnej Senatu, wnioskował o przywrócenie na wizję programów publicystyczno-kościelnych dla dzieci i młodzieży.
Uważał, że w Unii Europejskiej bardzo duże wpływy ma masoneria, która walczy z Bogiem i Kościołem.
Bardziej papieski niż papież
Był pupilem Radia Maryja i Telewizji Trwam oraz częstym gościem w tych stacjach. Tam pokazywał zupełnie inne oblicze niż na wiecach.
Był łagodny jak baranek.
- Ta nienawiść, nienawiść, nienawiść. No, Polak do Polaka nie może zionąć taką nienawiścią - ubolewał w „Rozmowach niedokończonych”.
W mentorski ton uderzał na senackim korytarzu, udzielając wypowiedzi reporterowi stacji o. Tadeusza Rydzyka. - Każdy parlamentarzysta powinien być ponad wszelkimi podziałami - zaczął. - Jeżeli my będziemy do takich sytuacji dopuszczać, to jaki przykład będzie miała młodzież. Żaden - przemawiał.
Koledzy z PiS zazdrościli mu, że telefon od niego odbiera Tadeusz Rydzyk.
- Gadał jak proboszcz - wspomina Czerwiński. - Jak strzelił mowę na odpuście, to przykrył wystąpienie biskupa. Mnie kazał kiedyś iść na kolanach do Lourdes za to, co podobno zrobiłem ze Strażą Graniczną w Sączu - mówi Czerwiński.
Kogut to wielki czciciel św. Jana Pawła II. W 2011 roku zorganizował kolejowy wyjazd na jego beatyfikację. W drodze powrotnej pasażerowie przeżyli chwile grozy, gdy - na skutek zatarcia się klocków hamulcowych - spod jednego z wagonów wystrzelił snop iskier, który spalił trawę na odcinku 3 km.
Jak twierdzi Kogut, to dzięki Boskiej interwencji cudem przeżył zamach w Barcelonie w sierpniu 2017 roku. Był tam z żoną i wnukiem. Gdy zamachowiec wjechał w tłum ludzi, udało im się schronić w sklepie.
Po tym wydarzeniu zawierzył swoje życie Matce Bożej.
Co w sercu, to na języku
W 2012 roku w internecie furorę robił filmik, zatytułowany „Senator Kogut i jego obłuda”. Nakręcili go kibice GKS Katowice. Obraz zaczynał się fragmentem obrad Senatu i wypowiedzią polityka ze Stróż.
- Ja jako katolik mam przykazanie miłości. Nie zionę do nikogo nienawiścią. Nie chcę nikogo obrazić - deklarował.
Na kolejnych scenach widzimy rozjuszonego Koguta i wiązankę puszczoną pod adresem arbitrów:- Sędzia, ty dziadygo! Co ty, szmaciarzu dajesz?! Ty kretynie, do budy wejdź! Gów… się na piłce znasz! Idiota! Przyjechali chamy! Idźżesz, ty matole! Ty mongole! Ale wyście gnoje warszawskie! - gotował się na kolejne decyzje sędziego podczas meczu swojego „Kolejarza” Stróże.
Soczysty monolog Kogut wygłosił w Wielki Piątek. A prosto ze stadionu miał iść na nabożeństwo. Warto pamiętać, że „Kolejarz” grał wówczas w I lidze, a Stanisławowi Kogutowi śniła się nawet Ekstraklasa.
Bo, warto podkreślić, futbol to kolejna życiowa pasja Stanisława Koguta. - Właściwie to tak się poznaliśmy. Ja byłem obrońcą w „Sandecji”, a Staszek napastnikiem w „Kolejarzu”. Już wtedy na boisku kilka razy dość mocno się ścieraliśmy - wspomina Andrzej Czerwiński.
Dziś piłkarze ze Stróż biegają w sądeckiej „okręgówce”. Ale za to w prokuraturze zajmują się wątkiem „Stróże-Areny”. Według śledczych Stanisław Kogut miał przyjąć łapówkę o wartości 170 tys. zł. Było to kruszywo budowlane, które były senator PiS-u wykorzystał do budowy boiska w Stróżach a także oświetlenie dla stadionu w tej miejscowości.
Przy wspomnianym monologu, wygłoszonym pod adresem arbitrów, zgoła niewinnie wygląda „polityczny język miłości” Koguta wobec adwersarzy. Arkadiusz Mularczyk - gdy z PiS przeszedł do Solidarnej Polski - dowiedział się, że jest „zdrajcą” i „mułem”, zaś Andrzej Czerwiński podczas debaty na antenie diecezjalnego radia w Tarnowie usłyszał od senatora wyznanie wypowiedziane płynną gwarą góralską: Andrzej, ty pieprzysz jak pierwszy sekretarz.
Oczko w głowie senatora
Fundację Pomocy Osobom Niepełnosprawnym Stanisław Kogut założył w 1998 roku. Pierwszym budynkiem było Centrum Szkoleniowo-Rehabilitacyjne, które znajduje przy głównej drodze w Stróżach. Centrum to właściwie luksusowy hotel: basen, sauna, centrum odnowy. Pokoje w większości dwuosobowe. Z oferty ośrodka korzystali nie tylko niepełnosprawni. Kilka razy na zgrupowania przyjeżdżała tu ekstraklasowa drużyna piłkarska „Korona” Kielce.
Senator gości przyjmował w małym salonikuobok recepcji. Szafy w pokoiku były wypełnione statuetkami i medalami, a ściany nie mieściły dyplomów z podziękowaniami. Wszyscy byli podejmowani kawą i ciastem. Na zakończenie każdy dostawał osobliwy prezent. - Metrowej wysokości koguty - wspomina jeden dziennikarz. - Z kolegą robiliśmy wywiad z senatorem. Po drodze zatrzymała nas policja. Mało nie padli ze śmiechu, jak zobaczyli na tylnym siedzeniu ten drób, który przypięliśmy pasami - śmieje się.
Dziś Fundacja to wielki kompleks budynków: hipoterapia, w której swojego wierzchowca trzymał i użyczał minister skarbu w rządzie Donalda Tuska, Aleksander Grad (PO), Warsztaty Terapii Zajęciowej, hospicjum, ośrodek leczący ludzi chorych na SM. W budowie Narodowe Centrum Autyzmu.
- Odwiedziłem kiedyś ten ośrodek, bo kombinowaliśmy coś z jego hipoterapią i naszą tarnowską stadniną w Klikowej - mówi Krzysztof Janik (SLD), były szef MSWiA i minister w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. - Powiem, że dwa razy z wrażenia szczęka mi opadła. Pierwszy, gdy zobaczyłem rozmach przedsięwzięcia, a drugi, kiedy zobaczyłem listę darczyńców. Firmy i spółki od lewa do prawa. Był nawet baner PKS-u z Tarnowa, choć ten już dawno splajtował. Kogut miał tę zaletę, że potrafił z każdym trzymać - mówi Janik.
Kogut, jako szef kolejowej Solidarności, siał popłoch. W Warszawie mawiano, że może zatrzymać pociągi w całym kraju
Już wtedy szeptano, że Kogut ma dość nieszablonowe podejście w pozyskiwaniu sponsorów i wydatkowanie zdobytych przez fundację pieniędzy, w której zatrudniona była niemal cała rodzina założyciela. W Warszawie mawiano o Kogucie, że to „Święty gangster”.
- Kogut, bez obrazy, przypomina mi gościa rodem z PRL, który wszędzie potrafi trafić i wszystko załatwić - uzupełnia Janik.
Pierwsze czarne chmury nad fundacją zaczęły zbierać się już dekadę temu. W Stróżach coraz częściej zaczęli pojawiać się kontrolerzy. W końcu senator się rozsierdził i w lipcu 2011 roku wysmażył sążniste oświadczenie do marszałka Bogdana Borusewicza. Napięcie budował stopniowo: „Jestem założycielem fundacji w dalekich od Warszawy małopolskich Stróżach” - rozpoczął. Później opisał pokrótce jej działalność i wyznał, że zdaje sobie sprawę, iż jako senator musi być czysty jak łza, więc pokornie poddaje się kontrolom. Za chwilę przeszedł jednak do ataku. „To, co działo się w Stróżach w końcu 2010 i w bieżącym roku przekroczyło wszelką miarę. (…) W fundacji gościliśmy już kilkanaście różnych kontroli, znaczna część pracowników zamiast z niepełnosprawnymi zajmuje się kontrolującymi, którzy po kilka razy kontrolują to samo. Nie jest to już sprawdzanie prawidłowości zarządzania fundacją, lecz badanie wytrzymałości tej organizację na kontrolowanie. (…) Niech kontrolują, ile trzeba, ale, na miły Bóg, nie siedem czy dwadzieścia razy częściej”.
Odpowiedź marszałka Borusewicza była krótka. Poprosił senatora, by wskazał, o jakie kontrole chodzi, bo inaczej jego oświadczenie potraktuje jako demonstrację polityczną.
W końcu interesy senatora zaczęto komentować w siedzibie PiS na Nowogrodzkiej. Przez pewien czas Kogut był zawieszony w prawach członka partii. Później wrócił do łask i w 2011 roku, po odejściu Arkadiusza Mularczyka, przejął kierowanie sądeckimi strukturami PiS.
Pierwsze przesilenie
Pod koniec października 2016 roku Jarosław Kaczyński jednym pociągnięciem pióra odwołał z funkcji szefa okręgu sądeckiego Koguta i powołał na na jego miejsce posła Wiesława Janczyka z Limanowej. Stało się to na kilkanaście dni przed zjazdem. Senator, przynajmniej oficjalnie, decyzję władz dzielnie przyjął „na klatę”. W lokalnych mediach deklarował wierność i lojalność wobec prezesa PiS. Ale z tonu jego wypowiedzi przebijała gorycz.
Bo szef regionu to duża figura w partii. To on decyduje o kształcie list do parlamentu, wskazuje kandydatów do ważnych funkcji politycznych w regionie. Ale nie o samo odwołanie poszło, raczej o jego styl i formę.
I tak doszło do pierwszego zwarcia.
Niedziela, 20 listopada, 2016 roku, aula WSB-NLU w Nowym Sączu. Od wczesnych godzin przedpołudniowych zjeżdżają się delegaci z całego okręgu wyborczego, obejmującego teren od Gorlic po Zakopane. Spodziewany był przyjazd 556 delegatów. I pierwsze zaskoczenie: przybywa ich zaledwie 334. Nic nie zapowiadało późniejszych wydarzeń. Przynajmniej na zewnątrz.
Janczyk nawet nie rachował szabel, bo liczył na swoje zaplecze polityczne, które opiera się na samorządowcach. No i oczywiście miał w rękach glejt od Jarosława. Kogut też nie okazywał specjalnych emocji.
Jednak każdy, kto zna charakter Koguta, mógł się domyślić, że ten nie zasypie gruszek w popiele, że za wszelką cenę będzie chciał udowodnić, kto naprawdę rządzi na Ziemi Sądeckiej.
Doszło do zawiązania spółdzielni przeciw Janczykowi.
Koguta mieli wesprzeć między innymi senator z Podhala Jan Hamerski oraz posłowie Barbara Bartuś z Gorlic, Anna Paluch (Podhale) czy Piotr Naimski.
Prawdziwa bonanza zaczęła się, gdy okazało się, że Janczyk nie uzyskał niezbędnego poparcia. Przegrał różnicą zaledwie pięciu głosów: 161:166. Zjazd przerwano.
Wet za wet
W grudniu 2017 roku niczym grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość o aresztowaniu senatora Koguta i jego syna. Zarzuty bardzo mocne. Wielomilionowe łapówki, płatna korupcja. Syn Koguta w areszcie przesiedział dziesięć miesięcy, wyszedł po wpłaceniu 800 tysięcy złotych kaucji.
Wcześniej, w lutym 2018 roku Senat - w którym większość wówczas miał PiS - pochylał się nad uchyleniem immunitetu Kogutowi. Kaczyński zarządził dyscyplinę. Jakież musiało być jego zdumienie i irytacja, gdy okazała się, że część towarzyszy partyjnych Koguta stanęła za nim murem i senatora nie udało się wsadzić za kratki.
Kogut spokojnie dotrwał do końca kadencji.
Potem było już tylko gorzej. Kogut bezpowrotnie stracił szansę na partyjną nominację w ubiegłorocznych wyborach. Wszystko postawił na jedną kartę. Wystartował z własnego komitetu.
- Kilka razy spotkał się z Rafałem Skąpskim, byłym wiceministrem kultury z SLD i namawiał go do startu. Mógł też liczyć na ciche wsparcie Andrzeja Czerwińskiego - ujawnia Stanisław Kaim.
Kogutowi przyszło przełknąć gorycz porażki: 70 424 głosy nie wystarczyło do reelekcji. Mało tego, pokonał go jego były asystent Witold Durlak, którego poparło 107 149 górali.
Kolejny cios spadł tydzień temu. Stanisław Kogut trafił za kratki.
- „Pendolino” Stanisław Kogut stoi na bocznicy i chyba już nie wyjedzie - mówi jeden z polityków PiS.
Żaden z naszych rozmówców nie chce przesądzać o winie bądź niewinności byłego senatora. Ale są tacy, którzy widzą w całej sprawie wewnętrzne rozgrywki w PiS-ie i pokłosie jego wieloletnich konfliktów z Ziobrą i Mularczykiem.
- Moim zdaniem ludzie Kaczyńskiego chcą też sprawą Koguta przykryć całą nieudolność w sprawie Banasia - twierdzi Krzysztof Janik.
Dziś Kogut może liczyć na dobre zdanie tylko od niedawnych partyjnych przeciwników. - Nie życzę mu źle, bo Staszek wierzył w to, co robił. Przykro patrzeć, jak teraz jest grilowany przez prezesa i jego akolitów. To musi być ciężki kamień na jego sercu - kwituje Czerwiński.