Informacja wojewody w sprawie dekomunizacji ulic wywołała spore zamieszanie w gronie radnych. I to zarówno PO, jak i PiS - radni mają duży problem.
Jak już wczoraj informowaliśmy, w czwartek po południu do rąk bydgoskich radnych trafiło pismo wojewody Mikołaja Bogdanowicza, w którym przypomniał o ustawie dekomunizacyjnej i kompetencjach samorządu do zmiany nazw ulic, skwerów i placów. Ale kluczowe było jedno z ostatnich zdań.
- Dokonywanie zmian nazw ulic i nadawanie nowych nazw przez samorządy po 2 września 2017 roku spowoduje konieczność ponoszenia przez mieszkańców wszelkich związanych z tym kosztów, w tym wymiany dokumentów - napisał Mikołaj Bogdanowicz, zastrzegając, że opłaty nie będą konieczne, gdy to wojewoda w trybie zarządzenia zastępczego nada ulicy nazwę zgodną z ustawą.
W szeregach radnych konsternacja, bo z obecnej sytuacji wyjścia dobrego już nie ma. Scenariusze są dwa.
Pierwszy zakłada, że Rada Miasta Bydgoszczy nie robi z dekomunizacją nic i inicjatywę przejmuje wojewoda. Plusem w tym wypadku jest to, że mieszkańcy nie poniosą kosztów całego zabiegu. Minusów też jest kilka - wojewoda nie musi brać pod uwagę głosu mieszkańców z konsultacji społecznych ani propozycji partyjnych kolegów z rady, którzy proponowali konkretnych patronów ulic.
Wojewoda parę razy zwracał się z uwagami dotyczącymi ustawy, ale nigdy nie poruszał kwestii opłat dla mieszkańców. To jest pewna nowość, która wymusza na nas określone działania
O tym mowy nie było
Scenariusz drugi zakłada, że na środowej sesji radni sami zmienią nazwy ulic. Głosowanie postawi w trudnej sytuacji wszystkich. Radni PiS będą musieli zagłosować za zmianami ulic - przecież sami tego chcieli, proponując dla każdej nowego patrona. „Za” głosować będą też radni PO, bo jak sami twierdzą, zestaw patronów zaproponowanych przez PiS co do zasady im nie przeszkadza. Przegłosowanie zmian oznacza jednak spore niezadowolenie mieszkańców, z którym zmierzyć się będą musieli radni.
- Wojewoda parę razy zwracał się z uwagami dotyczącymi ustawy, ale nigdy nie poruszał kwestii opłat dla mieszkańców. To jest pewna nowość, która wymusza na nas określone działania - twierdzi Janusz Czwojda, radny PO. - Musimy zastanowić się, co teraz zrobić. Na razie szukamy odpowiedzi - a prawnicy są tutaj podzieleni - czy to, że przekroczyliśmy wskazany w ustawie termin oznacza jednocześnie, że jej przepisy przestają obowiązywać? Przecież przy podejmowaniu uchwały potrzebne jest wskazanie podstawy prawnej - my nie zmienimy ulic, bo chcemy, tylko właśnie dlatego, że jest taka ustawa. A ona mówi o braku kosztów po stronie mieszkańców.
- Jako samorząd mieliśmy rok na to, by dokonać zmian. Dlaczego tego nie zrobiliśmy? Dlaczego mimo zapowiedzi nie zwołano sesji w sierpniu? - pyta Jarosław Wenderlich, radny PiS. - Teraz przyjmiemy tych samych patronów, których parę miesięcy temu odrzuciliśmy? Wtedy mieszkańcy nie musieliby za to płacić, teraz tak. Uważam, że sprawę powinniśmy zostawić wojewodzie.
Jako samorząd mieliśmy rok na to, by dokonać zmian. Dlaczego tego nie zrobiliśmy? Dlaczego mimo zapowiedzi nie zwołano sesji w sierpniu?
Do historii
Do historii odejść ma ulica Lehmana, Duracza, Langego, Berlinga, Armii Ludowej, Planu 6-letniego oraz Rumińskiego. W ich miejsce zaproponowano nowe nazwy: Krzysztofa Gotowskiego, Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Bernarda Śliwiń-skiego, Studencką, Legionów Polskich, Kazimierza Wielkiego, Ku słońcu i Kowalską. Z kolei park im. Zbigniewa Załuskiego ma nosić imię Leszka Jana Malinowskiego. O jakie koszty przy zmianach może chodzić? Na pewno nie są związane z wymianą dowodów osobistych. - Zmiana adresu nie jest powodem do wymiany dowodu osobistego, w nowych dokumentach i tak nie jest wpisywany adres zamieszkania - zauważa Krystyna Sztejka, dyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich bydgoskiego ratusza.