Kolekcjonerskie królestwo pana Pawła
Uruchamia serce dzwonu, nasłuchuje i szeptem tłumaczy: - Ten wspaniały dźwięk może trwać nawet 30 sekund.
Półki uginają się od żeliwnych i mosiężnych dzwonków, odważników, klaserów ze znaczkami i monetami, pojemników z odznaczeniami i medalami, czarnych płyt i książek kucharskich.
Paweł Domagalski z Dąbrowy wita mnie w drzwiach. - Zapraszam do mojego królestwa - mówi i wprowadza do pokoju wypełnionego starociami. Półki uginają się od żeliwnych i mosiężnych dzwonków, odważników, klaserów ze znaczkami i monetami, pojemników z odznaczeniami i medalami, czarnych płyt i książek kucharskich. - To nie wszystko. Zbieram też narzędzia używane w przeszłości w gospodarstwach domowych. Trzymam je w magazynie - tłumaczy.
Żyłka kolekcjonerska
Już od dziecka miał żyłkę kolekcjonerską. Zaczynał jak wielu jego rówieśników od zbierania znaczków i monet. Ciągle jednak poszukiwał, szukał tematów, w których mógłby się wyróżniać na tle innych.
- Należeliśmy z kolegą do Polskiego Związku Numizmatycznego w Bydgoszczy. Co miesiąc były zebrania i spotkania z interesującymi ludźmi. Pewnego dnia uczestniczyliśmy w ciekawej prelekcji pana Zdzisława Abramka - człowieka, który zbierał pamiątki związane z Czerwonym Krzyżem. Opowiadał o tym z taką pasją, że mnie nią zaraził - wyznaje pan Paweł.
Gdy wrócił do domu, w swoich zbiorach odnalazł swoją pierwszą i jedyną wówczas małą oznakę PCK. Sporo kolejnych pamiątek odkupił później od Zdzisława Abramka. - Był wśród nich prawdziwy unikat: parka znaczków wydanych w obozie jenieckim w Murnau. Do tego dostałem od niego falsyfikaty, doskonałe podróbki tych znaczków, z zastrzeżeniem jednak, że nie mam ich pokazywać na żadnej wystawie. Słowa dotrzymałem - podkreśla z uśmiechem.
No i się zaczęło. Wszędzie gdzie bywał szukał pamiątek z Czerwonym Krzyżem. Stworzył kolekcję, która na każdym robi wrażenie. - Samych odznak, odznaczeń i medali mam w tej chwili około tysiąca. Do tego dochodzą znaczki pocztowe z Czerwonym Krzyżem. Mam już około 250 kart filatelistycznych. Materiału mam na kolejnych 60. Brakuje czasu, by je przygotować - zdradza.
Dźwięk dzwonu
W międzyczasie narodziła się kolejna pasja kolekcjonerska. Zaczął zbierać... dzwonki. I nie potrafi wyjaśnić, dlaczego właśnie na nie się zdecydował. Może dlatego, że nie zna nikogo, kto by miał taką pasję? A może to z powodu pięknych dźwięków, jakie się z nich wydobywają? Prezentuje jeden z nich. Uruchamia serce dzwonu, nasłuchuje i z pasją szeptem tłumaczy: - Ten pojedynczy, wspaniały dźwięk może trwać nawet 30 sekund.
W rodzinie już wiedzą, że największą frajdę panu Pawłowi sprawią, gdy z wakacji przywiozą mu w prezencie pamiątkowy dzwonek. Od wnuków na dzień dziadka dostał dwa identyczne. Nie umawiali się. Wpadli na ten sam pomysł. Ich prezenty stoją obok siebie na półce, w honorowym miejscu.
W swojej kolekcji ma dzwonki, którymi przebrani za gwiazdorów panowie oznajmiali swoje przyjście z prezentami. Są też dzwonki, którymi woźni w szkołach ogłaszali początek i koniec przerwy. Ma też dzwony majątkowe, które wykorzystywano do ogłaszania przerw w pracy lub wzywały na obiad, dzwonki, które wisiały przy drzwiach, pływały na jachtach albo były częścią starych, konnych kuligów. Najbardziej dumny jest z janczarów, które zdobył w Poznaniu. To część końskiej uprzęży. Zdobi je piękny łabędź. - Jak usłyszałem cenę, wydała mi się tak niska, że nawet nie próbowałem się handlować. Byłem bardzo zadowolony z tej zdobyczy - wyznaje.
Żeby zademonstrować mi swój największy dzwon, musi unieść półkę. - Naprawdę fajny okaz. Waży prawie siedem kilogramów - podkreśla z dumą.
Ma również pokaźny zbiór kartek pocztowych z motywami dzwonków. Najstarsze mają ponad sto lat.
Nawet szpulki do nici
Na półkach pana Pawła dostrzegam również pokaźny zbiór szpulek do nici. - Dzisiaj już praktycznie nigdzie nie można ich dostać. Ludzie pamiętają je z dzieciństwa. Rzadko komu przychodziło do głowy, by zostawić je sobie na pamiątkę. Na szczęście cześć udało mi się zdobyć - opowiada.
Są też odważniki do wagi, monety oraz mnóstwo czarnych winylowych płyt nieżyjących już polskich twórców. - Od sześciu lat współorganizuję w Słaboszewku Muzyczne Wieczory Wspomnień. Z tych właśnie płyt puszczamy ludziom piosenki śpiewane przez tych, których już wśród nas nie ma. Gdy jeżdżę po giełdach staroci, od czasu do czasu natrafię również na jakąś ciekawą płytę - zdradza.
Zbiera też starocie wykorzystywane w przeszłości w wiejskich gospodarstwach. Ma między innymi starą, oryginalną gofrownicę, mosiężne i żeliwne żelazka, garnki, garnuszki, lampy naftowe, latarki, tarki do prania, szklanki musztardówki, butelki od mleka i od śmietany.
- Prezentuję je później na różnych wystawach. Dzięki temu udaje mi się je ocalić od zapomnienia - tłumaczy. Chętnie przyjmuje u siebie również wycieczki szkolne. Dzieci pierwszy raz na swoje oczy widzą przedmioty, które dla ich dziadków były codziennością. Dziwią się, dopytują, a pan Paweł cierpliwie im wszystko tłumaczy.
Z lupą przy biurku
Jedni lubią sport, inni filmy, a on lubi spędzać wolny czas wśród swoich staroci. Nie potrafi wytłumaczyć, dlaczego sprawia mu to przyjemność. Do ręki bierze lupę i milimetr po milimetrze przegląda swoje najcenniejsze okazy. Każdy z nich wiąże się z jakąś historią. Próbuje zgłębić wiedzę o zbieranych przedmiotach, więc i książek na ich temat mu ciągle przybywa. Wszystko skrzętnie notuje w swojej kronice. - Gdy mnie zabraknie, coś po mnie zostanie - śmieje się.
Naszym Czytelnikom radzi, by nie siedzieli w komórkach i laptopach, ale znaleźli w sobie jakąś pasję.
Przekonuje, że kolekcjonerstwo daje człowiekowi mnóstwo radości.