Większościowy właściciel spółki WKS Zawisza Artur Czarnecki przyjechał do Bydgoszczy chyba tylko po to, żeby zgasić światło. Na Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy zapadła decyzja, żeby rozpocząć proces likwidacji spółki.
Piątkowy dzień rozpoczął się od posiedzenia Komisji Rewizyjnej Urzędu Miasta, na której jej przewodniczący Tomasz Rega jeszcze raz przypomniał sytuację sprzed roku, kiedy spółka zaczęła chylić się ku upadkowi.
Później, w jednej z bydgoskich kancelarii prawnej, odbyło się Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy spółki. Oprócz Artura Czarneckiego uczestniczyli w nim Wojciech Woźniak z ratusza oraz Wojciech Łaz, który odkupił kilka procent akcji od SP Zawisza.
Po półtoragodzinnym spotkaniu Artur Czarnecki nie uciekał od odpowiedzi na pytania, lecz nie o wszystkim chciał mówić.
- Nieuchronnie zbliża się moment, kiedy spółka zostanie zgłoszona do likwidacji. Ta decyzja może nastąpić w ciągu dwóch, trzech miesięcy - stwierdził prezes Zawiszy SA. - To wszystko ma też związek ze zmianami, które zostały swego czasu wprowadzone w statucie spółki. Chodzi o decydowaniu o spółce. Te zapisy uniemożliwiają bowiem jakiekolwiek zmiany, na przykład o miejscu prowadzenia działalności. Żadne ruchy nie mogą być podjęte bez pełnej akceptacji wszystkich akcjonariuszy. Wystarczy jeden głos wstrzymujący, żeby żadna uchwała nie została podjęta.
Zapytaliśmy zatem – po co przejmował spółkę i czy jako nowy większościowy właściciel miał w 2016 roku pełną jasność dotyczącą sytuacji klubu?
- W większości tak, nie mogłem tylko znać wyniku spraw sądowych, które już się odbywały. Oddłużyłem spółkę na tyle, na ile było to możliwe, bo zobowiązania wobec Osucha były dość wysokie. W tej sprawie więcej nie mogę powiedzieć, gdyż pewne sprawy nie są zakończone. W zeszłym roku miałem natomiast jeszcze pomysł, żeby ratować spółkę.
Bo Zawisza jest na rynku piłkarskim wyjątkiem. To klub, który nie ma takich długów, jakie mają inne wielkie kluby. Pozostały jedynie pewne zobowiązania wobec ZUS. Pojawiła się szansa, że do Zawiszy chętnie wejdą inwestorzy z Hiszpanii. Ale pewne rzeczy stanęły na przeszkodzie. Z Osuchem Stowarzyszenie Piłkarskie nie mogło się dogadać, bo to specyficzny człowiek i być może trudny do rozmowy. Ale sądziłem, że mnie uda się dojść do porozumienia. Nic z tego jednak nie wyszło.
Drużyna Zawiszy pod rządami Radosława Osucha ostatni mecz rozegrała w czerwcu 2016. Co się działo ze spółką w ciągu roku?
- Na tyle na ile mogła, regulowała swoje zobowiązania na rzecz firm transportowych, ochroniarskich i innych podmiotów. Jednocześnie obserwowaliśmy, co się wydarzy w kwestii nazwy i loga, bo byliśmy pozbawieni prawa z ich korzystania, co było główną przyczyną, że nie zgłosiliśmy zespołu do ligi.
Artur Czarnecki zaprzeczył jakoby SP Zawisza chciał się porozumieć w sprawie wykorzystania znaków towarowych przez spółkę. - Nigdy nie dostaliśmy zapewnienia, że będziemy mogli z nich korzystać. Nie mogliśmy więc ryzykować nałożenia na nas wysokich kar finansowych.
Przy okazji zagadnęliśmy głównego akcjonariusza, gdzie się znajduje trofeum, które piłkarze Zawiszy dostali za zdobycie Pucharu Polski.
- Większość pucharów przekazałem do Muzeum Bydgoskiego Sportu. A Puchar Polski? Niestety, Radosław Osuch mi go nie przekazał. Widocznie poprzedni właściciel chciał mieć tą satysfakcję, że osiągnął taki wynik i zabrał go ze sobą...