Jedni się dadzą pokroić za zabawny bon mot, inni za komplement. Jako Polacy zdecydowanie należymy do tej drugiej grupy. Miłe słowa prezydenta USA Donalda Trumpa skierowane do Polaków i Polski podczas ostatniej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ z szybkością błyskawicy obiegły polskie media. „Mówią o nas!”, „Chwalą nas w Ameryce” - w takim tonie pobrzmiewały informacje w portalach i programy telewizyjnych.
Tymczasem z komplementami politycznymi jest jak z komplementami w życiu. Jeśli nie są szyderstwem (stara hrabina mawiała, że ukłon zbyt niski jest kpiną) ani jak to się teraz mówi trolllingiem, trzeba podziękować.
Komplementy od prezydenta USA z pewnością takimi nie były. Donald Trump „nauczył się Polski”, zapewne zapamiętał nasz kraj z wizyty w 2017 roku. Po dwornym zatem podziękowaniu za mówienie o naszej skromnej, ale dumnej ojczyźnie trzeba się zastanowić, dlaczego te prezydenckie słowa padły.
Nie jest to nadmiernie trudne, ponieważ w tym samym przemówieniu dość wyraźnie zostało powiedziane do jakiej konkluzji zmierza prezydent USA. Donald Trump prowadzi swoją batalię z Niemcami i innymi państwami starej Europy i Polska w jego oczach może w tym pomóc.
Komplementy były szczere, sympatia zapewne też. Widzimy, że jednocześnie pojawiło się w tym wszystkim trochę interesownego podejścia (krytyka innych państw Unii Europejskiej). To akurat nam się nie opłaca. Stany Zjednoczone znajdują się daleko i są silnym państwem, my natomiast musimy stale układać się z Niemcami i Francuzami. Bez względu na to, czy przetrwa dzisiejsza Unia, czy Europa będzie w sensie politycznej konstrukcji wyglądała inaczej, jedno jest pewne: my tu zostajemy.
Była też w wystąpieniu Donalda Trumpa gruba przesada. Polska nie walczy dzisiaj o niepodległość ani suwerenność. Sam prezydent USA przypominał w 2017 roku na placu Krasińskich w Warszawie czasy, gdy taka walka się toczyła. Można powiedzieć „bywało gorzej” niż dzisiaj.
A na poważnie, to historia walki Polski o suwerenność i niepodległość, w której przez dekady asystowały nam Stany Zjednoczone, jest na tyle tragiczna, ze nie ma sensu jej trywializować. W gruncie rzeczy dobrze byłoby, gdyby prezydent Duda przy najbliższej okazji powiedział o tym raz jeszcze prezydentowi Donaldowi Trumpowi, oczywiście raz jeszcze dziękując za komplementy.